Już ponad 70 kobiet z dziećmi z Ukrainy ogarniętej wojną mieszka w opactwie benedyktynek w Staniątkach. – Jest nam tu dobrze – zarówno siostry, jak i okoliczni mieszkańcy obdarzyli nas wyjątkowym wsparciem – mówią Ukrainki.
Pierwsze uchodźczynie mniszki przyjęły już w drugim dniu wojny, czyli 25 lutego. Cały czas im pomagają, ale same też są zmuszone prosić o wsparcie.
– Jest to niewątpliwie wyzwanie na każdy nowy dzień, jednak trzeba sobie z nim radzić. Inne było na początku, gdy przyjeżdżały osoby na kilka dni, inne jest teraz, kiedy niektóre rodziny mieszkają z nami już ponad 3 miesiące – mówi s. Stefania Polkowska, matka ksieni opactwa ze Staniątek.
Trudne historie z Ukrainy
S. Polkowska przyznaje, że zgromadzenie zdecydowało się przyjąć kobiety z dziećmi bez chwili wahania. – Myślę, że udało się stworzyć nam swego rodzaju międzynarodową i międzyreligijną wspólnotę. Staramy się być na siebie wrażliwi, cieszyć się drobnymi radościami, jak i wspólnie rozwiązywać pojawiające się problemy – opisuje.
Historie kobiet odpoczywających w czerwcowe popołudnie w przyklasztornym ogrodzie poruszają serca. I choć opowiadają je już spokojniej, czasem w ich oczach pojawiają się łzy.
– Wiemy co oznacza bombardowanie i związane z tym przerażenie i chaos. Ucieczka była przejmująca. Kiedy trafiliśmy do sióstr, zarówno one, jak i okoliczni mieszkańcy, przyjęli nas z wielkim sercem i obdarzyli wyjątkowym wsparciem. To było niezwykłe doświadczenie. Jest nam tu dobrze – mówi Tamara, która mieszka u benedyktynek z córką Ewgenią i synem Romanem.
Z kolei Tatiana boryka się z tłumaczeniem i zaakceptowaniem dokumentów poświadczających, że może pracować jako pielęgniarka. – Na razie sprzątam w szpitalu Żeromskiego w Krakowie. Ale ufam, że niedługo znów będę mogła pomagać jako pielęgniarka, co robiłam przez ostatnie 30 lat na Ukrainie – wyraża nadzieję.
Wspólnota sióstr, wolontariuszy z okolicznych miejscowości oraz samych uchodźców charakteryzuje się wielką dynamiką. – Nie jest to proste. Są bariery językowe, kulturowe czy choćby przyzwyczajenia. Jednak stajemy się dla siebie coraz bliżsi, a o kobietach i dzieciach, którym pomagamy, nie mówimy uchodźcy, ale nasi goście i przyjaciele – opisuje Anna Front, która kieruje wolontariatem w staniąteckim opactwie.
Zwykłe, codzienne potrzeby
W ciągu 3 miesięcy podstawowe potrzeby, jak np. ubrania, pościel, ręczniki czy żywność długoterminowa, zostały zaspokojone. Na chwilę obecną niezbędna jest jednak pomoc cykliczna.
– Przydałaby się żywność krótkoterminowa, typu owoce, jogurty, jajka czy sery, zwłaszcza dla dzieci, która byłaby dostarczana regularnie. Myślę, że niezmiernie ważny byłby także zapas leków, w tym przeciwgorączkowych, przeciwbólowych bądź preparatów witaminowych. Konieczne są też środki czystości, które zużywają się bardzo szybko przy tak wielkiej grupie osób – wymienia nauczycielka Agnieszka Janas, która w Staniątkach uczy uchodźców języka polskiego.
Jak dodaje s. Polkowska, są też inne potrzeby, choć nie tak pilne. – Może ktoś mógłby dostarczyć paniom kosmetyki, by mogły poczuć się po prostu zadbane i ładne? Oczywiście nie jest to konieczne, ale myślę, że poprawiłoby im samopoczucie – wskazuje, dodając, że cała aktualna wspólnota mieszkańców klasztoru w Staniątkach będzie wdzięczna za każdą, nawet najmniejszą okazaną pomoc.
Staniątki i benedyktynki
Wspólnota benedyktynek w Staniątkach liczy 9 sióstr – większość z nich jest już w bardzo podeszłym wieku. Ten najstarszy klasztor benedyktynek w Polsce ufundował prawdopodobnie w 1216 r. Klemens Jaksa Gryfita dla swojej córki Wizenny.
Rozporządzeniem prezydenta Polski Andrzeja Dudy Opactwo św. Wojciecha Mniszek Benedyktynek w Staniątkach stało się pomnikiem historii. W ten sposób staniątecki zespół klasztorny został uznany zabytkiem o wyjątkowej wartości dla kultury narodowej. Szczegółowe informacje o opactwie i sposoby kontaktu z mniszkami można znaleźć na stronie www.benedyktynki.eu.