Św. Teresa od Dzieciątka Jezus często jest kojarzona z beztroską i dziecięcą słodyczą. Wydarzenia jej życia pokazują jednak zupełnie inny obraz. Nie tylko cierpienie „nocy wiary”, poprzedzające jej odejście, ale również dzieciństwo było przeniknięte cierpieniem.
Krzyż i słodycz bycia z Bogiem wydarzały się w jej życiu niemal od początku. Gdy była dziesięcioletnim dzieckiem, doświadczyła bardzo głębokiego kryzysu… i uśmiechu Maryi.
Umiera matka św. Tereski
Śmierć mamy boleśnie przerwie beztroskie dzieciństwo Teresy w Alençon, spędzane wspólnie z siostrami: Pauliną, Marią, Celiną i Leonią. Teresa miała wtedy cztery i pół roku. Po pogrzebie Celina rzuca się w ramiona Marii i mówi: „A więc Ty będziesz moją mamusią!”. Wówczas Teresa podbiega do Pauliny, mówiąc: „A więc moją mamusią będzie Paulina!”.
Dzięki temu ból stał się choć trochę mniejszy. Paulina, starsza siostra Teresy, była jej niezwykle bliska podczas dzieciństwa spędzanego po przeprowadzce do Lisieux.
Utrata drugiej mamy
Jednak pewnego dnia Paulina zdecydowała, że wstępuje do klasztoru. Jak wielki musiał być ból Teresy, gdy straciła swoją drugą mamę! To zranienie było tym większe, że w domu właściwie wszyscy wiedzieli o decyzji wstąpienia Pauliny do karmelu… poza małą Teresą.
Dowiedziała się o tym przypadkiem, z rozmowy sióstr, latem 1882 r. Paulina po latach wyzna, że nie była świadoma, że ta niewiedza tak zrani siostrę. W każdy czwartek Teresa może zobaczyć Paulinę. Jednak dla małej dziewczynki pozostają tylko dwie-trzy minuty na końcu.
Niedługo później Teresa doświadcza różnych dolegliwości. Boli ją głowa, bok, serce. Stała się łagodna, ale jednocześnie skłonna do płaczu. W 1883 roku na święta wielkanocne siostry Maria i Leonia jadą z ojcem, Ludwikiem Martin, do Paryża, a Teresa z Celiną zostają u państwa Guerin.
Któregoś dnia Teresa nazwała swoją ciocię „mamą”, na co jej kuzynka odpowiedziała okrutnie: „Moja mama nie jest twoją mamą. Ty już nie masz swojej”.
Niepokojące objawy
W wigilię Wielkanocy 25 marca 1883 r. Teresa płacze. Ułożona do snu dostaje dreszczy, jest pełna niepokoju. Następnego dnia zostaje wezwany doktor Notta. Jego diagnoza jest mglista, ale potwierdza, że stan jest bardzo poważny.
Teresie zostaje przepisana hydroterapia, czyli natryski i mokre prześcieradło, co wywołuje u niej dodatkową niechęć. Marcelina Huse i Joanna Guerin tak potem opisały stan Teresy:
„Ogarnęło ją nerwowe drżenie, po którym następowały ataki lęku i halucynacji, które powtarzały się wiele razy w ciągu dnia. W przerwach była bardzo słaba i nie można było zostawić jej samej”.
Obok depresji Teresa doświadczała stanu na wpół halucynacji. Różne przedmioty ukazywały się jej w przerażających kształtach, podobnie postaci otaczających ją osób. Do tego dochodziły również kryzysy ruchowe. Wykonywała wówczas obrotowe ruchy całego ciała, do których była niezdolna, gdy była zdrowa.
Chwilowa radość i głęboki kryzys
Nadszedł wreszcie dzień obłóczyn Pauliny w karmelu. Teresa mówi, że jest gotowa tam pójść. To wielki dzień – jej siostra w sukni ślubnej, pod ramię z ojcem, przyjmuje brązowy habit i biały płaszcz. To wydarzenie napełniło Teresę radością, czuje się dobrze. Jednak już od następnych dni choroba ogromnie się nasila. Jej siostra Maria tak opisała stan zdrowia Teresy:
„Nigdy nie słyszałam, żeby mówiła jakieś słowo, które nie miałoby sensu i nigdy, ani przez chwilę nie była w delirium. Ale miała przerażające wizje, które mroziły wszystkich, którzy słyszeli jej rozpaczliwe krzyki. Niektóre gwoździe wbite w ściany pokoju, ukazywały jej się nagle w formie dużych zwęglonych palców i krzyczała: Boję się! Boję się!. Jej oczy, tak spokojne i łagodne, miały wyraz przerażenia niemożliwego do opisania.
Innym razem ojciec przyszedł usiąść przy jej łóżku; trzymał w ręku kapelusz. Teresa patrzyła na niego nie mówiąc ani słowa, gdyż bardzo mało mówiła podczas tej choroby. Potem, jak zawsze, w mgnieniu oka zmienił się wyraz jej twarzy. Oczy wpatrywały się w kapelusz i wydała z siebie ponury okrzyk: Och! Wielkie czarne zwierzę!. Ojciec natychmiast wstał i wyszedł, płacząc.
Potem powiedział do mnie: Moja biedna córeczka jest szalona, już mnie nie poznaje. Jej krzyki miały coś nadprzyrodzonego; trzeba było je usłyszeć, żeby mieć o nich wyobrażenie. Pewnego dnia, kiedy lekarz był obecny podczas jednego z tych ataków, powiedział do ojca: Nauka jest bezradna wobec tych zjawisk: nie można nic zrobić”.
Żarliwa modlitwa
Teresa jest otoczona modlitwą sióstr, ojca i karmelitanek. Ludwik Martin zamawia nowennę mszy w intencji swojej córki w sanktuarium Matki Bożej Zwycięskiej. Najsilniejszy atak następuje 13 maja 1883 r., w niedzielę Zesłania Ducha Świętego, w 49. dniu choroby. Teresa napisze potem „bardzo cierpiałam z powodu tej przymuszonej i niewytłumaczalnej walki”.
Jej siostra Maria potwierdziła, że ten dzień był najcięższy: „Sądziłam, że wtedy umrze. Widząc, że jest wyczerpana tą bolesną walką, chciałam jej dać pić, ale z przerażeniem krzyknęła: chcą mnie otruć”.
W tej sytuacji Maria widzi tylko jedno rozwiązanie. Wraz z Leonią i Celiną klęka przy łóżku przed Najświętszą Maryją Panną. Modli się wówczas do Maryi „z żarliwością matki, która prosi o życie dla swojego dziecka”. Tę samą modlitwę ponawia trzykrotnie. Maria tak to opisze:
„Za trzecim razem zobaczyłam, że Teresa wpatruje się w figurę Najświętszej Maryi Panny. Jej spojrzenie było rozpromienione i jakby w ekstazie. Zwierzyła mi się, że zobaczyła samą Najświętszą Maryję Pannę. Ta wizja trwała od 4 do 5 minut, potem jej spojrzenie zatrzymało się na mnie z czułością”. Z oczu Teresy spłynęły "dwie wielkie łzy”, jej twarz rozpromieniła się łagodnością i czystością.
Uśmiech Maryi
Najważniejszy jest jednak opis, który pozostawiła nam sama Teresa. W tamtym momencie prosiła z całego serca Matkę Bożą, aby ulitowała się nad nią: „Nagle Najświętsza Maryja Panna wydała mi się piękna, tak piękna, że nigdy nie widziałam niczego równie pięknego. Jej twarz tchnęła dobrocią i niewyrażalną czułością, ale tym, co przeniknęło do głębi mojej duszy, był zachwycający uśmiech Najświętszej Dziewicy. Wtedy wszystkie moje cierpienia zniknęły, dwie wielkie łzy wytrysły mi pod powiekami i cicho spłynęły po policzkach, ale były to łzy radości niezmąconej…
Ach! Myślałam, Najświętsza Maryja Panna uśmiechnęła się do mnie, jakże jestem szczęśliwa. Tak, ale nigdy nikomu o tym nie powiem, gdyż wtedy moje szczęście by zniknęło. Bez żadnego wysiłku spuściłam wzrok i zobaczyłam Marię, która patrzyła na mnie z miłością (…). Ach! To naprawdę jej, jej wzruszającym modlitwom zawdzięczałam łaskę uśmiechu Królowej Niebios”.
Teresa postanowiła, że nikomu nie opowie o tym doświadczeniu. Nie okazało się to jednak możliwe. Wkrótce dowiedział się cały karmel, zachwycony „cudowną wizjonerką”. To zamieszanie wokół niej napełnią ją goryczą i udręką. Po latach, gdy była już w karmelu, powie, że dzięki temu oczyszczeniu nie popadła w próżność.
Światło
Historia dziesięcioletniej Teresy pokazuje, że droga wiary może prowadzić przez głęboki kryzys, po którym następuje światło. Nie tylko dla Teresy, ale również dla nas tym światłem może stać się uśmiech Maryi.
W ten sposób różaniec czy inna modlitwa maryjna będzie dla nas odsłonięciem czułości i uśmiechu naszej Matki. A codzienne sytuacje w pracy czy na zakupach będą okazją, by ten uśmiech przekazywać dalej.