separateurCreated with Sketch.

Viki codziennie czeka na wiadomość od męża: „Kochanie, wszystko w porządku, żyję…”

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kilka miesięcy temu Viktoria poślubiła Anatola. Dziś muszą żyć osobno – ona w Gdańsku, on na wojnie. – Wszystko zawierzyłam Panu Bogu. On wie najlepiej, jak ma być – mówi kobieta.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Przekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

– Zawsze kiedy słyszałam, że życie może się zmienić w jednej chwili, zastanawiałam się, jak to możliwe. Często słyszałam, jak dziadkowie i rodzice mówili, że trzeba ciężko pracować z pokolenia na pokolenie, aby coś mogło się zmienić na lepsze, aby można było zbudować chociażby solidny dom, w którym każdy może znaleźć swoje miejsce. Z trudem utkane poczucie bezpieczeństwa, miłość czy przyjaźń. Ale to rzeczywiście może się zmienić dosłownie w jednej chwili, kiedy wojna zapuka do twoich drzwi – mówi Viktoria, która jeszcze do niedawna swoje pasje i talenty mogła realizować w jednym z najlepszych salonów fryzjerskich Kijowa.

– Kiedy ma się dwadzieścia kilka lat i marzenia, to wydaje się, że naprawdę ma się świat u stóp i wiarę w to, że niemożliwe staje się możliwe. Moim największym marzeniem było spotkanie tej drugiej połówki, i rzeczywiście tak się stało. Czekaliśmy na wymarzony ślub i kilka miesięcy temu razem z Anatolem ślubowaliśmy sobie miłość małżeńską oraz że się nie opuścimy aż do śmierci. Wagę tych słów uświadomiłam sobie już po rozpoczęciu krwawej wojny, która dotknęła nas wszystkich bardzo boleśnie, bo z rąk sąsiada… Rosji. Trudno nawet o tym wszystkim mówić, bo ma się wrażenie, że ten cały koszmar nie dzieje się naprawdę – opowiada Viki.

Wojna w Ukrainie

– Razem z całą rodziną zaczęliśmy się obawiać o nasze życie i przyszłość, kiedy próbowano – na szczęście bezskutecznie – zdobyć naszą stolicę. Mój mąż od razu był powołany do wojska, więc przez wiele dni i tygodni każdego wieczora i poranka czekam chociażby na jedną małą wiadomość: "Kochanie, wszystko w porządku, żyję…". Rodzice i ja zaczęliśmy się obawiać, jak to będzie. Chociaż gdzieś na dnie serca mieliśmy nadzieję, że Kijów, miasto, którego patronem jest święty Michał Archanioł, przezwycięży ostre ataki niszczycielskiego najeźdźcy. Mąż i rodzice mówili, że mam uciekać do Polski, kiedy okazało się, że mój szef ma znajomego na Pomorzu, w Kolbudach, gdzie jego rodzina przyjęła do swojego domu uchodźców wojennych. "I dla Ciebie, Viki, znajdzie się miejsce w polskiej rodzinie". Byłam naprawdę rozdarta całą sytuacją oraz decyzją, którą miałam podjąć. Wszystko zawierzyłam Panu Bogu, On wie najlepiej, jak ma być. Mój mąż tego dnia powiedział mi, że na pewno do mnie przyjedzie i możemy po zakończonej wojnie wspólnie budować dni naszego życia w Polsce. Prosi mnie, żebym przestała się zamartwiać. I tak znalazłam się wiele setek kilometrów od mojego domu rodzinnego, ale też w rodzinnych progach polskich przyjaciół.

Fryzjerzy i przyjaciele dla Ukrainy

– Kiedy oddaliśmy naszą firmę w Niepokalane Serce Maryi, zaczęły dziać się naprawdę cuda. Ale niekoniecznie takie, o których marzyliśmy na początku. Nie było super fajnie i słodko, bez odjęcia kłopotów i trudów, jakie przynosi życie. Jedno jest pewne: Maryja zaczęła robić porządki w naszym życiu, a także w naszym Love Hair & Barber Shop – mówi Łukasz Stawierej, szef lubianego przez wielu mieszkańców Trójmiasta salonu fryzjerskiego.

– Kiedy rozpętała się wojna na Ukrainie, zdecydowaliśmy z moją narzeczoną Magdaleną, że też chcemy pomóc uchodźcom. Zastanawialiśmy się, co możemy konkretnie zrobić oprócz wpłat finansowych na konto dla ofiar wojny czy przywożenia artykułów spożywczych do Caritas. Któregoś dnia dowiedzieliśmy się o projekcie realizowanym przez Polską Akcję Humanitarną: SOS UKRAINA, Fryzjerzy i Przyjaciele dla Ukrainy. To było to, czego szukaliśmy. Natychmiast w naszych mediach społecznościowych opublikowaliśmy ogłoszenie, że tworzymy dodatkowe miejsca pracy dla naszych przyjaciół z Ukrainy. Oprócz szkolenia gwarantowaliśmy pomoc we wszystkich kwestiach formalnych, szczególnie w przygotowaniu potrzebnych dokumentów. I tak wkrótce dołączyła do nas Viki – opowiada Łukasz.

– Jest już z nami prawie dwa miesiące i mogę powiedzieć, że wszyscy czujemy się w naszej firmie jak jedna wielka rodzina – dodaje Magdalena. – Na zapleczu ustawiliśmy tablicę z podstawowymi polskimi zwrotami i widzimy, jak każdego dnia Viki uczy się polskiego. Od samego początku mamy dobry kontakt. To, co najważniejsze, to fakt, że nasza koleżanka z Kijowa ma już swoich fanów, którzy lubią zrobić sobie fryzurę czy stylizację właśnie u niej.

– Przed świętami wielkanocnymi podarowałem Viki ikonę Matki Bożej z modlitwą zawierzenia w języku ukraińskim. Bardzo się ucieszyła i nosi ją ze sobą w torebce – opowiada szef Love Hair & Barber Shop. – Czasami, kiedy bywają trudniejsze chwile, kiedy Viki tęskni za mężem i rodzicami, odwołujemy się do tego zawierzenia i przypominamy razem z Magdaleną, że imię Viki to Viktoria, czyli zwycięstwo – puentuje Łukasz.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.