Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
– Przekonałem się, że On jest naprawdę blisko, nie jest jakąś ideologią czy opcją, ale jedynym prawdziwym Bogiem i Panem. Zdałem sobie sprawę, że znalazłem największy Skarb i nie mogę się Nim nie dzielić. To byłoby okrutne, gdybym wiedząc, jaki jest Bóg, nie chciał pokazać Go innym – mówi Aletei Maciek Kozłowski.
Anna Gębalska-Berekets: Autostopem chcesz się dostać do nieba?
Maciek Kozłowski: Aby dostać się do nieba, potrzebna jest łaska. Podróżując autostopem, też jestem zdany na łaskę innych ludzi.
Dlaczego akurat autostopem?
W pewnym momencie moi znajomi zaczęli podróżować w ten sposób. Obserwowałem także relacje podróżników, którzy autostopem zwiedzali świat. Ich historie i przygody obudziły we mnie wielkie pragnienie, żeby też tego spróbować, no i bardzo się wciągnąłem!
Jesteś nauczycielem geografii, ale także ewangelizujesz oraz podróżujesz. Jak to się łączy?
Już w dzieciństwie miałem zamiłowanie do podróży i przygód. Uwielbiałem oglądać programy podróżnicze. W szkole to właśnie geografia była tym przedmiotem, który całkiem dobrze mi szedł. W czasie studiów zacząłem podróżować samodzielnie i taki sposób jeszcze bardziej rozbudził we mnie ciekawość świata. Później, gdy zdecydowałem się na całego pójść za Bogiem, pojawiła się także pasja do dzielenia się wiarą. Staram się to robić i w podróży, i w szkole.
Na początku studiowałeś turystykę i rekreację?
Tak, zrobiłem licencjat. Ale po pielgrzymce do Santiago de Compostela, którą odbywałem w intencji mojej drogi życiowej, zrozumiałem, że nie do końca tego chcę. Przeniosłem się więc na magisterkę z geografii. Wtedy jeszcze nie myślałem, że będę nauczycielem. Ale w czasie tych studiów Pan Bóg bardzo mocno mnie dotknął. Zdecydowałem się powierzyć Mu całe moje życie i naprawdę szukać Jego woli. No i nagle zacząłem dostrzegać mnóstwo plusów w potencjalnej pracy nauczyciela.
Zobacz galerię zdjęć z podróży Maćka po całym świecie:
Ziomek, który podróżuje z Bogiem
Co masz na myśli mówiąc, że Pan Bóg tak bardzo cię dotknął?
W 2018 roku byłem na rekolekcjach ewangelizacyjnych Odnowy w Duchu Świętym. Mimo że jechałem tam z poczuciem, że moja relacja z Bogiem jest naprawdę super, to podczas tych spotkań Bóg pokazał mi wiele sfer mojego życia, w których Jezus wcale nie był moim Panem, a powinien.
Na przykład?
Relacje z przyjaciółmi, lęk przed przyznawaniem się do wiary, moje kompleksy. Miałem dość mocny fundament, czytałem Pismo Święte, jeździłem na różne rekolekcje, ale ciągle żyłem w rozdarciu. Brakowało mi odważnej decyzji, by na całego pójść za Jezusem.
Mówisz o sobie „Ziomek, który podróżuje z Bogiem”. Dzielisz się świadectwem, wiarą, pasją. Jakie są te podróże z Bogiem?
W podróży dużo się modlę, czytam Słowo Boże – zazwyczaj są to czytania z konkretnego dnia. Muszę przyznać, że to Słowo bardzo często odnosi się do mojej aktualnej sytuacji w podróży.
Jakiś przykład?
W nocy, którą spędziliśmy wraz z przyjacielem na plaży w Portugalii, ukradziono mój plecak. Rano przeczytałem w Słowie Bożym, abym nie stawiał oporu złemu, a kiedy ktoś chce prawować się ze mną o moją szatę, mam odstąpić i płaszcz. To była Ewangelia na tamten dzień. W kontekście kradzieży to było bardzo mocne i kompletnie zmieniło moje przeżywanie tej sytuacji.
Nazwa bloga „Z Bogiem Ziomek” też jest intrygująca. Wiem, że wiąże się z nią pewna historia. Opowiedz, proszę!
Kiedy postanowiłem już, że zacznę prowadzić blog podróżniczy, przed czym, muszę powiedzieć, sporo się opierałem, to zastanawiałem się nad tym, czy będę tam dawał świadectwo o Bogu i w jakiej formie ma być ono głoszone. Podczas jednej z modlitw przyszła mi do głowy myśl: „Z Bogiem, Ziomek”. Tak po prostu, bez kontekstu. Pomyślałem, że to świetna nazwa. Ja na pożegnanie z kimś często używam sformułowania: „Z Bogiem”. A słowo „ziomek”– to określenie osoby z jednej ziemi, okolicy. My, wszyscy ludzie, jesteśmy z jednej ziemi, jesteśmy sobie bliscy, szczególnie w podróży mocno się tego doświadcza. Poza tym „ziomek” to młodzieżowe określenie, które łamie bariery i buduje nieformalną atmosferę.
Maciej Kozłowski: Czekanie ma sens
Tłumaczysz, że Bóg uczy cię podczas wypraw o życiu.
Wszystko przychodzi we właściwym czasie. Widać to wyraźnie w podróżach autostopem. Bywa, że się niecierpliwię i chciałbym, aby szybko nadjechał samochód i zabrał mnie w określone miejsce. Czasem na taką okazję muszę czekać bardzo długo. Okazuje się jednak, że czekanie miało sens i gdybym pojechał wcześniej, to ominęłaby mnie najlepsza przygoda. W kontekście całego wyjazdu widzę, że wszystko ma swój czas. W życiu jest podobnie. Cierpliwość w życiu duchowym jest bardzo ważna. Bóg wie, dlaczego na coś trzeba czekać. On chce błogosławić i dawać nam najlepsze rzeczy, ale nie wszystko można dostać od razu. Potrzeba też równowagi pomiędzy moim działaniem a zdaniem się na łaskę Boga.
„Od Camino de Santiago wszystko się tak na dobre zaczęło i ta droga okazała się nie tylko celem, a początkiem”– piszesz na Facebooku. Jak to rozumieć?
Droga jest celem, a doświadczenia, które zbieramy w dążeniu do celu, nas kształtują. Ponadto Jezus jest Drogą. Camino de Santiago przeszedłem w 2016 roku. Od tamtej pory zacząłem podróżować po Europie na własną rękę. Później pojawił się pomysł prowadzenia bloga i okazja do dawania świadectwa. Decyzję o zmianie kierunku studiów też podjąłem właśnie po tej podróży.
Na drogach spotykasz ludzi różnych wyznań. Co im mówisz?
Staram się dać świadectwo swojej wiary, ale też uszanować ich światopogląd.
Towarzyszy ci lęk przed wyznaniem wiary?
Przez długi czas odczuwałem ciężar syna katechetów i chciałem pokazać, że nie jestem mocno przywiązany do wiary. A przecież byłem. W rozmowach uciekałem od tego tematu, chyba że byłem w środowisku ludzi wierzących – wtedy zachowywałem się zupełnie inaczej. To był irracjonalny lęk. Teraz w sercu mam pewność, że głoszenie Ewangelii jest jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu. W przełamaniu strachu pomogło mi właśnie doświadczenie żywego Boga. Przekonałem się, że On jest naprawdę blisko, nie jest jakąś ideologią czy opcją, ale jedynym prawdziwym Bogiem i Panem. Zdałem sobie sprawę, że znalazłem największy skarb i nie mogę się nim nie dzielić. To byłoby okrutne, gdybym wiedząc, jaki jest Bóg, nie chciał pokazać Go innym. Mimo to wciąż zdarzają się sytuacje, w których odczuwam niepewność.
Maciek Kozłowski: Podróże to misja
Wiara zmienia perspektywę, podobnie jak podróże. To jak zmieniła się twoja wiara?
Moja wiara jest bardziej dojrzała. Mam też więcej pokory wobec drugiego człowieka i otaczającej mnie rzeczywistości. Widzę, że Bóg troszczy się o wszystko o wiele bardziej niż ja sam. Uczy mnie umiejętności czekania i znoszenia przeciwności.
Modlisz się na trasie jakimiś specjalnymi modlitwami?
Podstawą jest dla mnie modlitwa osobista, nawet bez powierzania Bogu jakichkolwiek intencji. To mój czas z Panem, w którym daję Mu dostęp do siebie. Rozważam wtedy Słowo Boże, słucham i poznaję Jego serce. Zauważam też, że coraz mniej proszę, a coraz częściej Go uwielbiam. On doskonale wie, czego pragnę i potrzebuję.
Powierzasz w modlitwie również osoby, które spotykasz w drodze.
Mam mocne świadectwo owoców takiej modlitwy. Rok temu, dokładnie w sierpniu, modliłem się w podróży za pewne małżeństwo. Ona jest Słowaczką, on Czechem. Zwierzyli się, że mają problem z zajściem w ciążę. Zapytałem, czy mogę się za nich pomodlić. W październiku dostałem od tej kobiety wiadomość, że jest w szóstym tygodniu ciąży.
Podróżujesz spontanicznie?
Zwykle robię wstępny plan, ale zostawiam też czas na to, co wydarzy się po drodze. Zwykle najlepsze historie wyjazdu to te kompletnie nieplanowane.
Przygoda, którą zapamiętałeś najbardziej to...
Portugalia. To tam ukradli mi plecak. Uświadomiłem sobie, że nie mam już tego ciężaru, sprzętu, który musiałem nosić i obsługiwać. Zostałem w klapkach i krótkich spodenkach. Poczułem wolność, radość i byłem przekonany, że Bóg jest w tym ze mną. Nie dałem się zatrzymać trudnemu doświadczeniu i kontynuowałem podróż przez Europę z bawełnianą torbą na ramieniu.
Twoje podróże to pielgrzymki?
Teraz traktuję je bardziej jako misję.
Maćku, spełniasz marzenia! Gdzie widzisz siebie za kilka lat?
Trudne pytanie! Marzy mi się założenie rodziny, ale jednocześnie nie chciałbym rezygnować z podróżowania. Gdybym miał puścić wodze fantazji, to bardzo bym chciał podróżować z rodziną i czynić dobro, angażować się w działalność społeczną i ewangelizacyjną. Modlę się, aby to wola Boża zrealizowała się w moim życiu. Ja mam swoją listę planów, ale to Bogu powierzam swoje życie i jestem Mu ogromnie wdzięczny za to, jak dotychczas mnie prowadzi!