Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Dawniej ludzie mieli więcej odwagi”
Dawid Gospodarek: Słyszałem, że ksiądz ma za swoim patronem, św. Walentym, charyzmat swatania ludzi. Czy mógłby ksiądz o tym opowiedzieć?
Ks. Walenty Królak: Zdecydowanie za dużo powiedziane. Ja po prostu tylko zachęcam do odważnych decyzji. Dzisiaj ludzie młodzi boją się w ogóle podejmowania decyzji. Przedłużają narzeczeństwo, nie decydują się na małżeństwo, boją się zakonu i kapłaństwa.
Mijają im lata życia, a oni ciągle stoją na początku drogi. Nawet jak są w sobie zakochani, nie ma decyzji o małżeństwie. Mieszkają często długo ze sobą i dochodzi do takiego zawieszenia decyzji, ciągle podjęcie decyzji odkładają na później.
Czekanie na coś niezdefiniowanego, co ma potwierdzić ten wybór czekania. Mija nieraz kilka lat, nieraz i dzieci się zdążą urodzić, a decyzji dalej nie ma...
Skąd się bierze dziś taki kryzys decyzji?
Ogólnie mówi się o niedojrzałości młodych. Wiele rzeczy robią w kierunku wykształcenia, kariery, a życiowe decyzje odkładają na później. Dużo małżeństw jest zawieranych po 30. roku życia, a potem rodzi się lęk o to, czy będzie dziecko, itd...
W moich czasach dwadzieścia parę lat to był okres zawierania małżeństw, nie później. Musiał być czas na urodzenie i wychowywanie dzieci. Dzisiaj często "bawimy się w miłość", która nie ma zobowiązań, żadnych poważnych konsekwencji.
Co jest przyczyną tej mentalnościowej różnicy między pokoleniami? Jak to się stało, że te starsze pokolenia miały „w naturze” tę decyzyjność, gotowość podejmowania decyzji, które były stałymi wyborami, a dziś tego brakuje?
Trudno powiedzieć. To raczej pytanie do socjologów. Obecnie kładzie się duży nacisk, żeby się wykształcić, a ten proces może trwać wiele lat. Ważne jest osiągnięcie czegoś w sensie materialnym. Dopiero później myśli się o założeniu małżeństwa i rodziny.
Dawniej ludzie mieli więcej odwagi, liczyli na to, że jak będą małżeństwem, to wspólnie rozwiążą wszystkie problemy, które napotkają w swoim życiu. Dzisiaj młodzi chcą być samodzielni, niezależni i nie wiadomo, kiedy nadejdzie ten właściwy dla nich czas, żeby podjąć życiowe decyzje.
Duszpasterstwo w służbie par
W jaki sposób ksiądz w swoim duszpasterstwie pomaga ludziom młodym, zakochanym, zdecydować się na takie stałe wybory jak sakrament małżeństwa?
Organizuję specjalne spotkania dla młodych, którzy są w wieku takim, w którym trzeba podjąć decyzję. Są to spotkania oparte o Słowo Boże. Jest wymiana doświadczeń, wspólna modlitwa. Chodzi tu głównie o stworzenie dobrej płaszczyzny, żeby młodzi się spotkali i poznali, ponieważ wielu z nich nawet z tym sobie nie radzi.
Poznałem wielu ludzi na tych spotkaniach, którzy myślą o sakramencie małżeństwa, ale nie mają tej decyzyjności i odwagi. Nieraz udaje się pomóc im podjąć tę poważną życiową decyzję.
Może utkwiła księdzu w pamięci jakaś para?
Pewna para poznała się, dzisiaj może dla wielu drogą naturalną, przez internet. Potem zaczęli się spotykać i dziś są pięknym małżeństwem. Mają po sześciu latach pięcioro dzieci. Wyglądają wciąż młodo, są szczęśliwi, zakochani w sobie, uśmiechnięci.
Inna para – gdzie dziewczyna była zaangażowana w Kościele, a chłopak należał do rodziny niewierzącej. Ona go wprowadziła do Kościoła i dzisiaj mają po pięciu latach czworo dzieci. On w tej chwili jest bardziej gorliwy w Kościele niż ona. Ona jako matka więcej czasu musi teraz poświęcić dzieciom, ale oczywiście też ciągle dba o relację z Kościołem.
Jest też np. małżeństwo, które miało bardzo chore dziecko. Młodzi bali się bardzo o kolejne dzieci, ponieważ to pierwsze umarło. W tej chwili będziemy już chrzcić ich szóste dziecko. Zaufali Bogu, który ukoił ich ból i są dziś piękną rodziną.
Szczęśliwe małżeństwo nie zależy wcale od statusu materialnego, tylko od tego, żeby dwoje ludzi się naprawdę kochało.
Z drugiej strony, jak dzisiaj patrzy się na małżeństwa, to widać konkretny kryzys. Są rozpady, statystyka wykazuje dużo rozwodów, nawet wśród małżeństw katolickich. Może to też jest jakoś demotywujące dla młodych, żeby wchodzić w takie poważne, dośmiertnie zobowiązujące związki…
Przykład od strony kościelnej: prowadziłem kurs przedmałżeński, gdzie uczestniczyło dwadzieścia par, z czego po sakramencie małżeństwa przychodzi do kościoła tylko jedna para lub dwie. Na czym opiera się małżeństwo, jeśli sakrament małżeństwa nie jest znany, nie funkcjonuje?
Wiadomo, że przez te kilka spotkań w czasie kursu przedmałżeńskiego nie uczyni się człowieka głęboko wierzącym. Tymczasem dla katolików to właśnie ten sakrament wiąże dwoje ludzi, z niego czerpią siły, by to powołanie wypełniać zgodnie z wolą Boga – trwając w jedności małżeńskiej, rodząc dzieci, wychowując je w wierze…
Obecnie często bywa tak, że sakrament małżeństwa młodzi traktują jako formalność, pustą ceremonię, która nic wspólnego z Bogiem nie ma. Gdy przychodzi pierwszy kryzys, nie mają gdzie szukać ratunku...
Jak się przygotować do wspólnego życia
Gdy już mamy taką parę, która jest w sobie zakochana, jest ta „chemia". Jak może wyglądać ich przygotowanie do życia wspólnego, do podjęcia decyzji o małżeństwie?
Poważni ludzie, narzeczeni, szukają porządnych przedmałżeńskich przygotowań. Chodzą na kursy przedmałżeńskie nie po to, żeby było jak najszybciej, ale często szukają nawet całorocznych kursów, jeżdżą na rekolekcje przedmałżeńskie, pielgrzymki...
Często do małżeństwa podchodzimy tak, jakby wszystko miało „z natury” się udać. Często nie poznamy siebie dobrze, a ma nam wszystko dobrze wyjść. Brak nam elementarnej wiedzy czy przygotowania.
Cała sfera seksualna to jest w ogóle problem. Niektórzy myślą, że Kościół tylko każe rodzić wiele dzieci, a jest wręcz przeciwnie. Kościół mówi, że małżeństwo to jest powołanie rodziców do rodzicielstwa, to oni przed Bogiem zdają egzamin z tego tematu. Małżeństwa bezdzietne oczywiście też są ważne. Chodzi o to, by sferę seksualną dobrze poznać, żeby była dla nich radością, a nie miejscem strachu, terroru.
Wiele osób dzisiaj przed ślubem podejmuje współżycie, mieszkają razem, jakby od tego zależało całe szczęście. Okazuje się jednak, że to wspólne życie, mieszkanie razem, wcale ich nie nauczyło miłości. Potem się rozstają, nawet nie patrząc na to, że mają nieraz już dziecko... To nie ta droga!
Dzisiaj młodzi ludzie są tak mądrzy, że mało kogo chcą słuchać…
Skąd się bierze ten brak zaufania autorytetom?
Dzisiaj generalnie produkuje się takie postawy, że nie ma miejsca na autorytety. Młodzi są pozostawieni sami sobie, mogą o wszystkim decydować, wszystko wiedzą najlepiej i już im wystarczy to przekonanie.
We wspólnotach, gdzie jest wiele rodzin, ciągle są różne spotkania z rodzicami, dziećmi, rodzinami, różnego rodzaju świadectwa, przeżywamy też i utratę dziecka, także bezdzietność niektórych rodzin. Wszystko to dzieje się we wspólnocie Kościoła.
Młodzi dokładnie widzą, że małżeństwo to jest z jednej strony piękne powołanie, a z drugiej – trudne, pełne wyzwań, kryzysów. Wymaga często rezygnacji z siebie, a nie szukania tylko siebie…
Jak przetrwać kryzysy małżeńskie
Co robić, jak już przygotowaliśmy się do małżeństwa sensownie i odpowiedzialnie, żeby po ślubie ten pierwszy zapał miłosny trwał nadal i żeby być gotowym dobrze i mądrze przeżyć kryzysy, które po prostu będą?
Dla wierzących nie ma tego bez odniesienia do Boga. To Bóg nas uczy przebaczenia, jedności, męstwa w trudnościach. To wszystko czerpiemy z sakramentów, z modlitwy, ze Słowa Bożego. Kto się odcina od tych źródeł, zostaje skazany sam na siebie. Egoizm i pycha powodują, że to wszystko jest bardzo kruche.
Dzisiaj często rodzice, gdy dzieci dorosną, wycofują się z odpowiedzialności za nie. Uważają, że dorosłe dzieci mają swoje życie, swoje lata i swój rozum... To nieprawda, bo rodzice zawsze byli i są pomocą, mieli i nadal mają jakąś dobrą radę, często jakieś upomnienie czy pouczenie, troszczyli się i powinni nadal się troszczyć o nawet dorosłe już dzieci.
Dzisiaj młodzi często pozostają sami ze swoimi problemami. Rodzice nie zwracają uwagi na to, że ich dziecko mieszka często bez ślubu i mówią: "To jego życie". Potem przychodzi do dramatu, jak się rodzina rozpadnie. To jest dopiero problem, w postaci alimentów, pozostawionych do spłacenia kredytów wziętych na wspólne mieszkanie, z którego nic nie wyszło...
Często człowiek poraniony przez doświadczenie boi się kolejnego związku, bo się sparzył na jednym, to drugiego nie chce zaczynać.
Parafia organizuje spotkania w realu
Wróćmy jeszcze do tej przedślubnej kwestii, o której ksiądz wspomniał – dziś rzeczywiście internet jest taką przestrzenią, gdzie dzieje się swatanie. Są różne aplikacje, strony, są nawet fora chrześcijańskie. Czy ksiądz zna te narzędzia? Wie ksiądz, jak sensownie szukać pary w internecie, jak to robić mądrze? Coś by tu ksiądz doradził?
Nie jestem internautą, nie śledzę tych stron, żony też oczywiście nie szukam. Tej wspomnianej parze udało się, ale nie wiem, jak innym, nie znam statystyk. Trudno mi powiedzieć, nawet nie znam stron, na których się to wszystko odbywa.
My w parafii organizujemy takie spotkania "w realu". Trwają one od dwóch do trzech godzin, w niedziele. W ich trakcie jest rozważana Biblia, jest modlitwa, są rozmowy, wspólna agapa, taki czas na poznanie siebie, wymianę doświadczeń. Tę formę znam i widzę jej owocność.
A co ksiądz, jako doświadczony duszpasterz, zaproponowałby parafiom czy duszpasterstwom, jako dobrą, sprawdzoną, owocną formację dla par i małżeństw? Jak w ogóle zachęcić pary do zainteresowania się taką duszpasterską ofertą?
Proponuję, żeby małżeństwa włączać do wspólnot, jakie w Kościele funkcjonują, np. Kościół Domowy, gdzie są spotkania małżeńskie raz w miesiącu, ale wielogodzinne, z konkretną formacją. Trzeba stworzyć możliwość, żeby taka rodzina dała o sobie, o swoim doświadczeniu świadectwo. Są różne ruchy rodzin.
Dobrze, gdy narzeczeni mogą spotkać się i wysłuchać świadectw małżeństw, zadać pytania. Istnieją przy parafiach poradnie małżeńskie, rodzinne. Dobrze, gdy proboszcz po prostu pozna swoich parafian i ma rozeznanie, wie, która rodzina rzeczywiście potrzebuje wsparcia duchowego czy nawet finansowego. Ci ludzie są wdzięczni za wszelką pomoc i jest im lżej, gdy doświadczają wsparcia.
Są różne formy duszpasterskie: pielgrzymki rodzin, rekolekcje, prelekcje, spotkania grup… Żeby tylko ludzie chcieli z tego korzystać... Dużo zależy od pomysłowości i otwartości duszpasterzy. Warto tu też zaufać rodzinom, świeckim, czasem nawet oddać im śmiało do zagospodarowania pewne duszpasterskie pole.
Przychodzą narzeczeni do kancelarii parafialnej
Gdy ksiądz siedzi w kancelarii parafialnej i przychodzą narzeczeni przed ślubem – czy ksiądz ma czasem taką intuicję, takie poczucie, że para „nie rokuje”?
Nieraz jest takie poczucie, ale nie będę ich przecież odstraszał od małżeństwa. Chodzi o to, żeby z tymi narzeczonymi rozmawiać trochę dłużej, żeby im poświęcić uwagę i czas. Tu nie chodzi tylko o wypełnienie formularzy, ale bardziej o rozmowę, poznanie ich historii, skąd pochodzą, z jakiego środowiska, co myślą o małżeństwie...
Spotkać się z nimi w cztery oczy: z jedną, potem drugą osobą, bo nie wszystko można powiedzieć i o wszystko zapytać, gdy siedzą obok siebie. Nieraz się czuje pewne problemy, które mogą być, i trzeba jakoś mądrze do tego podejść.
Zdarzają się narzeczeni, szczególnie mężczyźni, którzy mówią, że odrzucają całkowicie naukę Kościoła o regulacji poczęć, że ich to w ogóle nie interesuje. Wtedy też jest poważna rozmowa. Bo czy to małżeństwo ma prawo w ogóle zaistnieć w Kościele, czy będzie ważne? Młody człowiek często nie zna nauki Kościoła, ma w głowie jakieś stereotypy. Dziwi go kalendarzyk poczęć, jakby się nie posunęła wiedza medyczna i psychologiczna przez sto lat, i myśli, że Kościół jest wsteczny, zacofany i średniowieczny, nic nie wie o życiu…
Ważne, żeby nie skończyć na tej rozmowie, żeby ludzi młodych przyjąć i wysłuchać życzliwie, szczerze porozmawiać o wszystkim. Przecież to nie jest egzamin z tego, co wiedzą, tylko rozmowa duszpasterska – czy wiedzą, co podejmują.
Jak szukać dobrego męża, dobrej żony?
Często się mówi, że chrześcijanin się modli o wolę Boga. Gdy pytam narzeczonych, czy modlili się o dobrego męża lub dobrą żonę, o tę osobą, z którą idą do ołtarza, to mówią, że nie.
Są różne kryteria wyboru: często uroda, jakaś życiowa zaradność, może walory seksualne. Człowiek nawet wierzący często Boga o te sprawy nie pyta, bo przecież sam dobrze wie, jak wybrać... Wybieramy często bardzo egoistycznie.
Środowisko, z którego pochodzimy, rodzina, odgrywają ważną rolę, to poważny fundament. Gdy młody człowiek popełnia błędy, nieraz nawet się porani przez różne swoje wybory, ma wtedy pewne odniesienie.
Patrząc na swoich rodziców, ich małżeństwo, wzajemne relacje, młody człowiek potem do tego wraca. Widzi, że zakładając rodzinę, trzeba oprzeć ją na mocnej wierze, przykazaniach, sakramentach. Wiadomo, że każdy tworzy swoją własną historię. Nieraz uczymy się na błędach. Można się czegoś dobrego nauczyć też przez swoje własne doświadczenia.
Jakie złote rady dałby ksiądz ludziom szukającym pary?
Trzeba zacząć od jakiejś formy spotkań w środowisku ludzi wierzących. W niektórych kościołach są specjalne msze dla ludzi szukających swojego powołania, męża lub żony. Wierzący powinien od tego zaczynać.
Może warto sięgnąć np. do doświadczenia św. Joanny Beretty Molli – w narzeczeństwie przeżyli z przyszłym mężem wielokrotnie dni skupienia, jadąc na nie osobno; ile przeżyli rekolekcji przed ślubem, żeby się upewnić, że to jest to… Potem sprostali zadaniom w sposób heroiczny, wychowując czworo dzieci. Ona oddała swoje życie za najmłodsze dziecko, decydując się nie leczyć z nowotworu. To jest poważne przygotowanie.
Zawsze zalecam narzeczonym jasno – nigdy nie mieszkać razem przed ślubem. Jak tylko to możliwe, unikać współżycia, bo przeżycia seksualne są tak intensywne, że często długo człowiek widzi w tym drugim tylko ten element życia, często nie pozna go dalej, głębiej, jako osobę, bo skupia się na jednym.
Potem po ślubie szybko pojawiają się problemy, że jednak nie wystarczy poznać tylko w tej sferze. Kładę nacisk na to, by narzeczeni dbali o czystość. Przecież w małżeństwie też nie wszystko wolno, nie wszystko jest dopuszczalne i dobre.
Dzisiaj bardzo mocno niszczy ludzi pornografia. To jest egoistyczna forma traktowania seksualności, bez myślenia o partnerze, on służy tylko jako obiekt do mojego pożądania i więcej nic. Często w relacjach małżeńskich są problemy, bo pornografia jest wynaturzona, wszystko jest nieprawdziwe, spreparowane na użytek wyobraźni. Trudno się wtedy w normalnym życiu małżeńskim odnaleźć. Wielu jednak traktuje to niefrasobliwie i uważa, że to im nie zaszkodzi.
Modlitwa o pomoc (nie tylko) św. Walentego
Wspomniał ksiądz o modlitwie – czy mógłby ksiądz polecić jakieś formy modlitwy, nabożeństwa dla samotnych czy dla par, które się przygotowują do małżeństwa? Jak się modlić?
Dziś takich modlitw można znaleźć dużo w różnych modlitewnikach, w internecie. Oczywiście do św. Walentego przede wszystkim, który jest patronem zakochanych, ale i patronem małżeństw.
Różni święci są w tej dziedzinie pomocni: św. Rita, która miała bardzo nieudane małżeństwo, św. Antoni od zagubionych serc, św. Juda Tadeusz od spraw beznadziejnych… Tu modlimy się z nadzieją, że jednak Pan Bóg tę „beznadziejność” rozwiąże.
Wspólna modlitwa narzeczonych jest bardzo budująca. Są takie pary, które umawiają się w kościele, tam wspólnie się modlą. Niektórzy odwiedzają sanktuaria, w Warszawie jest kilka maryjnych, gdzie lokalnie pielgrzymują pary. Inni udają się na wspólne pielgrzymki małe i większe. Tak też walczą o czystość narzeczeństwa.
Jeden z narzeczonych, który będzie się niedługo żenił, powiedział mi, że gdy zaczął na serio walczyć o czystość, nie zdawał sobie sprawy z tego, że to jest takie trudne. Chodzi często do kościoła, do spowiedzi, prowadzi walkę duchową. To jest oczywiście ciężkie, ale rozwojowe, stawiające mocne podwaliny pod udany i trwały związek. Naprawdę warto czekać i wzajemnie się w tym wspierać.