Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Zostawmy wolność dobroci Bożej, niech igra z nami jak chce, pociesza jak chce, doświadcza jak chce. A jeśli nas zalewa łaskami, to cieszmy się, że życie nasze nie wyjdzie na chwałę naszej własnej mocy i doskonałości, ale in laudem gloriae gratiae eius.
Istnieje pewna niebezpieczna „bezinteresowność” względem Boga, która chciałaby tylko dawać, a zapomina o rzeczywistości, że tylko On jeden jest źródłem wszelkiego dobra. Nieskończonym, przeobfitym, że tylko On naprawdę daje, a wszystkie Jego stworzenia chwalą Go przez to, że piją z tego źródła, a nie przez to, że je ubogacają.
Utrata tej metafizycznej perspektywy prowadzi do zapomnienia, że się jest stworzeniem, którego istotą jest potrzebować. Ta pomyłka doprowadziła Fénelona do fałszywej koncepcji „czystej miłości”, tak bezinteresownej, że usuwającej nawet nadzieję.
Nietrudno zrozumieć, jak bardzo niebezpieczną rzeczą dla człowieka jest, gdy mu się zdaje, że Ewangelia nie jest całkiem doskonała, że ideał życiowy, który on sobie sam wykombinował, jest wyższy i doskonalszy od ewangelicznego.
Ewangelia pełna jest szczęścia, bo Bóg jest nieskończenie dobry. Nie tylko porywa nas nadzieją dóbr przyszłych, ale i na tej ziemi obiecuje nam i spodziewać się każe takiego nadmiaru łaski, by jarzmo Chrystusowe stało się nam słodkie i brzemię Jego lekkie.
Św. Augustyn ślicznie o tym mówi: Cui forte gravia sunt, intelligat se nondum accepisse donum, quo gravia non sint, et oret gemitu voluntatis, ut accipiat donum facilitatis (cytat z pamięci). A więc Bóg nam chce dać (i w tym jest chwała Jego dobroci) nie tylko łaskę wystarczającą, byśmy ją mogli spełnić, ale łaskę nadmierną, byśmy ją mogli spełnić z łatwością i weselem. Tu jest istota Nowego Testamentu: superabundavit gratia.
Nie możemy sobie łask Bożych przywłaszczać ani się do Jego pociech przywiązywać. Musimy być wolni, by spocząć w Nim samym, ale pragnienie tego przedsmaku dóbr niebieskich już tu, na ziemi, jest pragnieniem dobrym i zdrowym. I dusze, które się mocno modliły w szkole liturgii Kościoła, nie mogą mieć pod tym względem żadnej wątpliwości.
Kościół podchodzi do tych rzeczy z wielką prostotą i szczerością, bez przesubtelniania. Dlaczego moglibyśmy się modlić w liturgii: Laetitia animam servi tui, a nie moglibyśmy się tak samo modlić w naszym osobistym życiu wewnętrznym?
Wolno Ci, Dziecko, pragnąć Krzyża, zwłaszcza jeżeli masz ku temu mocne a spokojne natchnienie, ale nie tak, by Ci się zdawało, że pociechy nie potrzebujesz. Bo pocieszenie Boże potrzebne jest każdemu człowiekowi i święci obficie pocieszani bywali.
Dla pouczenia nas o tym poprowadził Jezus uczniów na górę Tabor, dla pouczenia sam w Ogrójcu pociechę przyjął, aby uchronić nas od pychy, której się wydaje, że niczego nie potrzebuje, abyśmy znaleźli drogę maleńkości i pokory, w której jest prawdziwa adoracja i prawdziwa miłość, i prawdziwa chwała miłosierdziu Boga.
Fragment książki o. Piotra Rostworowskiego OSB/EC „Listy do karmelitanki”, Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów. Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl.