Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Otylia Jędrzejczak, najbardziej utytułowana polska pływaczka. Mistrzyni olimpijska, dwukrotna mistrzyni świata, pięciokrotna mistrzyni Europy na długim basenie i trzykrotna rekordzistka świata. Założona przez nią fundacja wspiera młodych sportowców. Nam Otylia Jędrzejczak mówi o wierze, początkach kariery, macierzyństwie...
Anna Gębalska-Berekets: O pani pływaniu zdecydowało schorzenie, to prawda?
Otylia Jędrzejczak: Schorzenie kręgosłupa było jednym z motywatorów. Sport w rodzinnym domu zawsze był obecny. Tata uprawiał pięściarstwo. Zanim poszłam do pierwszej klasy podstawówki, lekarze stwierdzili skrzywienie kręgosłupa. Zalecili pływanie. W Rudzie Śląskiej, skąd pochodzę, nie było sekcji pływania. Rodzice zapisali mnie na zajęcia do Pałacu Młodzieży w Katowicach. Nie lubiłam porannego wstawania, codziennych dojazdów. Nie myślałam wtedy, że z pływaniem zwiążę się zawodowo.
Sportowe rekordy, złote medale, miejsca na najwyższym podium, a w końcu sportowa emerytura. Nie brakuje pani adrenaliny?
Adrenalinę każdy jest w stanie znaleźć. Nie jestem wyjątkiem (śmiech). Swoją znalazłam w realizowanych projektach, które moja fundacja organizuje dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Celem fundacji jest wdrażanie nowoczesnych metod treningowych, prowadzących do zrównoważonego rozwoju młodych sportowców. Propagujemy system kształcenia skupiony nie tylko na podnoszeniu wydolności fizycznej, ale i kondycji psychicznej. Poza aspektami sportowymi, najważniejszym mottem fundacji jest „Zostań Mistrzem Życia”. Chcemy propagować idee nie tylko mistrza w sporcie. Ważniejszą kwestią jest zostanie „mistrzem życia”, również po zakończeniu kariery.
Teraz dzieci pozwalają pani stawać na podium?
Dzieci podczas moich projektów stają na podium i to jest dla mnie największa nagroda i ogromna satysfakcja. Kiedy podchodzą i dziękują za zorganizowany event, pytają czy mogą się przytulić, to jest mój najwyższy stopień podium. Jeśli chodzi o moje dzieci, to one dają mi motywację do działania. Bycie mamą to duża odpowiedzialność i wyzwanie. Dzieci dodają mi wiary w działanie i wnoszą do naszego życia wiele szczęścia i energii.
Przewartościowała pani życie po ich urodzeniu? Z czego jest pani najbardziej dumna?
Dzieci raczej mnie nie zmieniły. Życie i sport wcześniej nauczyły mnie wartości, którymi wciąż się kieruję. Zawsze uwielbiałam pracę z dziećmi i młodzieżą. Doceniałam to, co miałam i mam. Kiedy mam być twarda, to taka jestem, a kiedy delikatna, to delikatna. Dzieci pokazują mi moje możliwości działania. Nigdy o macierzyństwie nie myślałam w kategoriach obaw i lęku. Chciałabym, żeby moje dzieci były szczęśliwe.
W autobiografii wyznała pani, że jedno dziecko pani straciła. „Przeżycie poronienia ma ogromny wpływ na psychikę i może skończyć się depresją. Powrót do normalnego życia albo decyzja o kolejnej ciąży bywają naprawdę trudne. Boisz się i zastanawiasz, jak będzie tym razem”. Jak jest teraz?
Wszystko, co miałam do powiedzenia, jest w książce. To był ostatni raz, kiedy wypowiadałam się na ten temat publicznie. Jest wiele kobiet, które tracą to, co najcenniejsze i muszą, a nawet powinny, kroczyć dalej przez życie.
Pomogła wiara?
Wiara zawsze była i jest dla mnie ważna. Uważam też, że najważniejsze w każdej sytuacji, jaka spotyka nas w życiu, jest akceptacja wszystkiego, co się wydarzyło. Bez względu na to, jak bolesne są to doświadczenia. Wtedy jesteśmy w stanie zrobić krok w przód.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że Bogu dziękuje miłość, zdrowie... Za co jeszcze?
Przede wszystkim za każdy dzień mojego życia, bez względu jaki on był. W życiu uczymy się na błędach, doświadczamy i kochamy, bez względu na poglądy czy pochodzenie.
Nie ma [ani oporów, by o wierze mówić publicznie?
Jeżeli ktoś na wiarę patrzy tylko przez pryzmat budynku, jakim jest kościół czy księży, to może miewać opory. Ja na wiarę patrzę inaczej. Szanuję drugiego człowieka, wczuwam się w jego odczucia. Wiary nie można zamykać w murach świątyń. Bóg jest w każdym, jest częścią każdego z nas. Jego nie interesuje, jakie mamy poglądy, jak wyglądamy. Powinniśmy szanować każdego człowieka, którego spotykamy na swojej drodze.
Prowadzi pani fundację. Skąd pomysł na taką aktywność?
Fundacja działa od 7 lat. W jej projektach wzięło udział prawie 80 tys. osób. To dziedzictwo mojej kariery – przekazywanie wiedzy, inspiracji i motywacji do działania. Jestem dumna z tego, jak wspaniałą drużynę stworzyłam. Dzięki tym ludziom uczestnicy projektów fundacji mają możliwość czerpać wiedzę od najlepszych. Fundacja organizuje zawody pływackie w ramach programu Otylia Swim Cup, ale również inne projekty: warsztaty Otylia Swim Tur czy Zero jest OK. Chodzi o świadomość, jakim żywiołem jest woda i jak powinniśmy dbać o bezpieczeństwo nad wodą.
Ma pani jeszcze jakieś pomysły na życie?
Pomysł to jedynie początek drogi. Najważniejsza jest jego realizacja. Pomysłów można mieć tysiące, podobnie jak marzeń. O wiele bardziej liczy się plan działania oraz osiągnięte cele. Jednego i drugiego póki co mi nie brakuje (śmiech).
„Lubię wstać z łóżka, spojrzeć w lustro i powiedzieć: jestem super”. Proszę o kilka rad, jak zaakceptować siebie i wyrażać wdzięczność w codziennym życiu.
Nie udzielam rad. Każdy powinien odkryć w sobie to, co najlepsze, a przede wszystkim pokochać siebie. Nie przejmować się opiniami ludzi, którzy nie wnoszą nic wielkiego do naszego życia.
Zawsze wokół będą malkontenci, ktoś będzie nas krytykował. Od nas zależy, jak szybko będziemy „płynąć” w naszym życiu. Są ludzie, którzy lubią ranić innych, to ich napędza. Nie otaczajmy się nimi. Skupiajmy się na tych osobach, które są w stanie, nawet krytyką, ale konstruktywną, spowodować, że będziemy chcieli iść do przodu, patrzyli na siebie z akceptacją i czuli się wyjątkowo. Kiedyś napisałam wiersz, który, mam nadzieję, będzie kwintesencją tego, co powiedziałam.
Może go pani wyrecytować?
Tak. Jego tytuł to Równowaga: