Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W szkole byłem najwyższym chłopakiem. Jednocześnie byłem chudy jak patyk. Zjadałem ogromne ilości jedzenia i piłem piwo, żeby nabrać masy. Patrząc na to z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że prawdopodobnie miałem jakąś łagodną formę dysmorfofobii. Czułem się nieszczęśliwy we własnej skórze. I z powodu własnego wyglądu. Robiłem serie 50 pompek, krzywiąc się z bólu, bo chciałem wyglądać jak Jean-Claude Van Damme. Nie tylko nie lubiłem swojego ciała — ja go aktywnie nienawidziłem. Odczuwałem prawdziwy, intensywny, fizyczny wstyd — taki, jaki zdaniem niektórych są w stanie czuć tylko dziewczyny i kobiety. Żałuję, że nie mogę cofnąć się do tamtych czasów i powiedzieć sobie: Przestań. To nie ma żadnego znaczenia. Wyluzuj.
Kiedyś nienawidziłem pieprzyka na swojej twarzy tak bardzo, że jako nastolatek próbowałem zeskrobać go szczoteczką do zębów. Ale pieprzyk nigdy nie był problemem. Problemem było to, że patrzyłem na swoją twarz przez pryzmat własnego braku pewności siebie. Teraz lubię ten pieprzyk. Nie mam pojęcia, dlaczego kiedyś tak bardzo mi przeszkadzał i dlaczego wgapiałem się w niego w lustrze, marząc o tym, żeby odszedł w niebyt.
Hamlet powiedział do Rozenkranca: „(…) nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takim”*. Miał na myśli Danię. Ale te same słowa można również odnieść do wyglądu. Ludzie są zachęcani do tego, aby czuli się niewystarczająco dobrzy, ale nie muszą się na to zgadzać. Wystarczy, że sobie uświadomią, iż uczucie jest czymś odrębnym od rzeczy, która jest przyczyną ich zmartwień. Chociaż bardzo dużo mówi się o zagrożeniach związanych z otyłością, mam wrażenie, że ludzie są mniej świadomi innych problemów związanych z wyglądem zewnętrznym. Jeżeli czujemy się źle w związku z własnym wyglądem, czasami naszym prawdziwym problemem jest to, co czujemy, a nie rzeczywisty wygląd.
Gdybyśmy bardziej lubili własne ciała, lepiej byśmy je traktowali
Profesor Pamela Keel z Uniwersytetu Stanu Floryda poświęciła swoją karierę na badanie zaburzeń odżywiania oraz problemów związanych z wizerunkiem własnego ciała u kobiet i mężczyzn. Doszła do wniosku, że zmiana wyglądu nigdy nie rozwiązuje problemu niezadowolenia z własnego wyglądu. „Co może sprawić, że naprawdę poczujemy się szczęśliwsi i zdrowsi?”, zastanawiała się na początku 2018 roku, prezentując najnowsze wyniki swoich badań. „Zrzucenie pięciu kilogramów czy wyzbycie się szkodliwych przekonań na temat własnego ciała?” Kiedy człowiek odczuwa mniejszą presję związaną ze swoim wyglądem, korzysta na tym nie tylko jego umysł, ale też ciało. „Gdy ludzie czują się dobrze we własnym ciele, chętniej o siebie dbają, zamiast traktować swoje ciało jak wroga, albo jeszcze gorzej, jak obiekt. Jest to mocny argument za tym, aby zrewidować nasze noworoczne postanowienia”.
To może wyjaśniać, dlaczego wskaźnik otyłości rośnie w tak zastraszającym tempie. Gdybyśmy bardziej lubili własne ciała, lepiej byśmy je traktowali. Tak jak nadmierne martwienie się o pieniądze może paradoksalnie doprowadzić do kompulsywnego ich wydawania, tak samo niepokojące myśli o własnym ciele nie są żadną gwarancją, że stanie się ono doskonalsze. Presja wywierana na ludzi, aby martwili się swoim wyglądem, przechodzili na różne diety, zwracali uwagę na takie rzeczy jak przerwa między udami i mieli ciała „gotowe na plażę”, jest dużo silniejsza w przypadku kobiet niż mężczyzn. To do nich zazwyczaj zwracają się reklamodawcy.
I chociaż coraz więcej mężczyzn również zaczyna odczuwać presję, aby dążyć do osiągnięcia wyglądu, który nie jest naturalny dla większości przedstawicieli płci męskiej, i rzeźbi swoje ciała na siłowniach, wstydzi się fizycznych niedoskonałości, stara się wychodzić jak najlepiej na selfie i martwi się siwiejącymi lub wypadającymi włosami, presja wywierana na kobiety jest silniejsza niż kiedykolwiek dotąd. Zamiast dążyć do zmniejszenia niepokoju związanego z własnym wyglądem u kobiet, nasilamy go u mężczyzn. Można powiedzieć, że w jakimś chorym postrzeganiu równości staramy się, aby wszyscy odczuwali taki sam niepokój, zamiast spróbować dać im taką samą wolność.
Jesteśmy lepsi od robotów
Właśnie zerknąłem na Twittera i zobaczyłem retweet artykułu z „New York Post” zatytułowany Male sex dolls with bionic penises will be here before 2019 („Męskie sekslalki z bionicznymi penisami w sprzedaży już przed 2019 rokiem”). W artykule można zobaczyć zdjęcie tych lalek — nieowłosionych i niemożliwie umięśnionych ciał z czupryną, która nigdy nie wyłysieje, i penisami, które nigdy nie będą miały problemów z erekcją. Oczywiście bioniczne żeńskie sekslalki również są coraz bardziej doskonalone, i to chyba z jeszcze większym entuzjazmem. Pragnienie, aby wyglądać jak model czy modelka z komputerowo obrobionego zdjęcia na okładce czasopisma to jedno.
Czy następnym etapem będzie pragnienie, aby osiągnąć beznamiętnie doskonały wygląd androida albo robota? Równie dobrze moglibyśmy wyruszyć na poszukiwanie końca tęczy.
„W naturze – napisała Alice Walker – nic nie jest doskonałe i wszystko jest doskonałe. Drzewa mogą być powykręcane, pozginane w dziwaczny sposób i nadal być piękne”. Nasze ciała nigdy nie będą tak jędrne, symetryczne i wiecznie młode jak ciała bionicznych seksrobotów, dlatego musimy jak najszybciej nauczyć się, jak być szczęśliwym, nie dążąc do osiągnięcia nierealistycznej wizji „najlepszego” ciała, i być nieco szczęśliwszym z naszymi ciałami takimi, jakie są — zwłaszcza że bycie nieszczęśliwym z powodu własnego ciała wcale nie sprawi, iż zaczniemy wyglądać lepiej. Jedyny efekt będzie taki, że poczujemy się dużo gorzej. Jesteśmy nieskończenie lepsi od większości bionicznych seksrobotów o idealnym wyglądzie. Jesteśmy ludźmi. Nie wstydźmy się swojego ludzkiego wyglądu.
*W. Shakespeare, Hamlet, królewicz duński, przekład J. Paszkowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, wyd. 11, Warszawa 1973 — przyp. tłum.
Fragment książki Matta Haiga Nasza nerwowa planeta, wyd. Sensus 2022. Tytuł, śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od redakcji Aleteia.pl.