Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
U nas nie tylko ta niezwykła piosenka, ale również rozmowa z jej autorem. Drodzy Aleteiowicze – ks. Bartłomiej Kot, duszpasterz akademicki z Wrocławia, którego zachwyca słowo i który słowem zachwyca. A to dziś niełatwe.
Agnieszka Bugała: „Chciałbym tworzyć z tobą związki, najlepiej frazeologiczne…” – śpiewa ksiądz w piosence, która podbiła serca słuchaczy i fanów pięknej polszczyzny. Oczywiście muzyka jest skomponowana ze słowną opowieścią znakomicie, ale tekst naprawdę robi wrażenie. Jest naszpikowany pojęciami, które występują w języku, albo go opisują, ale znają je raczej tylko językoznawcy. Skąd taki pomysł? Czy ksiądz jest filologiem?
Ks. Bartłomiej Kot: Z zawodu jestem muzykiem i teologiem. Nie studiowałem filologii, ale od początku fascynował mnie język. W dzieciństwie lubiłem czytać słowniki, a szczególnie atrakcyjna wydaje mi się etymologia. Kiedyś wydawało mi się, że układanie słów jest łatwe: na bieżąco rymowałem przebieg lekcji historii w liceum, notatki z historii filozofii na studiach układałem w piosenki.
Teraz do pisania tekstów podchodzę poważniej – uczę się tego, jak je pisać i długo nad nimi pracuję, czasami w trakcie pracy muszę się sporo douczyć. To zapewne wynika z większego poczucia odpowiedzialności za słowa i wiąże się z dojrzewaniem artystycznym. Kiedyś Wojciech Młynarski zdradził swoją autorską zasadę: traktuj odbiorcę jak mądrzejszego od siebie.
Myślę, że to wymagające, ale też uczciwe podejście. Wisława Szymborska zainspirowała mnie przyznając się w jednej z rozmów do tego, że ma… kosz na śmieci. To było odkrywcze! Obecnie mój tekst do piosenki powstaje przez dwa do sześciu miesięcy. Wiele pomysłów ląduje w koszu. Kiedy jednak słowa są już gotowe, melodia powstaje czasami w kilka minut.
Wiem, że utwór Polszczyzna jest jednym z dziesięciu, które trafią na nową płytę. W jaki sposób zaczęła się księdza przygoda z profesjonalnymi muzykami i wydawaniem płyt?
Przez siedem lat byłem dyrektorem artystycznym koncertu „Rzeczpospolita śpiewająca”. Prześpiewaliśmy na tych koncertach chyba wszystkie możliwe pieśni i piosenki patriotyczne. Okazało się, że wiele jest takich, które opowiadają o miłości do ojczyzny żywionej przez naszych przodków, ale nasze pokolenie niewiele ma do zaoferowania w tej materii. Są oczywiści wspaniałe opracowania i nagrania piosenek z dwudziestego wieku i z wcześniejszych, ale Polska bardzo się od tego czasu zmieniła. Więc zacząłem pisać…
Od początku założyłem sobie, żeby nie używać wielkich słów. Samo słowo Polska pojawia się na płycie chyba tylko w jednym refrenie, brzmi on tak: „Czy to górsko, czy nadmorsko, gdy patrzę w Tobie na wschody, zachody, jesteś w moim typie, Polsko! Mam wielką słabość do twojej urody”. Jeśli jednak wielkie słowa się pojawiają, to zwykle w bardzo lekkim kontekście. „Niech jątrwy uczą śpiewać dzieciaki, świekrów i swatów złączy harmonia! Stryje, dziewierze, zełwy i swaki, Śpiewajcie: Gaude mater, Polonia!”
Te piosenki miały być zwykłe i szczere – nie takie na akademię czy apel z jakiejś okazji. I mam wrażenie, że się udało. Można je śpiewać bez okazji. Taki właśnie tytuł będzie miał powstający album: Bez okazji. Od strony wykonawczej współpracuję z Łukaszem Matuszykiem. To człowiek odpowiedzialny muzycznie za moją poprzednią rozrywkową płytę pt. Wrocławskie spacery. Bardzo sobie cenię jego profesjonalizm i wrażliwość, ma też duży wpływ na aranże i dobór muzyków. Cenne jest również to, że każdy z muzyków wnosi coś od siebie.
Bardzo mi odpowiada wspólne tworzenie albumu, czyli takie, w którym nie narzucam ostatecznej koncepcji, ale wszyscy bierzemy udział w powstawaniu czegoś nowego. Myślę, że płytę Bez okazji można traktować jako drugą część Wrocławskich spacerów.
Porozmawiajmy o tym, jak Polszczyzna Bartka Kota trafiła do ucha profesora Jana Miodka. W jednym z programów pojawił się nagle ksiądz z piosenką i od razu w internecie wybuchł szał. Wers „Chciałbym tworzyć z tobą związki, najlepiej frazeologiczne…” zostaje w głowie na długo. Jak to się stało?
To przez Joasię, która jest zaangażowania w powstawanie płyty Bez okazji. Napisała wiadomość do twórców programu Słownik Polsko@polski, w której podzieliła się Polszczyzną. I tak to zadziałało, że już następnego dnia zostałem zaproszony na nagranie!
Wcale mnie to nie dziwi, księdza kompozycje są znane. Oratorium o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny, pt. Matko Najpiękniejszego w wykonaniu którego wziął udział chór, orkiestra i solistka – razem około osiemdziesiąt osób – pięknie zapisały się we współczesnej historii muzyki religijnej. Jak to się robi? Na co dzień duszpasterz akademicki i kapelan Ośrodka św. Jerzego. Kiedy ma ksiądz czas na pisanie dużych form muzycznych i mniejszych, czyli piosenek?
Nie komponuję wiele. Szczególnie w ostatnich latach piszę mało i niechętnie. Trzeba mnie do tego zmuszać. Ale coś tam jednak powstaje. Mojego najnowsze oratorium Mysteria Lucis zabrzmiało w czerwcu we wrocławskiej kolegiacie Świętego Krzyża. To utwór dwa razy większy niż oratorium Matko Najpiękniejszego, ma też zupełnie inną poetykę. Teksty medytacji biblijnych i liturgicznych mojego autorstwa są inspirowane kolorytem wschodniochrześcijańskiej poetyki. Mogą kojarzyć się np. z Akatystem. A czasu wcale nie jest tak mało. Są okresy intensywnej pracy duszpasterskiej i takie, w których niewiele się dzieje. Jak u Koheleta – jest czas biegania i czas na układanie pieśni.
A w każdej na zachwyt czymś ważnym, np. ojczystym językiem…
Tak, a takie sytuacje wymagają intensywnej pracy, poznania nowych terminów i zagadnień. Ale zawsze jest radość, gdy pieśń zaczyna żyć swoim życiem w sercach słuchaczy!