Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W którym momencie zaczynamy w życiu słyszeć upomnienia w stylu: „Nie zachowuj się jak dziecko”? Przypuszczam, że znacznie wcześniej niż przed ukończeniem wieku, który daje bierne prawo wyborcze.
Czy dorosłość musi być poważna?
Całkiem niedawno, idąc górskim szlakiem byłam świadkiem, jak tata zwraca się do – na oko dziewięcioletniego – syna, po którego policzkach płynęły łzy: „Nie płacz, ile ty masz lat?!”. Słyszałam też w swoim życiu dzieci, które mówiły, że nigdy nie chcą dorosnąć, bo "dorosłość jest straszna". Z jakiegoś powodu kojarzymy ją z powagą i to śmiertelną. Powagą, która opancerza dziecięce, delikatne i żywotne części nas samych.
Jako rodzice uczestniczymy w „sztafecie pokoleń”, podając sobie nawzajem ciężary, które raniły i ograniczały nasze prababcie, dziadków i rodziców. Kolejne pokolenia, które przychodzą na świat, można porównać do plażowiczów – nieświadomych, że zaraz i w nich uderzy tsunami.
Większość ludzi próbuje coś z tego dziedzictwa zatrzymać, by nie przekazywać go dalej. Jednak by tak się stało, najpierw trzeba ten "spadek" w sobie zdiagnozować i przetransformować. Co w praktyce oznacza opłakać to, czego nam samym zabrakło, a dać dzieciom to, czego od nas potrzebują. Mając jednocześnie na uwadze, że w każdym wieku – dla siebie samych możemy tworzyć nowe, lepsze doświadczenia. Lepsze od tych, które były niegdyś naszym udziałem.
Zabawa – ważna czy nieważna?
Podobnie jest z zabawą. Nie przestajemy jej praktykować sami z siebie. Dzieciom zbyt często zdarza się słyszeć, że nic nie robią albo marnują czas, podczas gdy dorośli zajmują się poważnymi sprawami. Te komunikaty nie muszą być formułowane wprost – wystarczy, że efekty zabawy traktowane są jako „bałagan”, który trzeba natychmiast posprzątać. Podobnie, gdy dziecięce opowieści rodzic ucina krótkim: „Powiesz mi później”, a na zaproszenie do zabawy odpowiada „nie mam czasu”.
Tymczasem, dzieci, które uczą się przez zabawę, trenują podstawowe umiejętności i kanalizują różne przeżycia, by sobie z nimi poradzić. Takie reakcje rodzica są więc dla nich sygnałem, że to, co robią – dla najbliższych i najważniejszych ludzi na świecie – nie ma większego znaczenia.
„Wolałabym wykonać w domu wszystkie obowiązki, niż bawić się z moimi dziećmi” – usłyszałam kiedyś od jednej z mam. Z jednej strony to dramatyczna i jednocześnie wymagająca empatycznego podejścia informacja o niewystarczających zasobach lub braku własnego dzieciństwa. Po drugiej stronie mamy jednak dziecko, które w niedostępności rodzica czyta informację na swój temat. W efekcie może uważać, że coś z nim jest nie tak albo że jest dla rodzica niewystarczające.
Nie zabijaj dziecka w dziecku
Każdy odrzucony bukiecik z ogrodowego zielska, każda rozebrana naprędce i mimo protestów budowla z klocków, każdy rysowany w pocie czoła obrazek uznany przez rodzica za "bazgroły" – to wszystko powoduje, że w naszych pociechach zamiera jakaś mała, dziecięca cząsteczka. Nie pomaga też systemowa szkoła, w której przechodzenie do kolejnej klasy opatrywane jest zwykle komentarzem: „Żarty się skończyły!”.
Czy dziecko faktycznie w nas umiera? Czy zostaje doszczętnie przysypane gruzem krytyki i sentencji na temat tego, że życie – by miało sens – powinno być ciężkie jak praca w kamieniołomie? W żadnym wypadku! Ono w dalszym ciągu funkcjonuje, tyle że zepchnięte do najgłębszej piwnicy naszego wnętrza. W zimnie, głodzie i ciemności. Uznane za gorsze, wręcz niebezpieczne, bo zagrażające dojrzałemu, odpowiedzialnemu życiu.
"Mamo, jak ci się nie chce, to zamień to w zabawę!"
Na szczęście nigdy nie jest za późno, żeby tym bezbronnym, wewnętrznym dzieckiem na nowo się zaopiekować, tj. przytulić i nakarmić (np. podczas psychoterapii). Wówczas może odwdzięczyć się prawdziwą eksplozją kreatywności. Nagle może się okazać, że jeśli do niektórych spraw podejdziemy z – typową dla dziecka – świeżością, wszystko wyda się łatwiejsze. Nie tak dawno, gdy trudno było mi zebrać się do pewnego zadania, mój siedmioletni synek powiedział: „Mamo, jak ci się nie chce, zamień to w zabawę”.
Gdy „śmiertelna powaga” ustępuje miejsca zabawie, nabieramy ochoty na eksperymentowanie, doświadczanie i próbowanie nowych rzeczy. Nie tyle odhaczamy wtedy zadania, co czerpiemy z nich radość. W praktyce może to wyglądać na przykład tak, że rutynową czynność wykonujemy w inny niż dotychczas sposób. Bliski staje się nam świat dzieci, w którym możemy sobie wyobrazić wszystko, co tylko przyjdzie nam do głowy. W którym możemy zarówno przejmować się losami bohaterów z bajek jak i zgadywać, co przypomina kształtem plama rozlanego mleka. I w końcu, wskakując na bosaka do kałuży w trakcie szalonej zabawy z dziećmi, możemy ładować również swoje baterie. Ale o tym następnym razem...