Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Choroba nerek pojawiła się znienacka i zdecydował o tym przypadek. To było 23 lata temu podczas letnich wakacji. Iwona zdecydowała się na pieszą pielgrzymkę, nic nie wskazywało na to, że jest chora i to tak ciężko. "Nerki nigdy mnie nie bolały, a o przewlekłym zapaleniu dowiedziałam się tuż po wykonanych badaniach" – opowiada 44-latka.
"Nigdy nie utraciłam wiary"
Przed nią były konkretne życiowe plany: ukończenie studiów na wymarzonym kierunku, wyjazd na misje, a także założenie własnej rodziny. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Choroba postępowała powoli i minęło 20 lat, kiedy się na dobre uaktywniła. "Mogę być wdzięczna Bogu za to, że cały czas był ze mną. Są osoby, które trafiają do szpitala w krytycznym momencie" – tłumaczy.
W niektórych przypadkach niewydolność nerek jest możliwa do wyleczenia, ale w jej przypadku nie było na to żadnych szans. Iwona miała do wyboru długotrwałe dializy lub przeszczep organu.
Po diagnozie kobieta nie potrafiła powstrzymać łez, oparcia szukała w Bogu. "Nigdy nie utraciłam wiary. Zadawałam sobie pytania, dlaczego to ja mam być chora. Wątpliwości było wiele" – podkreśla, wspominając tamten czas. Iwona została skierowana do szpitala, rozpoczęła się seria badań. "Czekałam na cud, brałam różaniec do ręki, modliłam się i czytałam Pismo Święte" – mówi.
"Doktorze, chcę mieć dzieci"
Iwona zawsze marzyła o urodzeniu dzieci. Przeczuwała, że przed nią trudne miesiące i pewnie lata. Lekarze nie pochwalali jej dążeń. Z każdym kolejnym dniem była coraz słabsza, nie chciała jednak rezygnować z pracy. "To ona dawała mi siłę" – zaznacza. Iwona urodziła dwójkę dzieci, dziś syn ma 13 lat, a córka 11. Spełniła jedno ze swoich marzeń, które bezpowrotnie chciała zabrać okrutna choroba.
Wizja przyszłości nie napawała optymizmem. Długotrwałe dializy, podłączenie do urządzenia, które miało oczyszczać jej krew i trzymać ją przy życiu. Ona jednak nie dała za wygraną.
Decyzja o przeszczepie
Rodzina nauczyła się żyć z jej chorobą. Codzienność podporządkowana była ciągłymi badaniami i specjalną dietą. Doszło do tego, że zjedzenie banana, owocu, który tak bardzo lubiła, mogło ją zabić.
Kobieta była zmęczona, opuchnięta, niewiele mogła jeść i pić, jej ciało zmieniało się, a akceptacja tych zmian przychodziła jej z trudem. W końcu lekarze poinformowali ją, że jedynym ratunkiem jest przeszczep. Idealnym dawcą był jej ukochany mąż. Mężczyzna nie wahał się ani przez moment. Od początku deklarował, że jeśli będzie mógł pomóc żonie, to na pewno to zrobi. Swoje nerki zaoferowały także dwie kuzynki oraz siostra.
Iwona zdecydowała się na przeszczep wyprzedzający – takie rozwiązanie dawało jej szansę na transplantację organu przed zaistnieniem konieczności dializowania i szybki powrót do normalności.
Zmarły 23-latek podarował jej prezent
Z mężem mieli doskonałą zgodność, wszystkie parametry się zgadzały, obydwoje byli przygotowani do operacji, ale ta została odwołana! Wybuchła pandemia. Lekarze tłumaczyli, że chcą im oszczędzić pobytu w szpitalu i oczekiwania na zabieg w tak trudnym czasie. Czekali na kolejny termin. I pojawiła się informacja, na którą Iwona tak bardzo czekała: "Jest dawca!".
"Dostałam nerkę od 23-letniego mężczyzny, nie wiem w jakich okolicznościach zmarł" – tłumaczy 44-latka. Niektórzy czekają na przeszczep trzy lata, a nawet dłużej. Iwona dostała nerkę po dwóch miesiącach.
Przyznaje, że myśli czasami o człowieku, który podarował jej nowe życie. Iwona przyjmuje leki, żyje z cukrzycą, ale jednak ma organ, który jest dla niej darem. Nerka pracuje dobrze, wyniki badań również są w normie. Po kilku tygodniach od operacji wróciła do pracy.
Polska misjonarka wymodliła cud
Iwona Olszewska-Król opowiada, że ma niepełnosprawność, której nie widać. Nie brakuje jej optymizmu. Działa na rzecz polskiej transplantologii, uczestniczy w webinarach i konferencjach, chętnie pomaga innym, odpowiada na ich pytania, dzieli się nabytą wiedzą i doświadczeniem. Jest szczęśliwą żoną i spełnioną mamą. "Choroba pokazała nam wszystkim, że różne sytuacje w życiu mogą mieć miejsce, a nieprzewidziane okoliczności mogą zdarzyć się każdemu. Potrzeba odrobiny empatii oraz cierpliwości" – mówi.
Dodaje, że przeszczep wymodliła za wstawiennictwem dr Wandy Błeńskiej. 18 października 2020 roku w katedrze poznańskiej na Ostrowie Tumskim rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym. Kilka dni później dostała telefon ze szpitala – upragniona nerka już na nią czekała.
Dobro powraca
30 października 2020 roku, o godz. 13.00, Iwona została wypisana ze szpitala. Dopiero w domu zdała sobie sprawę, że to dzień urodzin polskiej misjonarki. "Dobro rzeczywiście powraca" – mówi.
Kobieta żyje pełnią życia, wraz z dziećmi przygotowywała kiermasz, z którego dochód został przeznaczony na wsparcie misji.
Niedawno była na grobie dr Wandy Błeńskiej. W tej podróży w przeszłość towarzyszyła jej koleżanka. Tego dnia miało być zimno, a było pięknie. "Spojrzałam na błękitne niebo, czułam się jakbym przyszła do bliskiej mi osoby, ot tak zwyczajnie, na kawę" – mówi Iwona. Rok temu, podobny błękit towarzyszył jej, gdy opuszczała szpital. Właśnie wtedy rozpoczynała zupełnie nowy rozdział swojego życia.