J.J. Hanson miał wszystko, o czym zawsze marzył – wspaniałą żonę, zdrowego synka, pracę, którą uwielbiał, ciekawe perspektywy rozwoju. Wszystko się zmieniło, kiedy usłyszał diagnozę. Cierpiał na agresywną formę raka mózgu, a lekarze dawali mu maksymalnie cztery miesiące życia.
Mężczyzna żył jeszcze ponad trzy lata. W tym czasie urodziło mu się drugie dziecko i razem z żoną Kristen założyli organizację zajmującą się prawami pacjentów „Patients Rights Action”. Sprzeciwiali się też eutanazji i wspomaganemu samobójstwu twierdząc, że ich legalizacja sprzyja wywieraniu pośredniej lub bezpośredniej presji na poważnie chore osoby, które czują, że są ciężarem dla swoich bliskich.
Ich spostrzeżenia potwierdzają badania z Oregonu dotyczące przyczyn, dla których pacjenci poddają się eutanazji. Okazuje się, że fizyczny ból lub strach przed nim plasował się dopiero na szóstym miejscu wśród czynników, które wpłynęły na ich decyzję.
Wśród pięciu najważniejszych przyczyn podawano kolejno: utratę autonomii, mniejszą zdolność do angażowania się w przyjemne aktywności, „utratę godności” lub utratę innych funkcji i obawę o to, żeby nie obciążać rodziny i przyjaciół opieką nad sobą. Niektórzy wymieniali też niezdolność do poniesienia kosztów leczenia (Oregon Death with Dignity Act, 2017 Data Summary).
Hansonowie byli zdeterminowani, aby wspólnie celebrować życie, które im pozostało, bez względu na to, czy miałyby być to tygodnie czy lata. Pierwsze miesiące po diagnozie zapamiętali jednak jako niezwykle trudny czas, w którym musieli podjąć walkę nie tylko z rakiem, ale i z depresją, na którą zachorował J.J. To właśnie w tym czasie, jak wspominał później mężczyzna, zdarzały się chwile, w których w przypływie desperacji mógłby wziąć śmiercionośne tabletki, gdyby tylko miał je pod ręką.
W rozmowach z przyjaciółmi i wypowiedziach publicznych tłumaczył, jak bardzo był wdzięczny, że tak się nie stało. Potrzebował profesjonalnej pomocy, która pozwoliłaby mu żyć z jego chorobą. Na szczęście otrzymał ją w porę. Mógł poczuć nadzieję, dzięki której nie chciał się poddać.
„Wiem dokąd idę, martwię się tylko o Was” – mówił J.J. krótko przed śmiercią. Kiedy stopniowo tracił zdolność płynnego mówienia, przepraszał za to swoich przyjaciół na początku rozmowy zapewniając, że słucha ich uważnie. Zawsze pytał o to, jak może pomóc innym.
Uważał, że ma szczęście, bo jest przy nim jego ukochana żona i dzięki dobrze płatnej pracy i rozbudowanemu ubezpieczeniu zdrowotnemu może pozwolić sobie na odpowiednią opiekę medyczną. Koniecznie chciał zapewnić takie warunki innym chorym, bez względu na poziom ich zamożności i do tego właśnie dążył w prowadzonej przez siebie organizacji zajmującej się prawami pacjentów.
„Jeśli nasze doświadczenie nauczyło nas czegokolwiek, to tego, aby trzymać się nadziei dla siebie i dla innych wokół nas, szczególnie w obliczu zagrażającej życiu choroby. Dzięki temu twoje i ich życie może stać się lepsze” – pisała Kristen.