separateurCreated with Sketch.

Co się dzieje, gdy dajesz z siebie wszystko? Bolesne skutki „samozajeżdżania”

nakręcony pracownik nie potrafi się zatrzymać
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Zatrzymujemy się, ale wszystko w nas pędzi. Po drodze zamroziliśmy w sobie tak wiele uczuć, potrzeb i ludzkich odruchów, że gdy przychodzi wolne, możemy odczuwać pustkę.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Przekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Z odpoczywaniem i ładowaniem baterii jest jak ze snem: zarwanego nie da się odrobić. Nie da się spać w tygodniu po cztery godziny, a w sobotę nadrobić zaległości, przesypiając piętnaście. Pozbawiony odpoczynku układ nerwowy i inne organy będą potrzebowały znacznie więcej czasu, by wrócić do równowagi, niż pół dnia czy nawet doba podarowana na regenerację.

Kryzys, jakiego doświadcza przeciążone ciało, odbije się na naszym zdrowiu i całym funkcjonowaniu znacznie dłużej. Spowoduje ubytek sił, trudności z koncentracją i niemożność sprawnego działania. Wszystko to, co chcieliśmy zrobić szybciej i więcej kosztem snu, zamieni się w wolniej i mniej. To tak, jakbyśmy zaciągnęli wobec własnego organizmu kredyt, który spłacamy z wysokim oprocentowaniem.

Co się dzieje, gdy dajesz z siebie wszystko?

Podobne zjawisko wewnętrznego zadłużenia powstaje, gdy rezygnujemy z odpoczynku. Gdy „dajemy z siebie wszystko” przez sześć dni w tygodniu, licząc, że niedziela będzie w końcu doświadczeniem zatrzymania i wytchnienia. Niestety tak się nie dzieje, bo to jakbyśmy chcieli wyskoczyć z pędzącego Intercity, licząc na miękkie lądowanie. Zatrzymujemy się, ale wszystko w nas pędzi. Po drodze zamroziliśmy w sobie tak wiele uczuć, potrzeb i ludzkich odruchów, że gdy przychodzi wolne, możemy odczuwać pustkę.

To stan odcięcia od siebie, który potrzebny był nam po to, by przetrwać nawał zadań. Jeden dzień to bardzo mało, by odkryć, co u nas słychać i co zostało w nas zagłuszone, gdy „dawaliśmy radę” albo dawaliśmy z siebie wszystko.

„Dawanie z siebie wszystkiego” – to zresztą bardzo podchwytliwy mechanizm. Przez „wszystko” rozumiemy dawanie znacznie więcej, niż mamy. Albo że dajemy to, co nie może być oddane, bo nam samym jest niezbędne do funkcjonowania, o ile nie uczestniczymy w jakichś nadzwyczajnych okolicznościach, gdy od naszej mobilizacji bezpośrednio zależy czyjeś życie.

Stan "samozajechania"

Tak, jak potrzebujemy jedzenia, picia i tlenu w codziennych, regularnych porcjach, tak każdego dnia potrzebujemy momentów rozluźnienia, relaksu i dobrostanu. Zwolnienia tempa, zanurzenia w ciszę, przeżywania przyjemności. Robienia rzeczy, które lubimy i które nas ładują. Śmiechu i zachwytu. Poczucia, że mamy ciało, które potrzebuje ruchu i odpoczynku.

Kiedy tego nie ma, żyjemy w stanie "samozajechania". Podoba mi się to słowo, bo przywraca nam ono wpływ na własny dobrostan. Kiedy mówimy, że „życie pędzi” czy „dużo się dzieje” to trudno wskazać rzeczywisty podmiot tych konstrukcji. Nie widać, że to my pędzimy i to nasze wybory sprawiają tę ilość dziania się.

Żeby sobie pomóc wychodzić z mechanizmu samozajeżdżania, potrzebujemy siebie pytać, co takiego nam ono daje. Co jest dla nas tak ważne, że nadużywamy samych siebie? Te „nagrody” będą sięgać znacznie głębiej, niż nam się wydaje. Pozornie może chodzić o zatroszczenie się o byt czy sumienne wywiązanie się z zadań, ale pod spodem możemy doświadczać takiej sytuacji wewnętrznej, że nasze poczucie własnej wartości czy przynależności do innych pozostaje w całości sklejone z tym, ile zrobimy. Wówczas niestety ile byśmy nie dokonali, zawsze będzie za mało.

Skłonność do brania na siebie za dużo

Skłonność do brania na siebie więcej, niż jesteśmy w stanie bez uszczerbku na zdrowiu zrobić, nie bierze się znikąd. Na okładce książki Katarzyny Schier pt. Dorosłe dzieci widnieje antyczna rzeźba niemowlęcia, które trzyma za głowę węża. Muskulatura malca nie przystaje do jego wieku – widać wyraźnie „sześciopak” na dziecięcym brzuchu. To Herkules, o którym Mickiewicz pisał w Odzie do młodości: „Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze”. Uosabia on sytuację, gdy z jakichś powodów dziecko w domu nie może doświadczać beztroski i obciążane jest ponad siły. Potem nawykowo się przeciąża.

Pozbawianie siebie odpoczynku jest robieniem sobie krzywdy. Warto poczuć tę część siebie, która cierpi z tego powodu, i otoczyć ją w sobie współczuciem. Uruchomić tę część nas, która jest opiekuńcza, dobrze nam życzy i potrafi racjonalnie ocenić, ile mamy sił i ile możemy na siebie wziąć. Zatroszczyć się o tę, która chciałaby mówić: „nie”, ale nie może się przebić ze swoją odmową ani do nas samych, ani do ludzi wokół. Możemy się też uczyć odpoczywać i troszczyć o swój dobrostan, o czym napiszę w kolejnym tekście.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.