Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
"Wychowałam się i dorastałam w Bretanii, w rodzinie o chrześcijańskich korzeniach, ale przyznającej każdemu dziecku prawo do własnych wyborów duchowych" – zaczęła Eloïse. Mimo że została ochrzczona, była jednak ateistką, i nic nie wskazywało, że spotka Boga. Jej rzadko praktykująca rodzina szła czasami na mszę przy okazji odwiedzin u dziadków na święta Bożego Narodzenia.
Chociaż Eloïse nie szła drogą wiary, miała jednak kilkoro katolickich przyjaciół z liceum. W wieku 17 lat parokrotnie uczestniczyła razem z nimi w spotkaniach weekendowych, organizowanych przez eucharystyczny Ruch młodych (MEJ).
"Kilka razy wybrałam się z nimi za te weekendy, traktując je raczej jak krótkie wakacje", wyznała z uśmiechem. Aż pewnego dnia grupa koleżanek zaproponowała jej wyjazd do Lourdes, na pielgrzymkę młodych, do pomocy przy chorych na noszach. Na początku miała pewne zastrzeżenia, czy nie będzie bardzo odstawać od reszty, ale w końcu dała się przekonać. "Nadarzyła się okazja do pomocy ludziom chorym, do podarowania czegoś innym", wspomniała.
"Poznałam tam wspaniałych ludzi, wręcz świętych"
Wsiadła więc do pociągu, który ją zawiózł prosto do Lourdes. W wagonie pełnym pielgrzymów cieszyła się szczególną atmosferą łączącą radość, wiarę i nastrój "wakacji z kolegami". Podróż wykorzystała na naukę pierwszych modlitw, z Ojcze Nasz i Zdrowaś, Mario na pierwszym miejscu.
Po przyjeździe na miejsce Eloïse dostała przydział do jednego ze szpitali i od razu została rzucona na głęboką wodę. Miała się zająć kilkoma osobami ciężko niepełnosprawnymi fizycznie i umysłowo, miała im towarzyszyć przez cały czas trwania pielgrzymki. Było to doświadczenie zarazem bogate i trudne. Oczywiście obfitujące w spotkania, ale także pełne wysiłku fizycznego.
"Ciągnęłam wózek, towarzyszyłam osobom niepełnosprawnym wszędzie: do groty, konfesjonału, na mszę..." – wyliczała Eloïse. Czuła się znużona ciągłym czuwaniem nad innymi, a równocześnie było to dla niej źródłem wielkiej radości. "Poznałam tam wspaniałych ludzi, wręcz świętych", podsumowała. Nawiązane kontakty wzbogaciły ją i stopniowo otworzyły jej serce na coś większego.
"Zrozumiałam czym jest miłość bliźniego"
"Po powrocie doszłam do wniosku, że coś się zmieniło", mówiła dalej. Nie wiedząc jeszcze, jakich słów użyć do oddania swoich odczuć, Eloïse zaczęła się zastanawiać. "Rok później nabrałam pewności, że to moje przeżycie dotyczyło wiary. Miałam poczucie oczywistości, pewności, że zrozumiałam, czym jest miłość bliźniego".
Silna tym przeświadczeniem, Eloïse postanowiła przygotować się do przyjęcia Komunii. Przez cały czas w tych przygotowaniach towarzyszył jej ksiądz. "Pamiętam, że wytrwale dążyłam do celu, bo na skutek tych wszystkich przeżyć bardzo się zmieniłam. I pragnęłam przyjąć Komunię", dodała.
W czasie przygotowań przeczytała teksty, które ją wzbogaciły i umocniły w rodzącej się wierze. Kilka lat później przeszła następny etap, przystępując do bierzmowania. "Był to jakby punkt dojścia po tym, co przeżyłam wcześniej", zauważyła.
"Dziś uważam się za głęboko wierzącą chrześcijankę", powiedziała Eloïse. "Przesłanie Chrystusa uważam za niezmiernie wymagające, prawdziwe i piękne, i to mnie wzrusza".
Eloïse wie, od tamtego spotkania jej stosunek do świata się zmienił. Nie obnosi się swoją wiarą, ale też nie stara się jej ukryć: "Mówienie o niej przychodzi mi z łatwością. Ale wiara nie jest czymś, co by można narzucić. Ją widać u tych, którzy nią żyją". Obecnie Eloïse chodzi na mszę, modli się w chwilach radości czy smutku, odmawia modlitwy, chętnie wypowiada słowa "dziękuję, przepraszam, kocham", i czasami wymyka się na weekendy, żeby się zanurzyć w spokoju duchowych rekolekcji.
To wiara prosta, dyskretna i świadcząca, że Bóg jest wszędzie cały czas, że w ciszy i w atmosferze tajemnicy rozbudza serca.