Na szczęście autor tego zdania – św. Alfons de Liguori – nie tylko stawiał wymagania, ale też uczył, jak je wypełnić. Dał on przepis na medytację dla zielonych i początkujących w modlitwie.
Św. Alfons nie jest dziś zbyt znany, a przecież „wielkim człowiekiem był”. Żył w XVIII w. w Italii. Był biskupem. Założył Zgromadzenie Misjonarzy Najświętszego Zbawiciela (redemptorystów). Swego czasu uratował Kościół przed rygoryzmem. Został doktorem Kościoła i patronem moralistów, ale był także nauczycielem modlitwy.
Jego misją życiową było głoszenie słowa Bożego najbardziej ubogim mieszkańcom Królestwa Neapolitańskiego. Jeśli chodzi o wiarę, to wiedzieli pewnie tylko tyle, że są ochrzczeni i że trzeba chodzić do kościoła.
A ten człowiek, gdy głosił im misje i rekolekcje, uczył ich medytacji, czyli rozmyślania nad słowem Bożym i prawdami wiary.
Św. Alfons poleca, by medytację zrobić z rana. Po to, by jej treści mogły swobodnie działać w nas i przypominać się w ciągu dnia. Oczywiście, można ją odprawić i o innej porze, kiedy mamy na to czas.
Jej długość powinna wynosić od 15 do 30 minut. Na początku warto przyjąć krótszy czas, a w miarę „wprawiania się” w modlitwę wydłużać ją.
Najlepszym miejscem do rozmyślania, według Liguoriego, jest kościół. Ale sprawdzi się także cichy kącik w domu. Ulubiony fotel lub wygodne krzesło czy też miejsce do klęczenia z krzyżem czy obrazem.
Na medytacji spotykam się Bogiem. To czas, gdy On do mnie mówi. Alfons zaleca, by chwilę o tym pomyśleć: tu jest Ktoś większy niż ja. Ktoś, kto mnie kocha. Ktoś, komu na mnie zależy.
Liguori mówi, by własnymi słowami Go przywitać, podziękować za ten czas, ale też przeprosić za wszystko, co utrudnia to spotkanie – za każdy grzech.
Na koniec tej modlitwy wstępnej Alfons mówi, by prosić o światło Ducha Świętego i powierzyć się Matce Najświętszej.
Bóg jest bardzo rozmowny i ma nam wiele do powiedzenia. Medytacja to doskonałe miejsce, by zacząć słuchać. Alfons, z racji, że był dzieckiem swoich czasów, polecał rozmyślanie nad fragmentami jakichś pobożnych książek lub treści z katechizmu. Warto jednak wziąć słowo Boże: Ewangelię z dnia lub inny wybrany fragment. Przeczytać dwa lub trzy razy, zadać sobie pytania, dając sobie czas i ciszę, by na nie odpowiedzieć.
1. Co przeczytałem? Opowiedz własnymi słowami to, co przeczytałeś. Dzięki temu zwrócisz uwagę na to, co cię dotknęło.
2. Co usłyszałem? Jakie emocje wzbudza ten fragment: złość, radość, smutek, żal, entuzjazm? Jakie wspomnienia przywołuje? Do czego zaprasza?
3. Co mam robić? Alfons jest praktykiem. Modlitwa ma służyć konkretnej przemianie człowieka – choćby małej i drobnej. Odpowiedź na to pytanie daje szanse na wprowadzenie słowa w czyn.
Kiedy już posłuchaliśmy Boga, możemy sami do Niego mówić. Alfons uczy, by własnymi słowami podziękować za to, co dostaliśmy. Odnieść się do tego, co usłyszeliśmy: przeprosić i prosić o to, czego najbardziej nam potrzeba.
Nie chodzi o wyszukane i piękne słowa. Ale o proste i pełne miłości wyznanie: Jezu kocham Cię, chcę iść za Tobą, pomóż mi w tym. To także czas, by prosić za innych.
Kolejny krok to zrobienie konkretnego, choćby najmniejszego postanowienia związanego z medytacją. Nie chodzi o wielkie czyny, ale o małe rzeczy, które umożliwią wprowadzenie słowa w czyn i rzeczywistą zmianę na lepsze.
To może być krótka modlitwa, dobry uczynek, rozmowa z kimś bliskim – warto włączyć kreatywność.
Nikt się sam nie zbawi. To dar od Boga, a naszym zadaniem jest współpraca z Nim. Medytacja według św. Alfonsa pozwala dostrzec gdzie jestem, co we mnie wymaga zmiany i podjąć konkretne, codzienne, małe kroki. A na dodatek staje się czasem, w którym mogę prosić Boga o pomoc.