Bernard Newman
Intrygująca jest relacja, ale i sam relacjonujący, od niego więc zacznijmy. Dziennikarz, pisarz, żołnierz. Walczył w okopach w 1918 r. Twórca – kompozytor piosenek i musicali. W końcu niestrudzony podróżnik. Spotkał się z Keneddym, Gandhim, Mandelą, de Gaullem, Hitlerem, Chruszczowem czy szachem Iranu.
Był też urzędnikiem administracji państwowej i… domniemanym szpiegiem. O tym wymiarze jego działalności nie wiadomo wiele, ale z licznych podróży sporządzał raporty dla brytyjskiego rządu. Był też zamiłowanym cyklistą – podróżował na rowerze o imieniu George.
Rowerem przez II RP
Dlaczego Polska? Kraj, który niedawno powstał, dla przeciętnego Anglika dość egzotyczny. Kraj, za którym ciągną się powojenne problemy, ale z ambicjami. Zadziorny (stawia opór Hitlerowi).
Przygotowanie do podróży ma minimalistyczne. Cały bagaż mieści w wojskowym plecaku przymocowanym do bagażnika zwyczajnego roweru („wierzchowca”). W kieszeni ma 20 funtów. „W charakterze broni posiadałem kozik do obierania ziemniaków, który przywłaszczyłem sobie z kuchni, gdy gospodyni patrzyła w inną stronę”.
Mandat i anegdoty
W pierwszych minutach po zejściu z pokładu statku zostaje zatrzymany przez policjanta. A to dlatego, że w Gdańsku jechał rowerem po ścieżce dla pieszych. Wdał się w kłótnię z funkcjonariuszem. Ale trafił, jak pisze, na typ „Prusaka”, więc nie było łatwo.
Argumenty, że to „cywilizowany kraj”, więc „jazda rowerem po drodze dla pieszych z pewnością jest dozwolona”, nie pomagały. Po kolejnych minutach kłótni policjant przystąpił do wypisywania pokwitowania, wtem: „Na zakręcie (…) pojawił się drugi policjant, nadjeżdżający z tej samej strony, z której przyjechałem. On także jechał rowerem, a co więcej – jechał pieszym szlakiem!”.
To tylko wstęp do anegdot i przygód z trasy, od których w książce się roi. Newman występował w cyrku, uciekał przed żubrem, ratował kierującego furmanką po kolizji. „Mam jedną zasadę, którą kieruję się podczas swoich wojaży – nie cofam się przed żadnym doświadczeniem” – deklarował.
Zachwycająca Warszawa i Kraków
Newman ma na swej trasie oczywiście największe miasta, w których działa się historia Polski (Gdańsk, Poznań, Kraków), ale i te, które wyrastają na ważne ośrodki gospodarcze (Gdynia czy Katowice). W Warszawie zachwyca się kamienicami na Starym Mieście:
Zachwycają go Łazienki (pałac nazywa miniaturowym Wersalem), a w nich pomnik Chopina. Ale największe wrażenie robi na nim Cytadela. Docenia, że w Warszawie… dostał mandat za rzucenie papierka na ulicę:
Kraków jego zdaniem zasługuje na odrębną książkę, bo roi się w nim od atrakcji.
Częstochowa. Polskie Lourdes
By zrozumieć Polaków, a taki jest jego cel, Newman nie może pominąć ważnych ośrodków kultu religijnego. I tak odwiedza Częstochowę, zwaną polskim Lourdes, choć – jak sam przyznaje – to porównanie go rozczarowuje.
„Miejsce to miało niewątpliwie swoją atmosferę” – przyznaje. Docenia imponujący architektonicznie klasztor, ale denerwują go nachalni handlarze dewocjonaliami.
Ważne miejsca pod względem historycznym czy kulturowym to jedynie ułamek podróży Newmana. Gros jego doświadczeń pochodzi ze wsi, dróg pomiędzy nimi i bezdroży. A nawet w wielkich miastach swoje kroki kieruje ku dzielnicom biedoty, wchodzi w ciemne zaułki, uliczki, podwórza. Wszystko po to, jak najlepiej poznać Polaków, ich tradycje, obyczaje, zrozumieć motywacje. Ogromną zaletą jest opis podróży po tych miejscach II RP, które dziś są już poza granicami Polski, jak Lwów, Grodno, Wilno.
Podróż przez Polskę, której już nie ma
Newman narzeka na monotonną architekturę miast (wszystko z czerwonej cegły), pogodę (często deszczową, co akurat nie powinno stanowić problemu dla Anglika). Fascynuje się regionalnymi strojami (zwłaszcza w Łowiczu czy Zakopanem), docenia architekturę wiejskich domów na Podkarpaciu.
Śmieje się z polskiego podejścia do czasu. Nigdzie nikomu się nie spieszy, spóźnienia to żaden problem. Próbuje sprostać naszemu językowi. „W kwestii gramatyki z miejsca się poddałem i stawiłem czoła wymowie. Na pierwszy rzut oka równie przerażającej, każde słowo wydaje się mieć silne inklinacje ku sylabie szcz”. Te próby nastręczają mu śmiesznych przygód (jak z „panną Lody” czy podróżą do piekła, czyli na Hel).
Brytyjski humor
A propos śmiechu, w relacji Newmana nie brak humoru – brytyjskiego. Ale autor śmieje się też sam z siebie, na Brytyjczyków umie spojrzeć z dystansem. Ciekawym dodatkiem są dialogi z rowerem. Ujmują narzekania na polskie drogi, które jak nie są kocimi łbami (w miastach), to piaszczystymi bezdrożami. Bywa kąśliwy, niekiedy złośliwy, ale to doskonała przyprawa w tym reportażu.
Newman stara się zachować obiektywizm, odnosi się do punktu widzenia Niemców, mniejszości narodowych. Nie unika drażliwych tematów, jak polski korytarz, spór o Śląsk i Wilno. Pisze o problemach mniejszości w II RP.
Niekiedy przytacza niesprawdzone legendy, bez źródła, trudno więc zgadnąć, skąd zaczerpnął informacje. Co jednak nie stanowi problemu. Tłumaczka reportażu, Ewa Kochanowska wykonała wielką pracę sprawdzając i wyjaśniając wszystkie nieścisłości w obszernych przypisach. Ważne zaznaczenia zawarła we wstępie. To wszystko sprawia, że „Rowerem przez II RP” to doskonały reportaż – dla miłośników historii, ale i podróży.
*B. Newman, Rowerem przez II RP. Niezwykła podróż po kraju, którego już nie ma. Reportaż z 1934 roku, Znak 2021