Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Tegoroczna wiosna jest wyjątkowo zimna, nawet jak na bardzo chłodne standardy, do których przyzwyczaiły nas ostatnie lata. Na drzewach dopiero niedawno pojawiły się liście. W czasie matur po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie kwitły kasztany.
Poza tym tej wiosny doszło do rzadkiego zjawiska – prognozy publikowane pod koniec zimy znacznie rozminęły się z tym, co faktycznie działo się później w pogodzie. Zapowiadano temperatury powyżej normy z lat 1981-2010, a w rzeczywistości było znacznie zimniej. Czasem nie sprawdzały się nawet prognozy krótkoterminowe, dotyczące kilkunastu, a nawet kilku najbliższych dni. Skonsternowani prezenterzy pogody w telewizji musieli nieraz przyznać, że to, co obiecywali parę dni wcześniej, niespecjalnie się sprawdziło. Trafione okazały się jedynie przewidywania dotyczące opadów (miały być „w normie”) – i całe szczęście, bo deszcz, który solidnie popadał w ostatnich tygodniach, nieco oddalił wiszące nad nami widmo suszy, zwłaszcza że zimą spadło trochę śniegu.
Skąd te rozbieżności między prognozami i stanem faktycznym? Pierwsze wytłumaczenie podaje Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej na końcu każdej swojej informacji – że prognozy meteorologiczne to modele statystyczne, tworzone poprzez porównywania tego, co się obecnie dzieje w przyrodzie, z tym, jakie konsekwencje przynosiły podobne sytuacje w poprzednich latach. A takie przewidywania mają zawsze pewien margines błędu.
Poza tym tej wiosny kilka razy doszło do bardzo nietypowej sytuacji, że wiatr z południa Europy, który zwykle przynosi do nas masy ciepłego powietrza, tym razem przywiał do nas zimno – bo akurat nad południowe rejony naszego kontynentu nadciągnęło arktyczne powietrze. Pewnego dnia w połowie marca w Polsce najwyższe temperatury zanotowano na Suwalszczyźnie, nazywanej polskim biegunem zimna, a najniższe – w okolicach Wrocławia, gdzie zwykle jest najcieplej.
A jaka ma być pogoda w najbliższych tygodniach? No i czy latem możemy się spodziewać upału i bezchmurnego nieba?
Synoptycy przewidują, że przenikliwy chłód, deszcz i porywisty wiatr, które tak dały się nam we znaki podczas majówki, to już ostatnie podrygi zimy. Pierwszy tydzień maja ma się zakończyć ociepleniem. Prognozowana średnia dobowa temperatura w tym miesiącu w większości kraju wynosi 13-15⁰C. Taka temperatura mieści się w normie z lat 1981-2010. To znaczy, że w najbliższym czasie raczej możemy się spodziewać tego, czego oczekujemy od pogody w maju. Trzeba jednak pamiętać, że skoro mowa tutaj o średniej temperaturze, możemy mieć do czynienia z różnymi sytuacjami, np. przy niżowej pogodzie możemy przez całą dobę obserwować na termometrze zbliżone, kilkunastostopniowe wartości; ale również możemy doświadczyć dużych wahań, np. +30⁰C w dzień i 0⁰C w nocy. Ponieważ jednak mówimy tu o ciepłym, wiosennym miesiącu, to ostatnia opcja jest mało prawdopodobna. Możemy też – co jest znacznie bardziej typowe dla naszego klimatu – zauważyć czasem spore różnice między poszczególnymi dniami. Co ciekawe, północne rejony naszego kraju (Suwałki, Olsztyn, Gdańsk, Koszalin) znowu mają być najcieplejsze – przewiduje się tam średnie temperatury „powyżej normy”.
IMiGW zapowiada ciepłe, ale niezbyt suche lato. Temperatury w czerwcu i lipcu mają być nieznacznie wyższe od normy wieloletniej. Np. w Warszawie lipcowa średnia to 17,9⁰C, a przewidywana tegoroczna – 20⁰C; w Gdańsku, gdzie średnia w lipcu wynosi 16,7⁰C, w tym roku ma być 18,7⁰C; w Zakopanem, gdzie średnio notuje się 14,4⁰C, w tym roku spodziewamy się 15,9⁰C. Sierpień ma być nieco chłodniejszy, ale nadal bardzo ciepły – w całej Polsce temperatura w normie. Na szczęście nadal możemy liczyć na deszcz, który jednak nie powinien być na tyle intensywny, żeby powodować powodzie czy podtopienia – aż do końca sierpnia opady mają być „w normie” lub nieznacznie „powyżej normy” (powyżej jedynie w czerwcu na Podlasiu, Suwalszczyźnie i Lubelszczyźnie). W nadchodzące lato najbardziej suchym rejonem ma być zachodnie Pomorze w czerwcu.
Jeszcze tylko „zimni ogrodnicy” (12-14 maja) i „zimna Zośka” (którzy często przynoszą chwilowe ochłodzenie, a nawet przymrozki) – i będziemy mogli wreszcie zaczerpnąć w płuca prawdziwie wiosennego powietrza!