separateurCreated with Sketch.

Mnich, który powstrzymał kule. Kim był ks. Kazimierz Żegleń?

BULLET PROOF VEST
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Karol Wojteczek - 22.09.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
16 marca 1897 r. mieszkańcy Chicago zgromadzili się na niezwykłym widowisku. Oto naprzeciw siebie stanęło dwóch mężczyzn. Jeden z nich wycelował do drugiego z rewolweru, po czym wystrzelił.

Mężczyzna, który przyjął strzał, upadł, ale po chwili podniósł się, nie zdradzając najmniejszych oznak zranienia. Nie było w tym jednak nic cudownego, mimo iż człowiek ten należał do zakonu... zmartwychwstańców.

Kazimierz Żegleń urodził się w Kaczanówce k. Tarnpola w 1869 r. (polskie Kresy Wschodnie, wówczas pod zaborem austriackim, obecnie na terenie Ukrainy). Jako osiemnastolatek wstąpił do wspomnianego już zgromadzenia Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa.

Trzy lata później, jak wielu z jego stron, wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie podjął posługę zakrystiana w największym skupisku polskiej diaspory – w parafii św. Stanisława Kostki w Chicago. Tam objawił się talent konstruktorski i inżynieryjny Żeglenia.

Wspomnieć tu trzeba, że druga połowa XIX w. była dla Wietrznego Miasta okresem niezwykle burzliwym. W 1871 r. w wyniku ogromnego pożaru dach nad głową straciła ok. 1/3 spośród 300 tys. mieszkańców gwałtownie rozwijającej się metropolii.

Piętnaście lat później miastem wstrząsnęły brutalne starcia pomiędzy żądającymi poprawy warunków pracy robotnikami a odpowiadającymi przemocą siłami porządkowymi. W ich wyniku śmierć poniosło kilkanaście osób, a setki zostało rannych.

Wraz ze wzrostem popularności idei marksistowskich i anarchistycznych przez USA przetoczyła się wówczas również fala zamachów na funkcjonariuszy publicznych. W 1901 r. z ręki polskiego anarchisty Leona Czołgosza zginął nawet prezydent Stanów Zjednoczonych William McKinley. Wcześniej jeszcze, w 1893 r. podobny los spotkał burmistrza Chicago Cartera Harrisona Seniora (choć tu przyczyny zamachu były bardziej złożone).

Obserwując narastającą falę przemocy ks. Kazimierz Żegleń poczuł się w obowiązku, by spróbować pomóc w ocalaniu nie tylko dusz bliźnich, ale również ich życia doczesnego. Tak narodził się w jego głowie pomysł stworzenia lekkiej i cienkiej, acz skutecznej kamizelki kuloodpornej.

W końcu XIX w. istniały już rzecz jasna podobne konstrukcje, wykonane jednak z metalowych płyt, a co za tym idzie ciężkie i mocno ograniczające ruchy noszącego. Przełom nastąpił dopiero w roku 1881, gdy wykonujący sekcję zastrzelonego mężczyzny dr George E. Goodfellow zauważył, że jedwabna poszetka w marynarce ofiary znacząco ograniczyła głębokość penetracji jednego z pocisków. Mimo obiecujących rezultatów Goodfellow ostatecznie porzucił rozpoczęte prace nad prototypem kamizelki, oddając się praktyce lekarskiej.

Zainspirowany badaniami medyka ks. Żegleń postanowił zaprojektować własną konstrukcję. Jej największą zaletą było ograniczenie grubości warstwy chroniącej do ok. 1 cm. Godząc się na przetestowanie kamizelki na sobie samym duchowny wiele jednak zaryzykował. Nie wykonał bowiem wcześniej żadnego eksperymentu, dowodzącego jej skuteczności i bezpieczeństwa w praktyce.

Jakkolwiek eksperyment zmartwychwstańca (jak to brzmi w tym kontekście!) zakończył się spektakularnym sukcesem, nie miał on ani środków, ani możliwości technicznych pozwalających na rozpoczęcie seryjnej produkcji wynalazku. Dlatego też w grudniu 1897 r. duchowny udał się z powrotem do Europy, licząc na zainteresowanie swym projektem inwestorów.

Już na Starym Kontynencie (w Wiedniu) ks. Kazimierz Żegleń namówił na współpracę nazywanego "polskim Edisonem" Jana Szczepanika, pioniera m.in. technologii przesyłu ruchomego obrazu wraz z dźwiękiem (czyli dzisiejszej telewizji). Wyprodukowane w jego fabryce kamizelki z ceną ok. 800 dolarów za sztukę (ok. 6 500 USD wg dzisiejszej siły nabywczej) okazały się być jednak niezwykle drogie.

Niemniej udoskonalony przez Szczepanika wynalazek zdobył w Europie dużą popularność, głównie dzięki niezwykle efektownym pokazom jego skuteczności. Największą sławę przyniósł on konstruktorowi, gdy ocalił z zamachu życie hiszpańskiego króla, Alfonsa XIII. Do dziś zresztą wiele podręczników do historii przypisuje autorstwo kamizelki kuloodpornej jedynie Szczepanikowi.

Po rocznym pobycie w Europie ks. Kazimierz Żegleń wrócił do USA, gdzie, dzięki zebranym od sponsorów środkom, otworzył własne przedsiębiorstwo, produkujące kuloodporne koszule. Nie zdobyły one jednak takiej popularności jak kamizelki sygnowane nazwiskiem Szczepanika.

Przyjęcia koszuli odmówić miał m.in. wspomniany już (i zamordowany później w zamachu) prezydent McKinley. Na tej historii oparta jest zresztą prawdopodobnie miejska legenda, jakoby przyjęcia kamizelki odmówił Szczepanikowi zabity w Sarajewie arcyksiąże Franciszek Ferdynand.

Mniej więcej w tym samym czasie, w pierwszych latach XX w. duchowny porzucił niestety stan kapłański i założył rodzinę. Jako wynalazca dał się jeszcze poznać światu konstruując bezdętkowe, nieprzebijalne opony samochodowe. Zmarł prawdopodobnie w 1910 r. w Chicago.

Przyznać jednak trzeba, że wynalazek ks. Kazimierza Żeglenia (wielkrotnie oczywiście modyfikowany) do dziś ocala życie tysiącom osób na całym świecie.

Źródło: culture.pl

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.