Moglibyśmy zacytować po prostu punkty Katechizmu Kościoła Katolickiego (patrz. KKK 1033-1037) i dorzucić do nich garść cytatów z kilku publikacji teologicznych z tego zakresu, ale zamiast tego – przyjmując oczywiście Katechizm za tekst bazowy i wiążący – spróbujemy zarysować ramy zagadnienia możliwie „wyraźną kreską”. Zatem do dzieła…
Kim jest człowiek?
Wiemy z Objawienia (to jest z Pisma Świętego i Tradycji Kościoła) i dlatego wierzymy, że człowiek został stworzony przez Boga jako istota duchowo-cielesna (przy czym warto zaznaczyć, że przez cielesność rozumiemy cały rzeczywistość psychofizyczną człowieka). Stworzony został na Jego obraz i podobieństwo – na obraz i podobieństwo Boga będącego Trójcą w jedności, czyli Wspólnotą miłujących się Osób – Ojca, Syna i Ducha Świętego.
A zatem człowiek powołany jest do istnienia w relacji miłości z Bogiem i innymi ludźmi. Takie jest powołanie, cel i sens istnienia człowieka. A więc tylko istniejąc i funkcjonując w ten sposób – to jest: pozostając wiernym dotyczącemu go zamysłowi stwórczemu Boga i realizując ten zamysł – człowiek może osiągnąć szczęście.
Wolność – warunek miłości
Aby człowiek mógł realizować ów stwórczy zamysł Boga wpisany w swoją naturę, to znaczy istnieć i funkcjonować w relacjach, które będą relacjami miłości, musi być wolny. Stąd Bóg, stwarzając człowieka, obdarował go wolną wolą, wolnością.
Paradoksem tego daru – koniecznego, by człowiek mógł kochać (bo kochać może tylko wolna istota) – jest to, że zakłada on jednocześnie możliwość odrzucenia przez człowieka owego stwórczego zamysłu, swojego powołania; możliwość zaprzeczenia sensowi i celowi swojego istnienia; możliwość odrzucenia miłości Boga i ludzi (zarówno miłości do nich, jak i miłości, którą jest przez nich kochany).
Owo odrzucenie miłości Biblia, a za nią Tradycja Kościoła nazywa grzechem.
Grzech i odkupienie
Człowiek zgrzeszył grzechem pierworodnym, o którym w obrazowy sposób opowiada trzeci rozdział Księgi Rodzaju. Jego natura została poważnie zraniona i nosi w sobie odtąd skłonność do grzechu, czyli do odrzucania miłości – swojego celu, sensu, powołania i szczęścia.
Bóg nie pozostawił człowieka w tym tragicznym i beznadziejnym stanie. Ostatecznie posłał swojego Syna, który we Wcieleniu sam stał się człowiekiem i jako prawdziwy Bóg, a jednocześnie prawdziwy człowiek naprawił to, czego ludzie o własnych siłach naprawić nie mogli. Naprawił to poprzez akt ostatecznej miłości wobec Boga i ludzi (aż po wyrzeczenie się siebie i swojego życia), jakim była Pascha Jego męki, śmierci i zmartwychwstania. W ten sposób stał się naszym Odkupicielem i Zbawicielem. Na nowo „otworzył” nam możliwość kochania Boga i ludzi – to jest: realizowania naszego celu, sensu, powołania i szczęścia.
Nie jesteśmy w stanie robić tego o własnych siłach, ale możemy to robić trwając w zjednoczeniu z Nim poprzez wiarę (którą daje nam Kościół) i życie sakramentalne (dzięki sakramentom, których szafarzem pozostaje Kościół, sam będący „sakramentem” Chrystusa). Jeśli człowiek autentycznie trwa w zjednoczeniu z Chrystusem w opisany powyżej sposób, to żyje pewnością ofiarowanego mu przez Boga w Chrystusie zbawienia.
Zbawienie i niebo
Zbawienie to tak naprawdę ostateczne osiągnięcie przez człowieka celu swojego istnienia, zrealizowanie jego sensu, wypełnienie swojego powołania – obrazowo mówiąc: dotarcie do punktu, w którym jest i będzie już na zawsze szczęśliwy szczęściem niemożliwym do utracenia.
I tu natrafiamy na pierwszy poważny „problem”, czy też „próg”, z którym musimy się rozprawić. Chodzi o to, że „siatką” naszej percepcji są kategorie przestrzeni i czasu. Dlatego najczęściej myślimy o zbawieniu jako o jakimś miejscu i czasie. Używamy pojęcia „wieczności”, ale de facto rozumiemy je odruchowo po prostu jako „nieskończenie długi czas”. Mówimy o „niebie”, bo Chrystus mówi o „królestwie niebieskim”.
Tyle, że Jemu chodzi o królowanie Boga, czyli o rzeczywistość „ułożoną” całkowicie wedle zamysłu Boga, a nie o jakieś tak czy inaczej wyglądające i urządzone zaświaty. Skracając cały wywód, chodzi o to, że istotą zbawienia nie jest znalezienie się w jakiejś przestrzeni czy czasie, ale wejście – pełne i nieodwołalne – w relację miłości z Bogiem i ludźmi.
Zauważmy, że choć nie jesteśmy w stanie dokonać tego własnymi siłami (potrzebujemy pośrednictwa Chrystusa przez Jego Kościół), to owo wejście musi być naszą całkowicie dobrowolną decyzją. Bo nie da się naprawdę kochać inaczej, jak dobrowolnie.
Potępienie i piekło
Analogicznie (i konsekwentnie względem tego, co pisaliśmy wyżej o ludzkiej wolności) potępienie jest efektem definitywnego odrzucenia przez człowieka miłości. Ono także dokonuje się dobrowolnie.
A zatem o ile Katechizm słusznie stwierdza, że to Pan Bóg rozstrzyga i „wyrokuje” o naszym zbawieniu lub potępieniu, to trzeba uznać, że robi to niejako „zatwierdzając” skutki naszej własnej decyzji, na którą składają się decyzje podejmowane przez nas w całym naszym życiu doczesnym.
Nasza duchowo-cielesna natura zdolna jest do podejmowania i realizowania decyzji w czasie. Stąd życie doczesne jest właśnie czasem (sic!) naszej decyzji. Kończy się on wraz z momentem śmierci. To, czego nie dostaje naszej „decyzji na miłość” zostanie oczyszczone i dopełnione w doświadczeniu, które nazywamy czyśćcem.
Ale jeśli nasze życiowe postawy i decyzje sprowadzają się do odrzucenia miłości Boga i ludzi, to w ten sposób sami tak naprawdę wybierzemy potępienie i piekło, czyli „stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi” (KKK 1033).
To co nazywamy „karą piekła” jest w rzeczywistości konsekwencją naszego wyboru. Paradoksalnie Bóg „musiał” stworzyć piekło, możliwość potępienia, byśmy mogli wybrać zbawienie. Bo chodzi o wybór między miłością i brakiem miłości, a do tego potrzebna jest wolność.
Cały człowiek zbawiony lub potępiony
Zbawiony lub potępiony będzie cały człowiek. W całej swojej duchowo-cielesnej naturze. Zbawienie lub potępienie nie będą jedynie doznaniami duchowymi, jedynie intelektualnymi, jedynie emocjonalnymi, psychicznymi, czy też jedynie cielesnymi.
Będą obejmować, dotyczyć i doświadczane będą przez całego człowieka. I to przez całą wieczność. Przez całą wieczność, którą należy rozumieć nie tylko jako „nieskończenie długi czas”, ale przede wszystkim chyba jako głębię i intensywność tegoż doświadczenia.
Odpowiedzialność człowieka
W tym punkcie potrzebujemy wyraźnie zaakcentować dwie rzeczy. Po pierwsze: Bóg stworzył człowieka pragnąć dla niego zbawienia. Zamysłem i pragnieniem Boga jest zbawienie, wieczne szczęście człowieka w miłości. Koniecznym warunkiem możliwości realizacji tego zamysłu przez człowieka jest jego wolność. Jej skrajną konsekwencją jest (i musi być) możliwość odrzucenia przez człowieka miłości i zbawienia, a wybranie potępienia.
A zatem to, w co Kościół wierzy i czego uczy odnośnie do zbawienia i potępienia, maksymalnie dowartościowuje ludzką wolność i odpowiedzialność. Odpowiedzialność rozumianą zwłaszcza jako zdolność do dania odpowiedzi swojemu Stwórcy i Jego pragnieniu – odpowiedzi pozytywnej lub negatywnej.
Teraz dopiero możemy posilić się o próbę naszkicowania odpowiedzi na pytanie o to, czy możliwe jest by jednak wszyscy zostali zbawieni; by koniec końców piekło mogło pozostać puste. O tym już niebawem przeczytasz w drugiej części tego materiału.