Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Więcej piosenek napisano chyba tylko o whiskey, „New York Times” regularnie publikuje artykuły na jego temat, barmani na całym świecie prześcigają się w przepisach na koktajle z jego dodatkiem, zrobiony jest ze 130 roślin, ma nawet swój numer Pantone, a jego recepturę znają tylko dwie osoby na świecie, i to żyjące w milczeniu… O czym mowa? O Chartreuse, zielonym likierze mnichów z Wielkiej Kartuzji we francuskich Alpach.
Zakon Kartuzów istniał od 500 lat, kiedy w 1605 r. do klasztoru mnichów w Vauvert zapukał François-Annibal d’Estréesa – marszałek artylerii króla Henryka IV. W dłoni trzymał papierowy zwój, który – jak się potem okazało – był niesamowitym prezentem. Gdy zakonnicy spojrzeli na kartę, ich oczom ukazał się tajemniczy rękopis zatytułowany „Eliksir”.
Tajemniczy manuskrypt alchemika
Manuskrypt był prawdopodobnie dziełem XVI-wiecznego alchemika, który musiał doskonale znać się na ziołach i miał umiejętność mieszania, zaparzania, macerowania ich, aby uzyskać idealnie zrównoważony tonik. Ale do tego wniosku bracia doszli dużo później. Początki historii z recepturą były bowiem niezwykle trudne.
W rzeczy samej, przepis był tak skomplikowany, że żaden aptekarz w Paryżu nie potrafił go rozszyfrować, więc pomocy, na polecenie króla, poszukano u mnichów.
Ale w tamtych czasach, na początku XVI wieku, niewielu mnichów, a jeszcze mniej aptekarzy rozumiało zastosowanie ziół i roślin. Z tego powodu, a także z niezwykłej złożoności receptury, zrozumieli i wykorzystali tylko niektóre jej fragmenty. Ale to nie koniec historii.
Zagadka rozwikłana
Na początku XVIII mnisi spod Paryża wysłali manuskrypt do ich głównego domu: Wielkiej Kartuzji w Alpach niedaleko miasta Grenoble. I tutaj bracia – żyjący na co dzień z przyrodą – rozpoczęli wnikliwe studium rękopisu. Aptekarz klasztoru, brat Jerome Maubec, w końcu rozszyfrował tajemnicę receptury. W 1737 r. opracował praktyczną formułę przygotowania zdrowotnego Eliksiru i opisał ją na 7 stronach papieru. Dodajmy, że była to wersja zredukowana przepisu! Otrzymał nazwę „Eliksir długowieczności” i już niebawem Kartuzi rozpoczęli domową produkcję zdrowotnego preparatu.
Rosnąca popularność zdrowotnego preparatu
Napój stał się popularny, a w 1764 r. mnisi zaadaptowali przepis na eliksir, aby stworzyć coś, co obecnie nazywa się zielonym Chartreuse. Brat Charles dystrybuował w Grenoble i okolicznych wioskach ów leczniczy napój wożąc butelki na ośle. Do dziś ten likier nadal jest wytwarzany przez mnichów z tego samego przepisu i nazywa się „Elixir Vegetal de la Grande-Chartreuse” (pol.: eliksir roślinny z Wielkiej Kartuzji). Ten „likier zdrowia” to 130 roślin i ziół „zawieszonych” w winnym alkoholu (69%).
Od lekarstwa do napitku
Eliksir był tak smaczny, że coraz częściej mieszkańcy okolicy Grenoble stosowali go jako napitek, a nie tylko lekarstwo. Mnisi zauważyli to i w 1840 roku dostosowali recepturę do produkcji nieco łagodniejszego napoju, który jest znany do dziś jako zielony Chartreuse (55% alkoholu), który natychmiast stał się sławny nie tylko w okolicach Wielkiej Kartuzji.
Pierwsze kłopoty – mnisi wygnani, przepis na eliksir… w więzieniu
Produkcję lubianego likieru przerwała Rewolucja Francuska. W 1789 roku wszyscy zakonnicy otrzymali nakaz wyjechania z kraju. Kartuzi opuścili swój klasztor w 1793 r. Zanim to zrobili, przezornie spisali kopię manuskryptu i zostawili ją jedynemu mnichowi, który został w Kartuzji. Oryginał zabrali ze sobą.
Ten właśnie brat, który miał go przy sobie, został wkrótce aresztowany i wysłany do więzienia w Bordeaux. Na szczęście nie został przeszukany i udało mu się niepostrzeżenie przekazać manuskrypt zaprzyjaźnionemu Basilowi Natasowi. Ten, przekonany, że Kartuzi nigdy nie wrócą do Francji oraz że sam nie będzie potrafił produkować likieru sprzedał recepturę aptekarzowi z Grenoble, Liotardowi. Ten nigdy przepisu nie użył. Na kilka lat słuch o recepturze zaginął. A następnie powrócił… za sprawą Napoleona Bonaparte.
Rozkaz Napoleona
Gdy w 1810 cesarz Napoleon zażądał, by wszystkie „sekretne” receptury leków przesłano do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Francji, Liotard dostosował się do dekretu i wysłał manuskrypt. Zwrócono mu go po jakimś czasie z pieczęcią „odrzucone”, co oznaczało „już nie tajne”. Ale znów, nikt z receptury nie skorzystał. Czy była nadal tak tajemnicza, że mogli ją użyć jedynie kartuzi?
Być może, a z pewnością wymagała tak wielkiej uważności, delikatności i czasu, że jedynie bracia wyćwiczeni w cierpliwości podczas zakonnego życia mieli serce (i dostęp do odpowiednich roślin) do wytworzenia sekretnego eliksiru. Po śmierci Liotarda jego spadkobiercy zwrócili rękopis mnichom, którzy w 1816 roku wrócili do klasztoru pod masywem Chartreuse. Produkcja zielonego Chartreuse, o którym piosenki napisali ZZ top i Tom Waites, znów ruszyła.
I znów perypetie…
24 lata później Kartuzi przygotowali w swojej destylarni kolejną, jeszcze łagodniejszą wersję likieru – żółty Chartreuse (40% alkoholu). A po 60 latach przyszły kolejne niespokojne czasy.
W 1903 rząd francuski znacjonalizował destylarnię oraz klasztor Kartuzów i wydalił braci z Wielkiej Kartuzji. Mnisi zamieszkali w hiszpańskiej Taragonie, gdzie niestrudzenie utworzyli nową produkcję likierów. A potem w latach 1921–1929 jeszcze jedną – w Marsylii. Produkowane tam napitki sprzedawali pod nazwą Tarragone.
Powrót do domu i przeprowadzka
W pierwszych latach po nacjonalizacji Kartuzji rząd Francji sprzedał znak firmowy „Chartreuse” grupie gorzelników, którzy założyli Firmę Rolniczą z Wielkiej Kartuzji. Ci, w 1929 zbankrutowali, i wtedy to przyjaciele mnichów odkupili akcje firmy i ofiarowali je Kartuzom. W ten sposób mnisi odzyskali własność znaku towarowego Chartreuse. Wrócili do swojej destylarni, zbudowanej w 1860 roku w Fourvoirie, niedaleko klasztoru, i wznowili produkcję prawdziwych likierów Chartreuse.
W nocy z 14 na 15 listopada 1936 podczas ulewy na domostwo kartuzów osunął się ogromny strumień błota i skał. Destylarnia została prawie całkowicie zniszczone przez osuwisko, a produkcja została przeniesiona do Voiron, gdzie istniała do 2017 roku (dziś – w nowoczesnym kompleksie w wiosce Aiguenoire, 10 km na północ od Wielkiej Kartuzji).
Nareszcie spokojna (i wciąż sekretna) produkcja w sercu Alp
Selekcję, kruszenie i mieszanie tajnych ziół, kwiatów, korzeni, kawałków kory wykorzystywanych do produkcji likierów wykonuje w klasztorze dwóch mnichów. Następnie mieszanka ziół trafia do destylatorni, gdzie najpierw są moczone w starannie dobranym alkoholu, a następnie destylowane.
Wreszcie, likiery te leżakują przez wiele lat w dębowych beczkach, które umieszczane są w najdłuższej na świecie piwnicy z likierami dojrzewającymi, we Voiron. Jest ona dziś atrakcją turystyczną i zdecydowanie warto tam zajrzeć, aby choć dotknąć tajemnicy zielonego likieru mnichów. To doświadczenie na długo zapada w pamięć. Przy okazji – czy wiesz, że Chartreuse ma nawet swój numer w palecie kolorów Pantone?
Działaniem dojrzewalni zarządzają świeccy pracownicy, także butelkowanie i sprzedaż mnisi zlecają zewnętrznym zespołom. Kartuzi mówią o produkcji, że to firma bardzo rodzinna, a ze sprzedaży likieru utrzymuje 21 domów kartuzów i kartuzek w różnych krajach.
Sekret zna tylko 2 mnichów na świecie!
Szczegóły produkcji Chartreuse dziś znają tylko dwaj mnisi, są to jedyne osoby na świecie. Pracują w największej tajemnicy, a skład likieru budzi ciekawość, wciąż pozostając w ukryciu. Nawet nowoczesne metody badawcze nie były w stanie go przeniknąć.
Są oczywiście pewne domniemania co do składu roślin, z których powstaje likier. W książce „The Practical Steward Hotel” (1900) znajdziemy informację, że zielony Chartreuse zawiera „cynamon, gałkę muszkatołową, melisę, suszone wierzchołki kwiatów hizopu, mięty pieprzowej, tymianku, kostaryny, kwiatów arniki, bylicy i korzeni arcydzięgla”.
Natomiast żółty Chartreuse to „podobnie jak powyżej, z dodatkiem nasion kardamonu i aloesu”. Ale przecież, to tylko kilka ze 130 sekretnych składników! Choć myślę, że składników jest jeszcze więcej, a jednym z nich jest czas. W tej produkcji istnieje pewne tempo, którego nie można przyspieszyć. I pewnie to nie przypadek, że tajemniczy manuskrypt trafił właśnie do kartuzów, którzy mają unikalną relację z czasem.