separateurCreated with Sketch.

Mała dziewczynka w dużej kobiecie

WEWNĘTRZNE DZIECKO
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kiedy jej nie słyszymy, piętrzymy wymagania przed sobą i innymi. Kiedy nie dostrzegamy jej łez – krzyczymy na dzieci, gdy płaczą. Kiedy nie czujemy w sobie bicia jej serca, obojętniejemy na piękno świata. Tak bardzo ważna jest „wewnętrzna dziewczynka”. To opiekowanie się nią kieruje nas ku dojrzałości.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Przekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

„Wewnętrzna dziewczynka” to emocjonalna pamięć naszego dzieciństwa. Obejmuje różne doświadczenia. I te, kiedy rozpierała nas radość życia (i ogarniała ciekawość i beztroska) – i te, które przywołują poczucie osamotnienia, zranienia i braku wsparcia. Wówczas jakaś część nas zatrzymuje się w lęku i smutku tamtych doświadczeń, jak małe dziecko, które utknęło w bolesnym, samotnym i trudnym dla siebie miejscu.

Natalia de Barbaro w Czułej przewodniczce użyła dwóch odmiennych nazw dla tej dziecięcej cząstki: „wewnętrzne niemowlę”, potrzebujące ukojenia, i „dzika dziewczynka”, która kipi żywotnością. Niezależnie jednak od tego, czy zraniona dziewczynka w nas ma dwa tygodnie czy pięć lat, a ta, która marzy i wierzy w przyszłość – dwa czy naście lat – potrzebujemy być w kontakcie z każdą z tych części siebie. Jeśli myślimy, że nie mamy „wewnętrznego dziecka”, tropem do odnalezienia go mogą być chwile spontanicznej radości, ale też doświadczenie smutku i pustki, lub trudne i nieadekwatne do sytuacji emocje (gdy np. bierzemy bardzo do siebie coś, co nie jest wymierzone w nas).

Bardzo przeżywam, co rodzice mówią do dzieci, bo w ten sposób piszą historię ich wewnętrznych dziewczynek i chłopców. Odczuwam bolesny skurcz, gdy słyszę: „Ponieważ przez dwa dni nie posprzątałaś pokoju, nie obchodzi mnie, co chcesz”. Albo „Zostawię cię tutaj i sobie pójdę, jeśli nie przestaniesz się wiercić”. Dzieci uczą się już wtedy, że jest w nich coś, co jest kompletnie nie do przyjęcia. A to, że mama i tata będą je kochać, jest jak kruchy lód. W każdej chwili mogą utracić miłość rodziców: gdy nie pozbierają klocków albo podrapią się w kościele w nogę, którą gryzą odświętne rajtuzy.

I tak oto porzucamy dziecięce części siebie, poddawani groźbom bycia zabranymi przez pana na ulicy albo zniknięcia mamy w środku miasta, karani jej nieodzywaniem się albo złośliwościami i zawstydzaniem przy ludziach. Przestajemy wiedzieć, czy jest nam smutno albo czujemy złość, w przerażeniu robiąc wdech, ale nie mogąc wpuścić powietrza nigdzie głębiej do własnego ciała. Bo ono, by mogło się rozluźnić, potrzebuje czuć, że ktoś obejmuje je czule ramionami i będzie z nim zawsze, na dobre i na złe.

Nauczone od najmłodszych lat porzucania siebie – bo wujkowi będzie przykro, jak go nie pocałujemy, a mama dostanie zawału, jak przyniesiemy ze szkoły mniej niż czwórkę – z biegiem czasu przestajemy widzieć tą małą, bezbronną dziewczynkę w sobie. I wchodzimy w kierat „poważnego życia”, w którym narzucamy sobie plany stulecia albo spełniamy oczekiwania wszystkich, nie wiedząc, dlaczego robi się nam w środku coraz trudniej. Stajemy się poważne, perfekcyjnie zorganizowane i zarobione, a życie wycieka nam gdzieś spod żeber coraz szerszą strużką. Martwi nas to mniej niż kurz na parapecie.

Tak wiele zmienia się, gdy zaczynamy poświęcać sobie w końcu uwagę i pytać: o co się złoszczę złością bez dna? Czy to nie dziewczynka woła o miłość, bo kiedyś było jej za mało? Co budzi mnie w środku nocy i oblewa zimnym potem – czy nie wołanie samotnej, opuszczonej dziewczynki, przy której nie było nikogo, gdy tak bardzo tego potrzebowała? Co sprawia, że nie sięgam po nowe rzeczy – czy lęk dziewczynki, w którą nikt nie wierzył albo słyszała ciągle, że jest niewystarczająco dobra?

Na szczęście oprócz dziecka w nas mamy także tą część, która może się dziewczynką zaopiekować. Jeśli nie doświadczamy w sobie działania tej opiekuńczej części, można zacząć ją w sobie kształtować z czyjąś pomocą. A potem to dziecko w sobie przytulać i zapewniać je, że my same nigdy go już nie porzucimy. Że może na nas liczyć.

Dziewczynka odwdzięczy się nam, przynosząc tysiące prezentów. Ucząc, jak brać głęboki wdech, biegać boso i mówić „kocham cię”. Żyć naprawdę.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.