separateurCreated with Sketch.

Wyjechała z Polski, sprzedała obrączkę i złożyła wniosek o rozwód. On na nią (ledwo) czekał. Dziś pomagają wykluczonym [wywiad]

GABRIELA I LESZEK JASTRZĘBSCY
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Gabriela i Leszek Jastrzębscy są założycielami fundacji Dom św. Jakuba, która pomaga osobom w kryzysie, uzależnionym i wykluczonym społecznie. Raz w roku wędrują (wraz z osiołkami!) szlakiem św. Jakuba w Polsce. Zanim jednak znaleźli drogę do ludzkich serc, przeszli poważny kryzys. Ich małżeństwo wisiało na włosku.

– Nasze Camino to innowacyjny pomysł terapeutyczno-duchowy, który realizujemy od 4 lat. Sercem wędrówek organizowanych przez fundację są ludzie. Poszukujący swojej drogi, zmagający się z trudnościami, nałogami lub zwyciężającymi nad słabościami. Tu jest miejsce dla każdego. W tej drodze każdy może poczuć się potrzebny, ważny i kochany – mówią w rozmowie z Aleteią.

Anna Gębalska-Berekets: Przy pomocy osiołków można dotrzeć do serca człowieka?

Gabriela Jastrzębska (GJ): Osiołki to cudowne zwierzęta, które w piękny sposób, po cichu, stają się pomostem do serca drugiego człowieka. A to potęguje radość i chęci do życia, wyjście z izolacji społecznej. Spędzanie czasu z osłem wymaga zaangażowania i cierpliwości, dostosowania się do jego tempa, ale dzięki temu można poznać jego upodobania i temperament. Osioł w relacji z człowiekiem odmraża uczucia, niweluje stres, obniża poziom napięcia nerwowego. Badania naukowe dowodzą, że w jego obecności poprawia się nasze samopoczucie, obniża ciśnienie krwi, spada poziom trójglicerydów i cholesterolu. Tym samym wzrastają nasze beta-endorfiny. Wydziela się oksytocyna, dopamina, a dodatkowo nawet obniża się poziom kortyzolu. Czyli same dobrodziejstwa!

Leszek Jastrzębski (LJ): Osioł jest pomostem, pewnego rodzaju spoiwem człowieka z drugim człowiekiem, wyzwala empatię i wrażliwość.

GABRIELA I LESZEK JASTRZĘBSCY

Jastrzębscy: Rozwód, sprzedana obrączka i próba samobójcza

Wasza droga do naprawiania serc ludzi i świata trwała jednak kilka lat i zaczęła się na hiszpańskim Camino.

GJ: Mój rodzinny dom był dotknięty alkoholizmem i depresją. Niektóre z problemów przeniosłam do małżeństwa, zaczęło się nam nie układać. Postanowiłam, że wyjadę do Niemiec, do Kolonii. Tam zamieszkałam. Gdy skończyły się pieniądze, sprzedałam obrączkę. Było coraz trudniej, otarłam się o kryzys bezdomności, ale i tak nie zamierzałam wrócić do Polski. Chciałam popełnić samobójstwo – poszłam nawet nad rzekę Ren, aby to zrobić. Przez przypadek trafiłam do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym przy Polskiej Misji Katolickiej. Tam duszpasterz zaproponował mi pielgrzymkę do Santiago de Compostela. W czasie wędrówki rozmyślałam nad swoim życiem, ale trudno mówić wtedy o nawróceniu.

Poważny kryzys małżeński, wasze małżeństwo wisiało na włosku...

GJ: Złożyłam sprawę o rozwód i skargę o stwierdzenie nieważności sakramentu małżeństwa. Z tym unieważnieniem nie było tak łatwo. Dwa lata musieliśmy czekać na rozmowę z biegłym psychologiem. Kontaktowałam się nawet ze znajomym księdzem i prosiłam o poradę. On zaś, po przemodleniu naszej sytuacji, stwierdził, że musimy czekać.

LJ: Ja w tym czasie pojechałem do Lichenia, odprawiłem tam nabożeństwo drogi krzyżowej, modliłem się o to, aby nasza rodzina była razem. Nie miałem już sił na to wszystko.

GABRIELA I LESZEK JASTRZĘBSCY

Jastrzębscy. Początek nawrócenia

Pani Gabrysiu, kiedy zdecydowała się pani ostatecznie wrócić do Polski? Kiedy zrozumiała pani, że pani miejsce jest przy mężu i dzieciach?

GJ: W 40. urodziny odwiedziły mnie córki. Powiedziały mi, że bardzo mnie potrzebują. Zaczęłam się modlić i sięgnęłam po Pismo Święte. Otworzyłam fragment z Księgi Jeremiasza: „Jak długo będziesz się błąkać, córko niewierna, bo Pan stworzył na ziemi coś nowego: kobieta zatroszczy się o męża”, i „Znowu cię odbuduję i będziesz odbudowana, znowu z radością weźmiesz swe bębenki i pójdziesz w weselnym orszaku”. Wysłałam wiadomość do Leszka, czy na mnie czeka.

Co odpowiedział?

LJ: Odpowiedziałem: „Ledwo, ale jeszcze czekam”.

Dlaczego pan, panie Leszku, mimo wszystko czekał wciąż na żonę?

LJ: Modliłem się i w głębi serca czułem, że ten kryzys uda się zażegnać.

GABRIELA I LESZEK JASTRZĘBSCY

Odnowienie przysięgi małżeńskiej w Medjugorie

W Medjugorie odnowiliście przyrzeczenia małżeńskie, z przetopionej obrączki ślubnej pana Leszka zrobiliście dwie nowe. To był przełom w waszej relacji?

GJ: Wyjazd do Medjugorie był naszym marzeniem. Pielgrzymkę zaproponował nam duszpasterz z Polskiej Misji Katolickiej w Kolonii. On wcześniej był już w Medjugorie. Byliśmy po rozwodzie, według prawa cywilnego nie byliśmy małżeństwem. Modliliśmy się o to, w jakim dniu powinniśmy to wszystko zorganizować. Kwestia obrączek też się pojawiła. Zebraliśmy od rodziny złoto, aby je przetopić. Była też obrączka ślubna Leszka. Od początku swojego nawrócenia zawierzyłam się Maryi i na modlitwie otrzymałam wskazanie, że na naszych obrączkach ma być napis: "Totus Tuus, Maryjo". Przysięgę mieliśmy odnowić na Górze Kriżevac.

Plany się zmieniły?

GJ: Wstępne plany popsuła pogoda. Po drodze wstąpiliśmy do sióstr zakonnych, tam odbywała się konferencja na temat zawierzenia Maryi. Ostatecznie to właśnie tam odnowiliśmy naszą przysięgę małżeńską. Po zaślubinach zorganizowaliśmy małe przyjęcie weselne.

GABRIELA I LESZEK JASTRZĘBSCY

Cztery dni wędrówki z osiołkami

Wasze działanie to misja. Raz w roku wędrujecie szlakiem św. Jakuba w Polsce. Nie jesteście sami. Jak wygląda to wasze Camino?

GJ: „Nasze Camino” to innowacyjny pomysł terapeutyczno-duchowy, który realizujemy od 4 lat. Sercem wędrówek organizowanych przez fundacje są ludzie. Poszukujący swojej drogi, zmagający się z trudnościami, nałogami lub zwyciężającymi nad słabościami – tu jest miejsce dla każdego. W tej drodze każdy może poczuć się potrzebny, ważny i kochany. Za cel stawiamy sobie budowanie w ludziach poczucia własnej wartości, rozwijanie umiejętności i talentów, aktywizowanie osób ze środowisk zagrożonych wykluczeniem społecznym czy pomoc psychologiczną i duchową rodzinom. Idą z nami małżeństwa, które chcą naprawić swój związek albo go wzmocnić.

LJ: Każdy zgłaszający się na wędrówkę człowiek niesie za sobą ciężki bagaż życiowych doświadczeń. Niepełnosprawność bliskiej osoby, odrzucenie przez rodziców, brak przebaczenia sobie lub drugiemu, niewiara, strata dziecka, pracy, dachu nad głową, walka z alkoholizmem lub innym nałogiem. Długo by wymieniać, lista problemów jest nieskończona. Wędrują z nami też osiołki (śmiech).

GJ: Camino to droga. A my chcemy pokazywać ludziom możliwości nowych dróg życia.

GABRIELA I LESZEK JASTRZĘBSCY

Ludzie mają problem z otworzeniem się?

GJ: Zwycięża ludzka ciekawość. Osiołki to przyjazne zwierzęta. Poza tym zawsze mówię, że jak coś się nie spodoba, zawsze można odejść. Nie wciskamy też ludziom na siłę modlitwy, nie przekonujemy na siłę. Pan Bóg ma siłę przekonywania i zdarza się, że jedno słowo zasłyszane w czasie wędrówki pozostaje z konkretną osobą na lata.

LJ: Dajemy też swoje świadectwo. Wiele osób przyjeżdża do nas po rozbitym małżeństwie, w oczekiwaniu na powrót małżonka. Dajemy nadzieję, ona jest siłą.

Fundacja w domu i „Muszla św. Jakuba”

Wasz Dom św. Jakuba pozostaje otwarty dla każdego. Nie przeszkadza wam to, że fundacja mieści się w domu?

GJ: Pan Bóg i to przewidział. Stworzyliśmy ciepły dom, mamy wręcz bzika na punkcie karmienia ludzi i dbamy o to, aby każdy, kto do nas przyjdzie, czuł się dobrze. Raz w miesiącu spotykamy się na otwartym spotkaniu w siedzibie fundacji, czyli w naszym domu w Rogówku. Podczas tych spotkań zawsze są z nami kapłan, terapeuta i osoba, która dzieli się swoją historią, inspirując innych do zmiany w życiu. Działamy w atmosferze akceptacji i zrozumienia, jak na rodzinę przystało.

Jest też „Muszla Jakubowa”.

GJ: Ta grupa samopomocowa od samego początku zajmowała się takimi problemami jak uzależnienie i współuzależnienie, kryzys małżeński, choroba, rodzina dysfunkcyjna, rodzice po stracie oraz analiza tego, jak życiowe doświadczenia, zwłaszcza z dzieciństwa, wpływają na relacje małżeńskie.

LJ: Muszla jest takim miejscem, w którym chcemy wydobyć perłę, coś wyjątkowego w danej osobie, nie patrząc na dysfunkcję. To też symbol szlaku św. Jakuba.

GABRIELA I LESZEK JASTRZĘBSCY

Gabriela Jastrzębska: "Ojciec Wenanty to patron naszych finansów"

W planach macie też budowę ośrodka.

GJ: Nasz dom nie jest w stanie pomieścić większej liczby gości, nieraz w spotkaniach bierze udział kilkadziesiąt osób. Zdecydowaliśmy się na dość szalony pomysł. Dzięki modlitwie, wsparciu wielu ludzi udało się nam kupić ziemię w miejscowości Bógzapłać. Zbieramy fundusze i bardzo prosimy o pomoc. Na początek chcielibyśmy wybudować porządną stodołę dla zwierząt, bo obecna prawie się rozwala.

O wsparcie finansowe prosicie również o. Wenantego!

GJ: Ojciec Wenanty to patron naszych finansów! Jesteśmy nim zafascynowani. To on przyczynił się do tego, że udało się nam zebrać pieniądze na założenie fundacji. W ubiegłym roku zrobiliśmy nawet w domu wieczór z o. Wenantym, w tym roku również planujemy takie spotkanie. On przyczynił się do wielu cudów w naszym fundacyjnym życiu!

"PrzySTAŃ w drodze" – nazwa ośrodka też jest symboliczna. Co tam będzie?

GJ: Wzrasta liczba osób zmagających się z różnymi kryzysami i uzależnieniami. Chcielibyśmy, aby było to miejsce, w którym znajdą fachową pomoc, wsparcie terapeutyczne i duchowe. Będą mogły też rozwijać swoje pasje. Chcemy poprosić o wsparcie budowy tego ośrodka – gdzie w jedynej w Polsce "PrzySTANI w drodze" całe rodziny będą mogły uczyć się budowania relacji, często od zera, po wielu kryzysach i zranieniach.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.