Ariel, Mordechaj, Natan, Salomon, Debora, Estera, Miriam, Rachela, Rebeka, Salomea, Sara... Tysiące imion i nazwisk, dziesiątki tysięcy anonimowych postaci. Wszyscy jawią się przed oczyma, choć przecież ich nie ma. A może są, bo cały czas żyją w zbiorowej pamięci oraz w pamięci indywidualnej? Jednego człowieka, belgijskiego Żyda Gillesa, który w obozie przyjął tożsamość Persa.
Poufne lekcje perskiego
Gilles cudem uniknął śmierci. Chwilę wcześniej w drodze do Szwajcarii zawarł transakcję życia, oddając połowę kanapki towarzyszowi niedoli. W zamian otrzymał książkę z perskimi literami. Wydawałoby się, że niepotrzebną na wojnie, a jednak. Ten nadmiarowy gadżet uratował Żydowi-Persowi życie.
Jest rok 1942. Komendant jednego z niemieckich obozów we Francji poszukuje Persa. Mimo tragicznych okoliczności Holocaustu ma daleko idące plany. Gdy wszystko się skończy, pragnie wyjechać do Iranu, gdzie przed wojenną zawieruchą schronił się brat. Niemiecki oficer chce tam otworzyć restaurację.
To efekt marzeń o wystarczającej ilości jedzenia, jakiego brakowało w dzieciństwie. Tak, byli biedni, przyznaje się przed Gillesem, który w obozie przyjmuje imię Reza.
Niemiecki oficer uczy się języka
Obaj grają swoje role najlepiej, jak potrafią. Hauptsturmführer stara się być bezwzględny, choć ideologia faszystowska nigdy go nie fascynowała. Reza zaś chce jak najlepiej zapamiętać stworzone przez siebie słowa w języku farsi.
Bo farsi to trudny język. A niemiecki oficer pragnie nauczyć się 40 słów dziennie. Docelowo potrzebuje kilku tysięcy, by zacząć rozmawiać. A Reza wie, że najmniejszy błąd będzie kosztował go życie.
Skwapliwie uczy się na pamięć kolejnych wymyślonych przez siebie słów. A że pracuje w kuchni, zaczyna od najprostszych: chleb, zupa, kartofle. Potem, rozdając zupę z obierek, rozpytuje każdego więźnia o imię i nazwisko, i zmienia je w pospolite perskie wyrazy.
Dowody na zbrodnie Holocaustu
„Skutek uboczny” to pamięć o tysiącach wygłodniałych, wychudzonych ludzi, którzy – wyciągając rękę po zupę – zapewniają sobie cień szansy na uniknięcie głodowej śmierci. I dalsza konsekwencja – odtworzenie tych nazwisk z pamięci, gdy spłoną obozowe listy więźniów, a świat poszukiwać będzie dowodów na zbrodnie Holocaustu.
W rzeczywistości Gilles nie zna nawet słowa po persku. Drgająca powieka, kiedy wymienia stolicę „swojego” kraju może wskazywać na wielką mistyfikację. Z czasem w obozie narastają podejrzenia, pojawia się coraz więcej pułapek.
Przetrwać Zagładę…
W kinach można oglądać Poufne lekcje perskiego. To film inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Nawiązuje do opowiadania Wolfganga Kohlhaase Wynaleziony język.
Poufne lekcje perskiego – kandydat do Oscara
Perelmanowi zależało na tym, by film był jak najbardziej realistyczny. „Inspiracją był dla nas obóz Natzweiler-Struthof, umiejscowiony na północnym wschodzie Francji, przy granicy z Niemcami. Włączyliśmy też elementy innych obozów. Główna brama w naszym filmie jest z Buchenwaldu. Odtworzyliśmy obóz przejściowy na podstawie różnych zdjęć i materiałów filmowych, do których dotarliśmy. Staraliśmy się, żeby wyglądał jak najbardziej autentycznie” – mówił.
Nakręcony przez niego obraz urzeka prawdą ekranu, ale nie epatuje okrucieństwem. Gra emocji sięga jednak zenitu, gdy z bezimiennej masy opuszczającej obóz, niemiecki komendant w ostatniej chwili wyciąga „swojego Persa”. Pragnie okazać mu wdzięczność, bo dzięki niemu język farsi opanował niemal do perfekcji. Tylko czy rzeczywiście?
Poufne lekcje perskiego to białoruski kandydat do Oscara. Film można oglądać w kinach.