Jabłko ma złą opinię w chrześcijaństwie. Niesłusznie zresztą, bo Księga Rodzaju ani razu nie wskazała na nie jako na sławny owoc z drzewa poznania dobra i zła. Dopiero w VI wieku mnisi irlandzcy z dwóch powodów utożsamili je z przedmiotem pokusy. Po łacinie jabłoń to malus, to samo słowo, które po francusku oznacza "zło". Po drugie – w mitologii celtyckiej kraj za oceanem, oczekujący na dusze zmarłych przeznaczonych do wiecznej szczęśliwości nazywa się Avallon – "wyspa jabłoni", bo drzewo to jest symbolem życia i nieśmiertelności.
Stamtąd droga już była krótka: uznano, że to jabłko skusiło Ewę, chociaż najprawdopodobniej była to morela, brzoskwinia albo granat... Ale to jabłko, najzwyczajniejsza reneta, i w dodatku pieczona, w grudniu 1876 roku o mało nie kosztowała Katarzynę Labouré utraty aury świętości.
Siostra z kurnika
W 1876 roku siedemdziesięcioletnia Katarzyna (co w tamtej epoce oznaczało wiek podeszły) od dawna nie cieszyła się dobrym zdrowiem; była przemęczona pracą, i chociaż się nie skarżyła, cierpiała na reumatyzm, miała kłopoty z sercem. Starannie ukrywała swoje zmęczenie, chcąc pozostać jak najbardziej czynna, żeby nie ciążyć wspólnocie, bo nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział, że jest "zakonnicą, której Matka Boża objawiła się w 1830 roku", "uprzywilejowaną od Cudownego Medalika".
8 grudnia, tak samo jak co roku, w święto Niepokalanego Poczęcia, siostra Katarzyna uzyskała od swoich przełożonych zgodę na opuszczenie klasztoru w Reuilly i udanie się na rue du Bac. Wracając, skaleczyła się w ciemnościach, gdy wsiadała do dorożki i wykręciła sobie nadgarstek, co bardzo jej utrudniło wykonywanie codziennych czynności.
Swoim towarzyszkom, widzącym ją wracającą w tak opłakanym stanie, powiedziała ze śmiechem: "Mam swój bukiet! Matka Boża co roku przesyła mi go w taki sposób!". I była to prawda. Zauważono, że we wszystkie święta maryjne siostrze Katarzynie zdarzały się wypadki albo kolejne przypadłości zdrowotne. "A to cię Matka Boża urządziła!" – wykrzyknęły pozostałe siostry. Ale Katarzyna sprostowała: "Matka Boża, jeśli zadaje ci cierpienie, tym samym obdarza cię łaską".
Siostry spojrzały na nią z powątpiewaniem. Nic nie wiedziały o drodze duchowej tej, którą nazywały "siostrą z kurnika", a te, które pochodziły z dobrych rodzin, miały ją za starą, nieinteresującą wieśniaczkę i wcale się o nią nie troszczyły. Odkąd odjęto jej większość funkcji, a w kierowaniu domem opieki dla starców zastąpiła ją siostra Angelika Tanguy, kobieta młoda, dynamiczna i apodyktyczna, w zdumiewającej "dobrej wierze" prześladująca swoją poprzedniczkę.
Sama i bez jedzenia
Katarzyna-kaleka była w jej oczach ciężarem, bez którego świetnie można by sobie poradzić. Drażnił ją widok osłabionej Katarzyny snującej się po domu, więc kazała jej spędzać cały czas w swoim pokoju na ostatnim piętrze i nie ruszać się stamtąd. Siostra Maria miała się nią zajmować, nosić jej lekarstwa, posiłki, dokładać do ognia, a wieczorem zapalać lampę. Siostra Katarzyna mogłaby więc odpoczywać w cieple. Doskonały plan.
Kłopot polegał jednak na tym, że siostra Maria, zakrystianka, nie należała do osób pracowitych. Kolejny obowiązek dodany do codziennych zadań wcale jej nie zachwycał. Rano zanosiła bezzębnej, cierpiącej na silne bóle brzucha i niemogącej przełknąć nic poza płynami Katarzynie miseczkę mleka albo kubek rosołu i, po takim wysiłku, zapominała o chorej do następnego ranka. A Katarzyna w samym środku zimy siedziała sama przez cały dzień na nieogrzewanym poddaszu, bez światła i bez jedzenia.
Przyjaciółka Katarzyny, siostra Józefa, zrzędliwa Bretonka, uznała, że wystarczyłoby poskarżyć się na zachowanie siostry Marii, co zmusiłoby lenia do spełniania swoich obowiązków i byłoby po kłopocie. Ale miłosierna Katarzyna nie wyraziła zgody. Toteż zapominano o niej coraz bardziej.
Pieczone jabłko
Czasami zapominano o niej przez cały dzień, a nawet dłużej. Wtedy siostra Katarzyna, nie mogąc już wytrzymać, schodziła do kuchni i prosiła siostry kucharki o kawałek cukru, który rozpuszczała w szklance wody, albo o trochę rodzynek. Były to produkty dość drogie i siostra Angelika, licząca każdy grosz, zauważyła to, chociaż nie widziała, że siostra Katarzyna nie otrzymuje pożywienia. Zaczęła przy wszystkich narzekać na tę "staruchę", która tak sobie dogadza, a przecież "starucha" nigdy nie miała dość jedzenia przez zaniedbania przełożonej.
Pewnego dnia siostra Angelika o mało się nie udławiła własnym okrzykiem: poza godzinami posiłków wspólnotowych nakryła kucharkę na przygotowywaniu "specjalnego dania". Pieczonego jabłka. Na szczęście chodziło o wersję uproszczoną: bez masła, bez cukru, bez przypraw i bez dodatku konfitury.
Zapytana o tę ekstrawagancję kucharka wyjaśniła, że przygotowuje jabłko na prośbę bezzębnej siostry Katarzyny, która nie może już ugryźć jabłka... Siostra Angelika nie zastanawiała się dłużej, nie pytała, nie chciała dowiedzieć się więcej. Jej zdaniem siostra Katarzyna i tak zawsze była w błędzie. Gdyby zechciała, może dowiedziałaby się, że "obżartuch" od ponad czterdziestu ośmiu godzin nic nie jadł...
Łakomstwo zmarłej
Na schodach spotkała jednego ze spowiedników wspólnoty, ojca Chinchona, i opowiedziała mu o wydarzeniu podsumowując: "Jak siostra, która podobno widziała Matkę Bożą, może ulegać takim zachciankom?". Ojciec Chinchon, dobrze znający siostrę Katarzynę i siostrę Angelikę, spojrzał na przełożoną i odparł: "Siostro, mógłbym podać przykład pewnego wielkiego świętego, kanonizowanego z zachowaniem wszelkich form, który na łożu śmierci domagał się truskawek!".
Siostra Angelika nie zrozumiała tej lekcji. Nawet po śmierci Katarzyny, zmarłej 31 grudnia 1876 roku, i publicznym ujawnieniu łask, które przekazywała, siostra Angelika żywiła do niej urazę i na prawo i lewo opowiadała o jej domniemanych grzechach łakomstwa. A szczytem wszystkiego było to, że wiele osób jej wierzyło i radośnie powtarzało tę śmieszną historię o pieczonym jabłku mającą dowieść, że stara zakonnica nie lubiła się umartwiać, mimo zaszczytów, jakich dostąpiła.
Zniekształcona i wyolbrzymiona anegdota długo służyła za argument siostrom miłosierdzia, które odmawiały wszczęcia procesu beatyfikacyjnego ośmieszonej siostry. Jej prostota była wyśmiewana przez kilku księży-intelektualistów, niezdolnych dostrzec głęboko ewangeliczne cnoty i życia w całości skierowanego na służbę Bogu i bliźniemu, w wierności ideałom świętego Wincentego à Paulo.
Potrzebna była osobista interwencja kardynała Masella, mającego wielkie nabożeństwo do najświętszego medalika, który był entuzjastą siostry Katarzyny, żeby wreszcie w 1895 roku zdecydowano się otworzyć proces informujący o życiu i cnotach. Ale i ten proces się opóźniał. Przyspieszyło go dopiero wiele cudów uczynionych za sprawą tej sługi Bożej. Katarzyna Labouré została beatyfikowana w 1933 roku, a kanonizowana w 1967 roku. Niezależnie od pieczonego jabłka!