Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Duchowny, zakonnik, mężczyzna. Ojciec Michał Legan – paulin i rzecznik prasowy Jasnej Góry. Na 40. urodziny wymarzył sobie wyjazd i wejście na Kilimandżaro. Chciał coś sobie udowodnić, ale też spotkać tam Pana Boga, który, jak się okazało, miał dla niego zupełnie inne plany.
Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Czasami, żeby się ocknąć, potrzebujemy błyskawicy, grzmotu. Nie tylko tego wewnętrznego. Bywa i tak, że potrzebujemy tego zewnętrznego. Doświadczyłeś tego? Kiedy obchodzisz urodziny?
Ojciec Michał Legan: Zasadniczo w dowodzie osobistym mam wpisane: 24 lipca 1979 roku. Ale od kilku lat mam urodziny dwa razy w roku, dlatego że rzeczywiście wydarzył się w moim życiu taki piorun, który mógł sprawić, że nie rozmawialibyśmy dzisiaj.
Myślę, że było bardzo blisko, dosłownie milimetry i sekundy od tego, żebym umarł. I to był bardzo ważny moment duchowo, moment przełomowy, który rzeczywiście traktuję jako nowe urodziny. Ale chciałbym od razu wyjaśnić, że jeżeli ktoś myśli, że takie wydarzenia sprawiają, że człowiek nawraca się dokumentnie, głęboko i staje się człowiekiem wiary i miłości, rozpalonym, skupionym na innych, to nie.
Tak się w moim życiu nie wydarzyło. Owszem, był to moment jakiegoś gigantycznego przełomu, odkrycia tego, co w życiu ważne i nawrócenia, ale nie skończyła się w moim życiu historia grzechu, potknięć, upadków i błędów. I nie mogę powiedzieć, że to był taki moment, od którego wszystko jest w moim życiu dobrze, bo tak to po prostu nie działa.
Powiem ci, jakie miałam marzenie związane z moimi czterdziestymi urodzinami, ponieważ jesteśmy dokładnie z tego samego rocznika. Marzyłam, że wyjadę gdzieś wysoko i daleko w góry. Powiedz mi, jakie ty miałeś marzenie związane z urodzinami?
Może trzeba zacząć od tego, że ja byłem wychowywany przez samotną mamę. Jestem człowiekiem, który wyjechał z Zielonej Góry po dziewiętnastu czy dwudziestu latach życia. Po maturze wyjechałem na studia do Krakowa. Tam z kolei spotkałem cudownych ludzi w duszpasterstwie akademickim. Zaprzyjaźniłem się bardzo głęboko z wieloma z nich. Wcześniej byłem w cudownej szkole średniej. I ten mój okres studencki, ten okres takiego przełomu, wybierania też życia, powołania, życia zakonnego, to był taki moment pierwszych bardzo poważnych decyzji.
A co studiowałeś?
Studiowałem filmoznawstwo, teologię i dziennikarstwo. I to były momenty bardzo ważne, które mi pokazywały, że jest we mnie jakaś dojrzałość, odpowiedzialność, zdolności, coś umiem robić, do czegoś się nadaję. To jest bardzo ważne w przypadku chłopaków, którym tego nie powiedzieli ojcowie. Jak ojciec ci nie powie, że cię kocha i że jest z ciebie dumny, to tego długo nie wiesz. Masz ciągle to samo pytanie w sobie, czy twój ojciec by cię docenił. Czy byłbyś dla niego ważny.
Musiałeś sobie udowadniać, że tak?
Tak, zdecydowanie o to chodziło, że ciągle budziła się taka wątpliwość, że może jestem jakoś wybrakowany. Mam podjąć decyzję o całym swoim życiu. Chciałbym na przykład tę decyzję podjąć jako mężczyzna, który jest pewny siebie, który wie, co robi, który bierze odpowiedzialność za siebie i za innych. To są takie szumy, które bardzo utrudniają ci codzienne życie. Po prostu tego nie masz. To nie chodzi o to, że nie umiesz wbijać gwoździa, bo tego się można samemu nauczyć.
Dalszą część rozmowy możecie obejrzeć poniżej: