Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Sam mówi, że wkręcał się w pełnosprawne drużyny żeglarskie, jak taki „krecik” i „rodzynek”, żeby pokazywać ludziom, że osoby z niepełnosprawnością wzroku mają pasje, i tak jak każdy, chcą i mogą je realizować.
– Bolało mnie, że armatorzy byli przeciwni zabieraniu na pokład osób niewidomych, niepełnosprawnych, bo gdyby coś się stało, ucierpiałby na tym ich prestiż – mówi Darek.
Dlatego też na własną rękę postanowił być ambasadorem osób niewidomych w tym obszarze.
Miłość do żagli miał we krwi od dziecka, choć wychowywał się z dala od morza, w Kole. Kiedy po wielu latach przerwy, już po utracie wzroku wypłynął w rejs z Fundacją Zobaczyć Morze, znów poczuł wiatr w żaglach. No i się zaczęło.
W wyniku choroby całkowicie utracił wzrok 7 lat temu. Ogromnym ciosem było dla niego badanie lekarskie, podczas którego lekarz ocenił go jako niezdolnego do pracy. Po 16 latach pracy, aktywności, bycia między ludźmi, nagle miał zostać w domu… Stąd wspólna decyzja z żoną o budowie domu, gdzie mieszkają teraz z dwoma synami. Darek na co dzień zajmuje się gospodarstwem domowym, a kiedy tylko może, jest na morzu.
Łódka to jego drugi dom – kontakt z naturą i cisza na morzu dają mu poczucie bezpieczeństwa, jest tam u siebie. To, że nie widzi, nie ma żadnego znaczenia, czym wprawia w osłupienie swoich towarzyszy podróży.
Ma już za sobą wiele wypraw morskich, m.in. po Morzu Egejskim, Śródziemnym, wodach greckich, ale przede wszystkim wodach wokół Przylądka Horn w 2018 r. Przylądek Horn dla żeglarzy jest jak Mount Everest dla wspinaczy górskich – słynie z niebezpiecznych warunków i szybko zmieniającej się pogody.
Piotr Niesobski wspomina, że Darek wykazuje się często swoistą nonszalancją, która przyprawiała załogę niejednokrotnie o palpitacje serca.
– Podczas rejsu na Odrze wchodził np. bez niczyjej pomocy z pomostu do łódki, a na Hornie skakał z nabrzeża do pontonu. Darek jest wyjątkowy, musi radzić sobie sam, potrzebuje dużo wyzwań, ale on przejdzie wszystko dwa razy i już wie – mówi.
Darek nie ryzykuje, bo wie, że bezpieczeństwo na wodzie jest najważniejsze, dlatego zawsze zapoznaje się z każdą jednostką. Jeszcze w porcie obchodzi ją, by wiedzieć co gdzie jest, aby w razie potrzeby, w sytuacjach krytycznych wiedzieć, jak się zachować.
Pływał już m.in. na Zawiszy Czarnym, Kapitanie Borchardzie, Fryderyku Chopinie. I to na tym ostatnim największą frajdę sprawiało mu obsługiwanie żagli, wchodząc na reje.
– Na górę wchodzi się w szelkach asekuracyjnych, wpina się karabinkami do zabezpieczeń i trzeba przemieszczać się, stopy stawiając na stalowych linkach, które cały czas pracują. To niesamowite przeżycie. Bardzo się cieszę, że mogłem w tym brać udział – wspomina Darek.
Opłynięcie Hornu wraz z osobami niewidomymi było pomysłem Jacka Załuski ze Śląskiego Yacht Clubu. Jacek i Darek poznali się w 2016 r. na rejsie po Odrze z Gliwic do Szczecina. Zaprzyjaźnili się, byli przyjaciółmi. Jacek zmarł na koronawirusa w grudniu 2020 r.
– Bardzo mnie to gnębiło, dodatkowo był okres świąteczny, nie dawałem sobie z tym rady. Kolega dał mi znać, że ktoś organizuje rejs w tym czasie i jest wolna koja. To mi bardzo pasowało, bo w domu też by ze mną nie wytrzymali. Pomyślałem, że w ten sposób oddam Jackowi hołd – mówi Darek Borowiak.
Specjalnie przygotowany wieniec ku pamięci Jacka Darek wodował w czasie rejsu sylwestrowego do Szwecji.
Na wiosnę Darek płynął jachtem Sifu of Avon z Kanarów do Amsterdamu, gdzie spędził 21 dni na Oceanie Atlantyckim bez dobijania do portu. Oczywiście był tam jako jedyny niewidomy załogant. Teraz przed nim kolejne plany, m.in. udział w projekcie Solar Rejs na DZ Wrzaskun organizowanym przez Śląski Yacht Club. Darek będzie uczestniczył w dwóch etapach rejsu z Gliwic do Szczecina: najpierw wraz z dziećmi niedowidzącymi i niewidomymi z Chorzowa, a potem z dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną.