Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Książę Filip dwukrotnie gościł w Polsce. Pierwsza wizyta miała nieoficjalny charakter: w Sopocie i Gdańsku w sierpniu 1975 r., podczas III Europejskich Mistrzostw w Powożeniu. Książę występował wówczas w podwójnej roli – jako prezes Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej i uczestnik zawodów.
Małżonek królowej Elżbiety sam przyjechał do nadmorskiego kurortu pod koniec sierpnia 1975 r. I to tutaj spędził prawie tydzień. Jak wspominają pracownicy sopockiego hipodromu, książę zwyczajnie powoził, dbał i czesał konie. Dał się poznać jako osoba bardzo życzliwa i otwarta: kto chciał, mógł swobodnie podejść do księcia Filipa, porozmawiać, czy zrobić wspólne zdjęcie, ponieważ nie był otoczony od rana do wieczora chroniącymi go na każdym kroku oficerami.
Małżonek królowej Elżbiety musiał zmierzyć się z bardzo wymagającą trasą maratonu, która liczyła 33 kilometry. Jeden z odcinków wyznaczono na sopockiej plaży. Powozy musiały przejechać przez molo i tej trudności najbardziej obawiał się arystokrata. Świetnie radził sobie i powoził na trójmiejskich, morenowych wzgórzach, pomimo że podjazdy i zjazdy były bardzo trudne. Warto podkreślić, że dla niezwykłego gościa wyścigów nie było żadnej taryfy ulgowej. Pokonał trudną trasę i wytrwał do końca, nie zajmując co prawda pierwszego, czy nawet drugiego miejsca. Media dyskretnie nie wspominały o tym, na której pozycji dotarł do mety.
Mówiono jedynie, że Filip „nieźle pojechał”. Fakt ten nie przyćmił ani na chwilę dobrego humoru i życzliwego usposobienia księcia, który po zakończonych wyścigach wyjechał z całym zespołem na „Białowieżę”.
W czasie pobytu w Sopocie książę Edynburga złożył wizytę na Westerplatte. W imieniu wszystkich zawodników biorących udział w maratonie złożył tam kwiaty. Sam brał udział w działaniach podczas II wojny światowej, dlatego zawsze przywiązywał dużą wagę do składania hołdu ich ofiarom.
Z pobytem księcia Filipa w Gdańsku związana jest też sympatyczna anegdota, przekazywana „z ust do ust” do dzisiaj. Mianowicie w tym samym czasie, czyli w sierpniu 1975 r., pisarz i późniejszy laureat Literackiej Nagrody Nobla Günter Grass przyjechał z zachodnioniemiecką telewizją do Gdańska i realizował dokument m.in. na temat prac restauracyjnych w Sali Czerwonej Ratusza Głównego. W czasie kręcenia dokumentu niespodziewanie zgasło światło. Jedna z osób pobiegła wezwać elektryka. Cała ekipa siedziała niecierpliwie w ciemnej sali, czekając na fachowca, który naprawi światło.
W pewnym momencie po dłuższym oczekiwaniu w drzwiach zabytkowej sali pojawiła się postać wysokiego, charakterystycznego mężczyzny. – O… elektryk? – ucieszyli się filmowcy. – No, Philip of England – usłyszeli zdumieni i równocześnie rozbawieni filmowcy, towarzyszący Günterowi Grassowi. Okazało się, że książę na własną rękę postanowił „pozwiedzać” sobie gdańską starówkę i zobaczyć ciekawe miejsca. Jego nieoficjalna, pięciodniowa podróż zakończyła się w Warszawie.
Druga (już oficjalna) wizyta księcia Filipa odbyła się u boku Jej Królewskiej Mości, czyli małżonki Elżbiety, w marcu 1996 r. Para gościła z trzydniową wizytą w Warszawie i Krakowie. W ostatnim dniu wizyty w Polsce królowa Elżbieta i książę Filip pojechali do Krakowa. Para wybrała się m.in. na Wawel, Rynek i w okolice Kazimierza. Kiedy media i przedstawiciele miasta byli skupieni na królowej, znany z niekonwencjonalnego zachowania książę Filip postanowił zrezygnować z wymogów protokołu dyplomatycznego i… dyskretnie zniknął wszystkim z pola widzenia, zajmując się turystycznymi przyjemnościami i rozmowami z mieszkańcami Krakowa.
W którymś momencie usłyszano spontaniczne zaniepokojenie królowej Elżbiety: „Gdzie jest Filip?”. Małżonek wkrótce odnalazł się, tłumacząc, że rozmawiał z przemiłymi i niezmiernie gościnnymi mieszkańcami Grodu Kraka.
Wspominając sympatyczne polskie akcenty związane z niezwykłą osobą księcia Filipa warto przypomnieć, że do dzisiaj żyje w Warszawie jego kuzyn, dominikanin Aleksander Hauke-Ligowski herbu Bosak. Pochodzący z arystokratycznego rodu młodzieniec studiował archeologię na Uniwersytecie Wrocławskim. W wieku 24 lat postanowił wstąpić do zakonu dominikanów i oddać życie Bogu i ludziom. Ojciec Aleksander wyjeżdżał na misje do Związku Radzieckiego i tworzył struktury Zakonu Braci Kaznodziejów w Rosji i na Ukrainie. Czynnie działał również w opozycyjnym Komitecie Obrony Robotników. Ma obecnie 84 lata i mieszka w warszawskim klasztorze św. Józefa. Książę Filip był dla niego kuzynem czwartego stopnia.