Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Bartek Jędrzejak to jeden z najbardziej znanych i lubianych prezenterów pogody. Od wielu lat pojawia się na ekranie TVN. Pracę rozpoczął jako osiemnastolatek. W osobistym wywiadzie dla Aletei opowiada o pracy, wpadkach na wizji, pasji do podróży, wartościach oraz o tym, dlaczego otrzymał ksywkę „ekshibicjonista”.
Anna Gębalska-Berekets: Podobno żyje pan dzięki inkubatorowi?
Bartek Jędrzejak: To prawda, jestem wcześniakiem. Urodziłem się 2,5 miesiąca przed terminem. Całe szczęście, że w szpitalu na oddziale neontologicznym czekał na mnie wolny i nagrzany inkubator.
Pana życie wisiało na włosku! W jednym z wywiadów przytoczył pan historię mamy, która opowiadała, że śpiewała panu, głaskała pana po głowie i płakała.
To był trudny czas dla mojej mamy, zwłaszcza że w inkubatorze przeleżałem miesiąc. Miałem problemy z jedzeniem i połykaniem. Mama zaś starała się spędzać ze mną jak najwięcej czasu. Noworodek potrzebuje bliskości mamy, jej dotyku, czułości. Wcześniaki są odbierane mamom, wkładane do „plastikowych pudełeczek” zwanych inkubatorami. Obecnie nie wspominamy momentu moich narodzin jako czegoś tragicznego. Muszę jeszcze dodać, że w szpitalu miałem ksywkę „ekshibicjonista”.
Skąd się wzięła?
Jako wcześniak leżałem w inkubatorze. Byłem owinięty w pieluszki. Wystarczyła jednak chwila, bym się ponownie rozkopał i leżał nago. Dlatego panie lekarki i położne nadały mi taką ksywkę.
Karierę zaczynał pan jako osiemnastolatek. Jako prezenter pogody czuje się pan dobrze?
Tak, bardzo. Mogę o sobie powiedzieć, że jestem szczęściarzem. Wykonuję pracę, którą lubię. Z radością do niej idę. Oczywiście nie jest ona łatwa. Każdego roku, w każdym sezonie Dzień Dobry TVN przemierzamy z ekipą tysiące kilometrów, spotykamy się z setkami ludzi, odwiedzamy różne miejsca. Dzięki mojej pracy odkrywam przepiękne miejsca w Polsce i na świecie. Zdarza się, że wracam do nich z rodziną i przyjaciółmi.
Na wizji często zdarzają się wpadki?
Oczywiście, to program na żywo. Często podczas prezentacji pogody ktoś podchodzi i zaczyna ze mną rozmawiać.
Opowie pan jedną z takich sytuacji, która najbardziej utkwiła Panu w pamięci?
Pewnego razy pojechaliśmy w okolice Poznania, na lotnisko. Prezentowaliśmy jeden z projektów studentów politechniki, którzy zajęli I miejsce w olimpiadzie z konstrukcji modeli lotniczych. Przygotowali dość duży, zdalnie sterowany samolot. Podczas programu zachęcaliśmy widzów, by pozostali z nami i byli świadkami tego, jak samolot wzbije w niebo. Po 10 sekundach runął na lotnisko. Filmik, na którym widać ten moment, widzieli także mieszkańcy Australii – tam go pokazywano. Zdarza się, że pracujemy także ze zwierzętami. One też potrafią robić na wizji niesamowite rzeczy. Ale takie sytuacje nadają programowi swoistego uroku.
Pogoda to dobry temat do rozmów?
Praktycznie wszystkie dziedziny naszego życia są związane pośrednio lub bezpośrednio z pogodą. Ma wpływ m.in. na rozmieszczenie sił zbrojnych na świecie, na to, gdzie spędzimy wakacje. Niektórzy naukowcy twierdzą, że taka, a nie inna pogoda sprzyja przyrostowi naturalnemu. Słońce pobudza endorfiny, częściej się przytulamy, poszukujemy bliskości. Zresztą znam też osoby, które wspólną drogę rozpoczęły od dyskusji o pogodzie. Tak się poznali i są razem. O pogodzie rozmawia się, gdy brakuje tematów do komunikacji, przy rodzinnym stole, kiedy atmosfera zaczyna robić się napięta. To temat, który zbliża ludzi, a niekiedy nawet ratuje z opresji (śmiech).
Pana grafik jest dosyć napięty. Jednego dnia zapowiada Pan pogodę w Zakopanem, następnego w Warszawie, by kolejnego być w Gdańsku. Jak Pan daje sobie radę z organizacją?
Mieszkając w Polsce, jesteśmy szczęściarzami. Nie musimy pokonywać samolotem wielogodzinnych tras, by znaleźć się w danym miejscu. Jesteśmy w stanie dojechać sprawnie zarówno w góry, jak i nad morze, z zachodniej części Polski na wschód. Jeśli zaś chodzi o organizację wyjazdów, to nie robię tego sam. W Dzień Dobry TVN są ludzie, którzy zajmują się produkcją programu, odpowiadają za to, byśmy bezpiecznie dojechali w konkretne miejsce.
I jeszcze znajduje Pan czas, aby pomagać innym!
Często mówiąc o pomocy drugiej osobie, myślimy, że będzie się ona odbywała kosztem naszego czasu, pieniędzy i wielkiego zaangażowania. A nieraz chodzi o zwykłą rozmowę, wsparcie, dobre słowo. Kiedyś słyszałem wypowiedź jednej z osób, która mówiła o tym, by o pomaganiu innym nie opowiadać publicznie. Myślę sobie jednak, że osoby rozpoznawalne, które działają na rzecz innych, nadają pewien kierunek i pokazują ludziom, że warto pomagać. Kiedy angażuję się na rzecz drugiego człowieka, to mówię o tym publicznie jedynie wtedy, kiedy chcę zwrócić uwagę na tych, którym niosę pomoc. Ważniejsi są dla mnie ludzie, o których mówię, a nie forma pomocy, jakiej udzielam.
Koleguje się Pan z zakonnicami z Domu Chłopaków w Broniszewicach. Lubi Pan tam przyjeżdżać?
Z siostrami związana jest niesamowita historia. Zostały zaproszone do Dzień Dobry TVN, by odebrać nagrodę będącą wyróżnieniem za ich pracę. Wcześniej nic o nich nie wiedziałem. Po chwili rozmowy powiedziałem do nich: „Gdyby cały polski Kościół miał waszą twarz i zachowywał się tak jak wy, to ja bym na najzimniejszej podłodze w katedrze leżał krzyżem”. Po tych słowach jedna z nich się popłakała. Dziś mogę powiedzieć, że są one dla mnie koleżankami. Doceniam ich pracę. Dzięki ich dobroci, wsparciu i ciężkiej pracy chłopaki mają wspaniałą opiekę. To piękne miejsce, gdzie nieraz tragiczne historie ludzi łączą się z ciepłem, zrozumieniem i otwartością serca. Dom Chłopaków w Broniszewicach jest takim miejscem, z którego wyjeżdżam z uśmiechem. Myślę sobie wówczas: „Bartek, problemy, z którymi ty się zmagasz, są tak naprawdę znikome”. A moje życie mogło wyglądać podobnie. Jak wspomniałem, jestem wcześniakiem, mogłem się urodzić z ograniczeniami, dysfunkcjami. Jestem zdrowy i nic złego się ze mną nie dzieje. Czasem myślę, że to miejsce w moim życiu nie pojawiło się przypadkowo. Będąc tam, bardziej doceniam to, co mam i szanuję swoje życie.
A co najbardziej ceni Pan w ludziach?
Z domu wyniosłem jedną ważną zasadę: „Zachowuj się wobec innych w taki sposób, w jaki sam chciałbyś być traktowany”. Najważniejsza dla mnie jest szczerość, bycie sobą i traktowanie innych z szacunkiem.
Pana bliscy mieszkają w Zielonej Górze. To miejsce gdzie Pan ładuje akumulatory?
Jedyną stałą wartością w zmieniającym się ciągle świecie jest rodzina. Często porównuję życie do autostrady, na której mijamy, wyprzedzamy innych lub jedziemy z nimi równolegle. Ludzie pojawiają się i znikają. Rodzina zaś pozostaje. Zielona Góra to miejsce, gdzie ładuję akumulatory. W miejskim zgiełku tęsknię za spokojem, naturą, wspólnymi posiłkami w rodzinnym gronie. Będąc tam, odcinam się od wszystkiego. Ta zachodnia część Polski, to miejsce, w którym mam przyjaciół, gdzie potrafię się zatrzymać i zmienić swoje nastawienie do wielu spraw.
Na wizji tryska Pan energią, uśmiechem i dobrym humorem. A jaki jest słoneczny człowiek prywatnie?
Jestem przede wszystkim sobą. Trudno całe życie tryskać energią i dobrym humorem. Praca przed kamerą również ma swoje wymagania. Ludzie włączający Dzień Dobry TVN nie chcą oglądać sfrustrowanego, smutnego prezentera pogody. Oni wybierając ten program, zapraszają mnie do swojego domu, chcieliby ze mną spędzić ten poranek. Tak to traktuję. Jak każdy człowiek przeżywam rozterki, mniej przyjemne sytuacje, ale nikogo nie udaję.
Jest Pan współautorem książki o pogodzie dla dzieci. Co w niej znajdziemy?
Inspiracją do jej napisania były pytania dzieci z mojej rodziny odnośnie do pogody i różnych zjawisk. Najmłodsi chcą usłyszeć prawdziwe odpowiedzi, często nie pytają o słońce, ale zadają dodatkowe pytania: czy ono zgaśnie, jaka jest temperatura w słońcu. Pogoda dla puchaczy to publikacja składająca się z czterech części.
Każda z nich poświęcona jest innej porze roku.
Warto wspomnieć, że puchacze jako ptaki szybko opuszczają swoje rodzinne gniazda i szukają swojego miejsca na ziemi. Dodatkowo przeżywają różne pogodowe historie. To seria interaktywna – ściągając kody, można wykonywać konkretne zadania. To nie tylko miła opowieść o przygodach wyjątkowych ptaków, ale i forma nauki dla dzieci.