Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W 1952 roku lato w Teksasie okazało się szczególnie gorące. Mieszkańcy czuli jednak, że nie do końca mogą oddać się beztrosce. Szerzyły się wieści o fali zachorowań na polio, szpitale były przepełnione, a rodzice zastanawiali się, czy rozsądnym jest w ogóle wypuszczanie dzieci z domu. W ciągu jednego roku zachorowało 60 tys. osób.
Epidemia polio i żelazne płuca
6-letni Paul podczas zabawy w ogrodzie gorzej się poczuł. Rozbolała go głowa i szyja, dostał wysokiej gorączki. Pamięta, że kiedy mama zobaczyła, co się z nim dzieje, wykrzyknęła: „Boże, błagam, nie mój syn!”. W miarę jak stan chłopca się pogarszał, chciała zabrać go do szpitala, ale usłyszała, że nie ma już wolnych miejsc. W końcu jednak uznała, że to jedyne wyjście, bo Paul nie mógł już samodzielnie oddychać.
Lekarz, który go zobaczył, powiedział, że nic nie da się już zrobić i próbował odprawić zrozpaczoną kobietę. Na szczęście jego kolega nie poddał się tak łatwo. Przeprowadził natychmiastowy zabieg tracheotomii, dzięki czemu uratował chłopca od śmierci przez uduszenie. Paul obudził się dopiero 3 dni później – w maszynie zwanej żelaznym płucem, z której wystawała mu tylko głowa. Wokół siebie zobaczył dziesiątki dzieci w podobnym stanie.
Paul Alexsander: udowodnić, że się mylą
Okazało się, że zachorował na skutek wirusa polio, który uszkodził u niego ośrodkowy układ nerwowy i uniemożliwił mu oddychanie. W szpitalu spędził 18 koszmarnych miesięcy. Nie mógł komunikować się z innymi ludźmi i wspomina, że kiedy wydawało mu się, że nawiązał kontakt z innym dzieckiem, robiąc do niego miny, dziecko umierało, a on znów był sam.
Lekarze w końcu postanowili wypisać go do domu, ale nie dawali mu żadnych powodów do optymizmu. Pewnego razu usłyszał, że jest w tak w złym stanie, że nie powinien żyć i prawdopodobnie dzisiaj umrze.
Do tej pory pamięta złość, którą wtedy poczuł. Postanowił udowodnić wszystkim, że się mylą.
Paul Alexander. Determinacja i walka
Wciąż musiał używać żelaznego płuca przez większość czasu, ale terapeuta nauczył go też „żabiego oddychania”, czyli używania mięśni w ustach i gardle do wciągania powietrza do płuc. W ciągu dnia mógł więc oddychać samodzielnie, choć wymagało to od niego znacznego wysiłku. W nagrodę za swoje starania dostał od terapeuty szczeniaczka.
Rodzice wspierali go ze wszystkich sił. „Po prostu mnie kochali. Mówili, że mogę zrobić co zechcę, a ja im wierzyłem” – mówi.
Nie każdy jednak zachowywał się właściwie. Jego rodzice razem z rodzicami innych dzieci z niepełnosprawnościami musieli przekonywać lokalną szkołę przez ponad rok, żeby mógł się do niej zapisać, ucząc się z domu. Paul ostatecznie zdał egzaminy końcowe z najwyższymi możliwymi ocenami niemal ze wszystkich przedmiotów i dostał się na studia prawnicze. Czuł, że wszędzie jest jedyny, że nie ma nikogo, kto byłby w podobnej sytuacji. To z jednej strony utrudniało mu życie, ale z drugiej – dawało determinację do walki.
Czyta, uczy się, maluje. I napisał książkę
Skończył studia i rozpoczął pracę prawnika. Miał wsparcie przyjaciół i cieszył się z każdej rzeczy, którą mógł zrobić samodzielnie. Przez pewien okres udawało mu się spędzać każdego dnia większość czasu poza żelaznymi płucami. Z upływem lat jego sytuacja zdrowotna zaczęła się jednak pogarszać. Obecnie opuszcza je zaledwie na kilka minut dziennie.
Nadal czyta i uczy się, przewracając strony książek przy pomocy długopisu leżącego obok. Używa go także do malowania i pisania. To właśnie w ten sposób stworzył swoją autobiografię. Dlaczego chciał podzielić się historią swojego życia? „Po to, żeby zainspirować tysiące ludzi, takich jak ty. Nieważne skąd są i jak wygląda ich przeszłość, bez względu na to z jakimi wyzwaniami się mierzą, do tego, by uwierzyli, że mogą zrobić to, czego naprawdę pragną” – mówi.