Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W Europie to rodzice są najważniejszymi opiekunami swoich dzieci, co jednak nie oznacza, że nie korzystają z pomocy opiekunek. Angielscy rodzice częściej zdadzą się na pomoc niani niż Włosi, dla których ważna jest wielopokoleniowa rodzina. A malec w Polsce zupełnie inaczej spędza czas z najbliższymi niż jego rówieśnik po drugiej stronie globu. Nierzadko razem z babcią i dziadkiem, którzy – nie bez powodu – urośli do rangi „instytucji”. Bo przecież nikt lepiej nie utuli, nie upiecze pyszniejszego ciasta i nie przeczyta ciekawszej książki niż właśnie babcia.
Różnice w wychowaniu zauważą ci, którzy nieraz spędzali czas po drugiej stronie globu. W Ameryce dziecko jest ważne – to stamtąd przywędrowała tradycja wszelkich dziecięcych przyjęć, a później „doroślejszych” wydarzeń w przedszkolu czy w szkole. Lecz mimo to rodzic rzadko zrezygnuje ze swojego wcześniejszego trybu życia po narodzinach maleństwa. Prędzej zabierze je ze sobą i nie będzie się martwić, czy właśnie wskoczyło w kałużę i przemoczyło skarpetki. Gdy maluch zachoruje, zaufa lekarzowi i nie będzie szukać najlepszych specyfików na forach internetowych; pozwoli też dziecku spać w osobnym pokoju, nawet gdy maluch boi się ciemności.
Amerykańskie równouprawnienie obowiązuje wszystkich. Dziadkowie też bardziej żyją swoim życiem i nie włączają się w opiekę nad wnukami tak bardzo, jak w Polsce, a urlop ojcowski ma licznych zwolenników.
Dzieci są darem nieba! Wolno im wiele i nikt nie przejmuje się pobrudzonymi ubraniami czy rozlanym mlekiem. Rodzina we Włoszech jest na pierwszym miejscu. To nic, że głośna, pełna temperamentu. Narodzenie bambini każe mieszkańcom półwyspu uroczyście świętować ten dzień. Dziecko dorasta często bez ograniczeń i zakazów. Zapewne nie zmieni już swoich nawyków w dorosłym życiu, bo tak je wychowano w dzieciństwie.
Francuska rodzina powinna być silna i zjednoczona. Chociaż praktyka pokazuje różne oblicza, dzieci dorastają w przekonaniu, że nie muszą się spieszyć „na swoje”. Dlatego, podobnie zresztą jak Włosi, pozostają „na garnuszku” u mamy przez długie lata. Podobnie jak Włosi, mali Francuzi również dorastają w poczuciu wolności. Dzieciaki wcześnie jednak trafiają do przedszkola, gdzie uczą się samodzielności, by mama mogła wrócić do pracy, która jest dla niej bardzo ważna.
Francuzi przestrzegają, by maluchy się nie biły i nie krzyczały na siebie, ale by miały prawo do samoakceptacji i... popełniania błędów. Od najmłodszych lat uczą je miłości do kraju, kultury i ojczystego języka.
Rosyjska rodzina pozostaje pod wpływem silnego mężczyzny, który zapewnia jej byt, ale nie ingeruje w sprawy domowe i wychowanie dzieci. Tradycyjna metoda „kija i marchewki” wywodzi się właśnie stamtąd. Rodzice próbują różnych metod, by osiągnąć swój cel, ale nie gwarantują swoim dzieciom tej samej niezależności, umiłowania kultury, co Francuzi. Ich codzienność drąży walka o byt i zapewnienie przyszłości swoim pociechom. Mama częściej będzie zamartwiać się, nawet bez powodu, że synek czy córka zrobi sobie krzywdę, niż pozwoli mu z otwartością iść w świat. Nie będzie się wahać przed strofowaniem, a nawet małym klapsem, co u Szwedów wywoła niemałe (i słuszne) oburzenie. Rosyjska dusza kryje w sobie wiele tajemnic niezrozumiałych na Zachodzie.
Chińska polityka jednego dziecka wywarła olbrzymi wpływ na mentalność mieszkańców Kraju Środka. W rodzinie najwięcej do powiedzenia mają najstarsi członkowie rodziny, a później mężczyźni. Dzieci zaś wychowywane są w myśl szacunku i autorytetu starszych, umiłowania pracy i dyscypliny.
Małym pozwala się na dużo, uważając, że nie potrafią zrozumieć otaczającego je świata i nie są odpowiedzialne, nawet gdy nabroją. To matka jest wtedy odpowiedzialna za dziecko, a kiedy jej nie ma – nawet inna kobieta (albo dziadkowie!). Być może dlatego niemowlaki i małe dzieci wychowywane są we względnej swobodzie. Nie ma ścisłych reguł zabawy, jedzenia i spania. Rodzice są jednak stanowczy, jeśli chodzi o sposoby radzenia sobie z agresją. Jednak wszystko zmienia się wraz z wiekiem. Dwuletni maluch pozna już smak słowa „nie wolno”, a kiedy pójdzie do przedszkola, a później do szkoły, zakazów będzie już całe mnóstwo. Im dziecko starsze – tym więcej.
Dlatego 6-10-letnie dzieci, zwłaszcza chłopcy, przeżywają nieraz ogromne zaskoczenie z powodu nakładanych na nie obowiązków, również szkolnych, i konieczności przestrzegania reguł. Chłopiec z rąk matki przechodzi pod kuratelę ojca, który ma go przygotować do dorosłego życia. Nic więc dziwnego, że Chińczycy wspominają dzieciństwo jako czas największej beztroski.
Rodzice poświęcają zaś wiele uwagi na odkrywanie talentów swoich dzieci: muzycznych, plastycznych, sportowych. Gdy taki talent się znajdzie, z pewnością będzie pielęgnowany.
W Wietnamie, a także w Japonii opiekunami w codzienności częściej będą dziadkowie – to zwyczaj praktykowany przez pokolenia, a więc nikogo nie dziwi. W uboższych regionach Azji pojawia się jednak problem utraconego dzieciństwa. Nawet kilkuletnie maluchy muszą zarobić na swoje utrzymanie.
Tymczasem to, co dla człowieka Zachodu jest niewyobrażalne, w kulturach Środkowego i Dalekiego Wschodu uchodzi za normę. I to nawet od 5. roku życia! Dzieci są tanią siłą roboczą, a widok pracujących maluchów na plantacjach lub w fabrykach nikogo tam nie dziwi.
Mimo to w wielu krajach Azji edukacja stoi na pierwszym miejscu. Jest tak zwłaszcza w Chinach, Japonii, Korei czy Wietnamie, które zapewniają dzieciom powszechny dostęp do edukacji. A po lekcjach na dzieci czekają jeszcze zajęcia ze sztuk walki, gry w ping-ponga lub w szachy. Dużym zainteresowaniem cieszą się także zajęcia muzyczne (nauka gry na pianinie, flecie, skrzypcach, nauka śpiewu) i taneczne (nauka tańca klasycznego, nowoczesnego oraz baletu). W Japonii dziecko po lekcjach chętnie weźmie udział w zajęciach kółka tematycznego, np. rysowania mangi, komputerowego czy robotyki. Od najmłodszych lat wie też, jak ważna jest nauka angielskiego.
Azjaci żyją pod presją jak najlepszych wyników w nauce i zdobycia dobrego zawodu, który zapewni im dobry start w życiu. Takiej presji nie czują dzieciaki w biedniejszych regionach, gdzie nauka nie jest prawem, lecz przywilejem. W Laosie, Nepalu, a nawet w Indiach najbiedniejsi muszą pracować, a nauka uważana jest za stratę czasu i pieniędzy.
Dużo pieniędzy pochłaniają książki czy też obowiązkowe (np. w szkołach hinduskich) mundurki, a edukacji nie sprzyja przeświadczenie o zbędnym traceniu czasu. To rodzi analfabetyzm i brak dostępu do powszechnych dóbr, zwłaszcza dla dziewczynek, które zdecydowanie rzadziej korzystają ze szkolnych przywilejów niż chłopcy.
Zamiast muzyki czy lekcji angielskiego, mały Nepalczyk, umorusany w błocie, pobiegnie raczej za starą oponą, ale i ta zabawa da mu nie mniej radości niż wykwintne Barbie czy wózek z ekoskóry. Hindusi zaś chętniej zagrają w krykieta albo w kabaddi. W tej ostatniej „grze zespołowej” cała sztuka polega na tym, by dotknąć jak najwięcej zawodników z przeciwnej drużyny, zanim skończy się okrzyk „kabaddi”.
Dziecięca inwencja jest niezależna od pieniędzy. Stąd pomysł na kopanie znalezionego gdzieś przy drodze odłamanego kafla ze ściany, który należy wcelować w narysowane na ziemi linie czy kwadraty. Po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, że pomysłowość nie zna granic.
Na zdjęciach czy filmach z Czarnego Lądu nieraz widać maluchy bawiące się przedmiotami codziennego użytku albo ich fragmentami. Spędzają czas z rówieśnikami, rzadziej z rodzicami, którzy zajęci są swoimi obowiązkami.
Dziecko nie ingeruje w rozmowy dorosłych, nie mówi niepytane, z drugiej strony – w zabawie naśladuje dorosłych. Za to mama chętnie zabierze ze sobą najmłodszą pociechę w tradycyjnej chuście-nosidełku, bo maleństwo raczej nie przeszkodzi jej w pracy. Często też starsze dzieci zastąpią rodziców młodszemu rodzeństwu, dbając o jego wychowanie. A kiedy będzie możliwość pomóc dorosłym – czują się dumne i szczęśliwe.
U Indian to bliskość i dotyk są najważniejsze. Mama nie boi się przebywać ze swoim dzieckiem, tulić je i kołysać, a ono – zawinięte szczelnie chustą, przylega do jej ciała dopóki nie nauczy się chodzić. Nie ma łóżeczek bujanych i wózków, a spanie z mamą ma głębokie uzasadnienie w tradycji.
Japończycy pozwalają się wypłakać swoim pociechom, a płacz powinno ukoić... rytmiczne uderzanie w kołyskę. Kubańscy rodzice wychowują swoje dzieci w miłości i wielopokoleniowej rodzinie, a mali Koreańczycy do ukończenia 7. roku życia nie mogą być ukarani przez swoich rodziców. W Izraelu za krzyczenie na dziecko może grozić nawet więzienie. Cóż, co kraj, to obyczaj.
Nie ma jednego modelu wychowania i stylu przynależności do rodziny. Ważne jest tylko jedno – jeśli dziecko poczuje się kochane i szanowane, z pewnością będzie (zarówno teraz jak i w przyszłości) radosnym człowiekiem. Świadczą o tym tysiące życiowych historii.