Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dlaczego jeszcze nie skosił trawnika? Dlaczego nie może odłożyć telefonu? Dlaczego on podlewa sobie ogród, gdy ja – co może przecież wywnioskować z krzyków dobiegających przez otwarte okno – zmagam się z naszymi chłopcami w kąpieli?
Czy zdarzyło ci się kiedyś utknąć w cyklu "dlaczego, dlaczego, dlaczego" w rozmowie z mężem/żoną? Wszystko, co robi, jest niewłaściwe, robione w niewłaściwy sposób albo w niewłaściwym czasie.
Pamiętam pewną noc w zeszłym tygodniu, kiedy sama wpadłam w tę spiralę. Pod koniec wieczoru byłam okrutnie zrzędliwa – najmniejsza przykrość potęgowała moje rozgoryczenie i oburzenie na działania lub zaniechania mojego męża.
Później zdałam sobie sprawę, że nie ignorował trawnika, tylko czekał, aż sąsiedzi wrócą do domu, żeby pożyczyć ich kosiarkę, bo nasza nie działała. I że płacił przez telefon ważny i terminowy rachunek, podczas gdy ja się denerwowałam z powodu jego nieuwagi w pracach domowych. I rzeczywiście przyszedł i pomógł przy kąpieli, ale nie w tym ułamku sekundy, o którym myślałam, że powinien.
Okazuje się więc, że moje przypuszczenie, iż "mój mąż jest teraz taki samolubny i nieuważny", było w gruncie rzeczy bezpodstawne. Ale są też chwile, kiedy nie do końca rozumiem jego działanie lub brak działania i nie potrafię w sposób uporządkowany zakończyć wieczoru wyjaśnieniem.
Miłość ofiarna
Mój mąż jest słabą istotą ludzką o mieszanych motywach i sprzecznych pragnieniach – tak jak ja. Ale w małżeństwie chodzi o ofiarną miłość, a nie o sprawiedliwość zaspokajającą ego. Im bardziej ja skupiam się na sprawiedliwości – zwłaszcza na moim postrzeganiu tego, co jest sprawiedliwe i uczciwe – tym bardziej oddalam się od ofiarnej miłości i tym bardziej przylegam do małostkowego egoizmu.
To prawda, że niektóre dni (lub miesiące czy lata) są w małżeństwie trudniejsze niż inne. W tych trudniejszych momentach uraza znajduje łatwą drogę do wnętrza małżeństwa i może w nim pozostać przez dłuższy czas. Zaczęłam rozpoznawać u siebie znaki, które ostrzegają mnie, że zmierzam właśnie w tym kierunku. Zobaczyłam też, co się dzieje, gdy ludzie pozwalają, by uraza narastała, i nie walczą z nią. W końcu o wiele łatwiej jest odejść od małżeństwa, gdy ma się nawyk niechęci do współmałżonka.
Oto, co robię.
Przestaję to śledzić
Muszę podrzeć moją mentalną tabelę wyników, kto wykonuje więcej obowiązków albo kto bardziej pomaga przy dzieciach. Przypominam sobie, że jesteśmy zespołem i że oboje chcemy tego samego. Aby wychować nasze dzieci i zapewnić funkcjonowanie gospodarstwa domowego, być może w niektóre dni jedno z nas będzie musiało zrobić więcej niż w inne. Dzisiaj być może ja robię więcej w jednej dziedzinie niż on. Ale jesteśmy zespołem, wypełniamy to, czego brakuje drugiej osobie.
Mówię "dziękuję"
Staram się wyrobić w sobie nawyk częstego dziękowania, ale kiedy zauważam, że wkrada się uraza, podwajam wysiłki. Staram się szczególnie dziękować mojemu mężowi za rzeczy, które "zakładam", że powinien robić, albo które zawsze robi, a które ja przeoczam i uznaję za oczywiste. Kiedy wywozi śmieci, kiedy strzyże włosy naszym chłopcom albo kiedy prowadzi nas w modlitwie – czyli za rzeczy, które zawsze robi – staram się podziękować. Pomaga mi to również wyjąć belkę z oka i przypomnieć sobie wszystkie wspaniałe rzeczy, które robi w chwilach, gdy widzę tylko plamki w jego oku.
Aktywnie zauważam wszystkie dobre rzeczy
Robię mentalną (a czasem fizyczną) listę wszystkich rzeczy, które mój mąż dla nas robi. To ćwiczenie jest łatwiejsze lub trudniejsze w zależności od dnia, ale bardzo pomaga mi wzrastać w miłości. Moja lista obejmuje: pracuje, aby zapewnić nam byt, wieczorami robi dla mnie herbatę, ładuje zmywarkę, organizuje spotkania, które pomagają nam nawiązać dobre przyjaźnie, uczy mnie i nasze dzieci piękna przyrody poprzez obserwację ptaków... i mogłabym tak dalej.
To wspaniały człowiek... Im więcej patrzysz, tym więcej dobrego widzisz i doceniasz w swoim współmałżonku.