Wszystko stanie się zupełnie nowe i inne, niż było. W oszołomieniu wielką radością i tyle razy w wielkim przytłoczeniu. Chcę dać Ci znać, świecie i drugi człowieku, że ma znaczenie, co dla mnie zrobisz, a czego nie. Bo w swojej roli często jeszcze czuję się krucha i potrzebuję wiele wsparcia.
Jeszcze wczoraj albo tydzień, albo dwa lata temu nie byłam tym kimś, kim jestem teraz. Nowa „ja” opiekuje się, przejmuje i troszczy. Kocha najbardziej na świecie i najlepiej jak umie. Rozwiązuje problemy, o jakich istnieniu nie miała pojęcia: co zrobić z wysypką i w której godzinie gorączki wezwać lekarza. Ile razy i czym karmić. Jak kołysać. Jak dopilnować, by nic małego nie znalazło się w zasięgu ręki malucha, który pełza po dywanie.
Nowa „ja” mało śpię. Kwadrans po kwadransie, godzina po godzinie, udzielam z siebie życia komuś, kto beze mnie nie przeżyje ani dnia. Cała jestem czuwaniem. Czytam bajki, układam z klocków wieże aż do nieba, miksuję zupki, bawię się w „a kuku”. Czasem będę się martwić, czy tamta „ja” w garsonce i z pomalowanymi paznokciami gdzieś istnieje. Będę wspominać, jak to było mieć wszystko pod kontrolą i czuć wpływ na rzeczywistość, gdy teraz z bezradności nieraz polecą mi łzy. Gdy nie będę już pamiętać, jak to jest coś zacząć i skończyć, bo tyle czynności trzeba przerywać, gdy mały człowiek woła.
Czasem płaczę ze zmęczenia. Dni i noce zlewają się w zamazany ciąg wyczerpania.
Dlatego, proszę, nie mów mi, że mam bałagan. Nie rozmawiaj ze mną o tym, kiedy w końcu na oknach zawisną firanki albo skąd ta plama na dywanie. Nie pytaj: „Co robiłaś przez cały dzień?”, bo będzie to widać dopiero za dwadzieścia lat – ile wtedy było do ogarnięcia.
Powiedz: „Radzisz sobie świetnie” albo „Widzę, że jesteś zmęczona”. Zapytaj: „Może chcesz się zdrzemnąć?” i zabierz dzieci na spacer. Wierzę, że znajdziesz drogę przez rozsypane klocki w salonie – czujące serce pokaże Ci ją bez trudu.
Nie pytaj mnie, co wczoraj gotowałam, bo być może makaron albo pomidorową (znowu). Mogę nie pamiętać, co jadłam, za to z wdzięcznością przyjmę posiłek, jeśli wpadasz na kawę. Gdy robiąc dla siebie gołąbki, spakujesz i dla mnie dwa. Śmiało obsłuż się w kuchni i spróbuj zapomnieć o tym, że masz ulubiony rozmiar filiżanki. Wchodzisz na teren w trakcie konstrukcji. W moment improwizowania i wielkiego skupienia na tym, by przeżyć.
Nie opowiadaj mi, proszę, jak sobie świetnie radziłaś i jak miałaś wszystko ogarnięte. Nie mów mi, jak Twoje dziecko godzinami spało, a Ty biegłaś do kosmetyczki, gdy już usmażyłaś schabowe. Nie przywołuj historii o prababci, która urodziła w kartoflisku i dalej machała motyką, bo przecież tak wiele dzieci tych czasów nie przeżyło, i tyle matek zmarło. Nie wspominaj, jak tetrowe pieluchy ciężko było prać, a teraz tak łatwo, bo wszystko jednorazowe. Porównywanie się odbiera nam i tak zbyt wiele sił. Drenuje z życia i zostawia z poczuciem, że to wszystko za mało. Chcę dać Ci znać, że już mogę wiedzieć to: kiedy matki epoki kryzysu musiały ogarniać wszystko, gdy nie było nic – wiele dzieci płakało, aż zamilkło tak bardzo, że do dziś na próżno szuka w sobie łez.
Pozwól mi być mamą, która wybiera, co jest dla niej ważne. Nie mów, że „przyzwyczajam do noszenia”, gdy reaguję wrażliwie na płacz. Nie poganiaj, gdy maluch przychodzi o coś zapytać – bo dla niego jestem całym światem, a Ciebie mogę wysłuchać w każdej innej chwili. Nie wypowiadaj gorzkich ocen i nie pytaj, kiedy kolejne dziecko albo po co ich tyle. Uśmiechnij się do mnie, gdy mnie mijasz. Podniosą mnie na duchu przytrzymane w sklepie drzwi. Przepuszczenie w kolejce, jeśli bardzo się nie spieszysz. Podanie czegoś, co mi upadło.
Przypomnij mi, proszę, jak wiele robię i ile z siebie daję, gdy będę znowu opowiadać, że nie jestem wystarczająca. Podpowiedz, jak więcej spać. Zabierz na kawę na mieście. Zobacz mnie oczami, które widzą życzliwie. I wspierają we mnie życie.