Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Moja żona i ja mieliśmy po 20 lat, kiedy się pobraliśmy. Nie mogliśmy nawet pić alkoholu na naszym przyjęciu. Nie mieliśmy pieniędzy i oboje uczyliśmy się jeszcze w college'u. Jedyny dochód, jaki mieliśmy, pochodził z kelnerowania przy stolikach w restauracjach. Co gorsza, oboje studiowaliśmy teologię, co oznaczało, że nierozsądnie ustawialiśmy sobie bardzo małe perspektywy zawodowe. Byłem tak niedoświadczony i bezradny, że nie wiedziałem nawet, jak zrobić sobie pranie.
Kiedy zaręczyliśmy się w wieku 19 lat, wszyscy mówili nam, że jesteśmy za młodzi, że nie jesteśmy gotowi na małżeństwo. Żadne z nas nie podróżowało jeszcze po świecie i nie mieliśmy prawie żadnego doświadczenia w tym, co można by nazwać dorosłym życiem. Żadne z nas nie posiadało domu ani nie zrobiło kariery. Nie mieliśmy zbyt wiele pieniędzy i poza ratą za samochód nigdy nie musieliśmy ustalać budżetu na zwykłe domowe rachunki czy zakupy spożywcze.
Wprowadziliśmy się do maleńkiego mieszkania na poddaszu, najtańszego, jakie udało nam się znaleźć w odległości spaceru od naszej uczelni. Mieliśmy tylko jeden samochód i z powodu różnych harmonogramów często chodziłem tam i z powrotem z kampusu, obładowany książkami. Urządziliśmy mieszkanie, korzystając ze zwykłego sklepu i używanych mebli, które rodzice przekazali nam z litości. Jestem prawie pewien, że nawet wynosiłem meble ze śmietników. Naszym łóżkiem był materac na podłodze. Nie było nas stać na telewizję kablową ani drogie jedzenie. Jeśli chcieliśmy zjeść wykwintną kolację, wyciągaliśmy grill George'a Foremana i próbowaliśmy przyrządzić na nim stek. Dosłownie, nie wiedzieliśmy nawet, jak gotować – nie posiadaliśmy najbardziej podstawowej umiejętności niezbędnej do pozostania przy życiu.
Wszyscy, którzy mówili nam, że nie jesteśmy gotowi na małżeństwo, mieli rację. Nie byliśmy gotowi.
Coraz częściej młode pary opóźniają zawarcie małżeństwa właśnie z tego powodu. Uważają, że nie są gotowi. Po pierwsze, chcą zdobyć pewne doświadczenie w świecie, mieć swobodę podróżowania, umawiania się z innymi ludźmi. Chcą osiągnąć stabilną karierę, być może posiadać dom lub zaoszczędzić zaliczkę na jego zakup.
Jest też gotowość emocjonalna, gotowość do zaangażowania się w życie małżeńskie. Wielu ludzi nie jest na to gotowych. Są szczęśliwi, spędzając czas ze swoimi przyjaciółmi, jedząc w miłych restauracjach, mając swoją wolność i przestrzeń osobistą. Nie chcą być przywiązani i nie czują się na siłach, aby podjąć wyzwanie, jakim jest wychowanie dzieci. Z tego powodu małżeństwa zawierane są coraz później, ponieważ ludzie zwlekają do czasu, aż odnajdą siebie. Średni wiek zawierania małżeństw wzrósł do 32 lat. W wieku 32 lat byłem już żonaty od 12 lat i miałem czworo dzieci.
Tak, nasze małżeństwo – to, na które nie byliśmy gotowi – przetrwało i kwitnie. I wiecie co? Nadal nie jestem na to gotowy. Muszę jeszcze wiele osiągnąć jako mężczyzna, mąż i ojciec.
To właśnie jest tak ważne do zrozumienia: Nikt nigdy nie jest gotowy na małżeństwo, ale to nie znaczy, że nie powinno się go zawierać.
To naprawdę nie ma znaczenia, ile masz lat i jak daleko w dorosłość zaszedłeś – nigdy nie będziesz całkowicie doskonały i nigdy nie znajdziesz partnera, który jest całkowicie doskonały. Istnieje błędne przekonanie, które słyszę od wielu młodych ludzi, nawet w parafii, w której duszpasterzuję (jestem teraz żonatym księdzem katolickim) – że powinni odłożyć małżeństwo do czasu, aż ich życie będzie całkowicie uporządkowane. Chcą wnieść do małżeństwa najlepszą wersję siebie, nie mniej. Jest to błędne myślenie. Powiedziałbym nawet, że jest dość szkodliwe.
Życie jest przygodą, heroiczną podróżą. Rozwijamy się i zmieniamy aż do samego końca. Człowiek, którym jestem dzisiaj, jest zupełnie inny niż ten, który składał swoją przysięgę małżeńską 20 lat temu. Dojrzałem. Moja żona również. Nadal będziemy dojrzewać, a bez siebie nie bylibyśmy w stanie tego zrobić. Bez niej byłbym zagubiony. Wiedziałbym o sobie o wiele mniej i byłbym o wiele mniej kompletną osobą.
Natura miłości polega na tym, że nie ma jej górnej granicy. Zawsze można ofiarować więcej miłości, dlatego małżeństwa, które przetrwały dekadę za dekadą, są tak piękne. Miłość dojrzała, rozwinęła się i oplotła małżonków tak intensywnie, że ujawnia się w najdrobniejszych szczegółach. Znają się tak dobrze, że naprawdę stali się jednym ciałem.
Radość małżeństwa polega na wspólnym budowaniu życia. Jeśli myślimy o nim jako o połączeniu dwóch całkowicie skończonych, indywidualnych osób w umowny układ, to całkowicie rozminęliśmy się z sensem małżeństwa i wyznaczyliśmy sobie niemożliwy do osiągnięcia cel. Składanie przysięgi jest zawsze ryzykiem, aktem zaufania, że bez względu na to, co życie przyniesie w przyszłości, bez względu na to, jak bardzo para może być gotowa lub nie, bez względu na to, jak się zmienia i rozwija na przestrzeni lat, będzie to robić razem.
Nikt nigdy nie jest gotowy na małżeństwo. Jest to rzeczywistość tak wspaniała, że nie możemy być na nią gotowi. I właśnie to czyni ją tak piękną. Najlepsze, co para może zrobić, to zaufać sobie nawzajem, wykazać się roztropnością i rozeznaniem, a w odpowiednim czasie podjąć najlepszą decyzję o podjęciu powołania, które Bóg im dał. Indywidualnie nie jesteście gotowi, ale razem jesteście doskonale przygotowani.