Piękna, młoda, utalentowana. Zaraża radością, mimo że ma za sobą 19 operacji kręgosłupa i dobrze wie, czym jest cierpienie. Kiedy Polska usłyszała jej głos w muzycznym show, przepadła! Przed wami Maja Kapłon.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Maja Kapłon (finalistka The Voice of Poland 8) od dziecka boryka się ze skoliozą. Ma za sobą 19 operacji kręgosłupa. Rok temu w wyniku błędu lekarskiego otarła się o śmierć. Kiedy pękł pręt stabilizujący jej kręgosłup, musiała walczyć o każdy oddech. Na szczęście z pomocą przyszły tysiące osób, dzięki którym udało się sfinansować operację wartą 5 mln zł.
Maja opowiada Aletei o chorobie, życiu po operacji, kobiecości i niesamowitej pasji życia.
Maja Kapłon: poznałam istotę współczucia
Monika Burczaniuk: Podobno przed operacją byłaś bardzo samodzielna, nie chciałaś przyjmować pomocy, jak prawdziwa zosia samosia. Wyzbyłaś się już tego?
Maja Kapłon: Życie przyzwyczaiło mnie do radzenia sobie z niespodziewanymi wydarzeniami. Już jako dziecko stykałam się z pewnymi ograniczeniami – nie mogłam samodzielnie nosić plecaka. Czasem ktoś mi pomagał i bardzo mnie to denerwowało.
Był okres, kiedy chowałam swoją chorobę pod długimi włosami i dresem. Ktoś mógł myśleć: „Ale fajna ziomalka”. Nie, nic z tych rzeczy. Długie włosy i luźne ubrania tuszowały to, co najbardziej chciałam ukryć – garba. Każdy w takim wieku chce być fajny i silny – to chyba główne cechy bycia modnym na szkolnym podwórku (śmiech). Dzięki Bogu ja dostałam dar nieumiejętności zamknięcia ust, mimo mojego małego sekretu. Nie wiem skąd taki dysonans, bo osoby z poważnymi kompleksami są raczej wycofane.
Co to znaczy w twoim przypadku?
Jeśli już ktoś zauważył, umiałam odeprzeć każdy atak. Myślę, że to w pewien sposób zasługa mojej mamy, która ratowała mnie z opałów. Kiedy byłam na plaży, byłam wytykana przez dzieci i dorosłych, jako dziecko, które miało coś na plecach, ale myślało, że każdy ma przecież coś nie tak. Miałam okres ochronny dzięki mamie, następnie okres buntu przed pomocą i „zosiowanie samosiowanie”. To była moja manifestacja samodzielności mimo niepełnosprawności. Podczas zbiórki na operację w Stanach byłam zmuszona prosić o pomoc. Odezwał się instynkt przetrwania – nie chciałam jeszcze umierać, choć już nieraz mnie tym straszono. To, że odważyłam się poprosić o pomoc sprawiło, że jestem teraz bardziej świadoma i nastawiona na pomaganie innym. Dostrzegam więcej i nie chcę, aby ludzie ze swoim schorzeniem trafili w niepowołane ręce i powielali moją tragiczną historię. Poznałam istotę prawdziwego współczucia.
„Chcę dać ci siłę do pokazywania kompleksów”
Jak na 25 lat życia naprawdę dużo widziałaś.
Urodziłam się i wyrosłam na osobę maksymalnie wrażliwą. Moje pierwsze operacje w wieku 8 lat wykluczyły mnie częściowo z życia szkolnego. Nagle otoczyły mnie korytarze Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie, gdzie jednego dnia ścigałam się z dziećmi z protezami na nogach i tymi z onkologii. Następnego dnia któregoś z nich już nie było.
Od zawsze mam w sobie sprzeczności. Jednocześnie wrażliwość i czasem naiwność – wiara w to, że wszyscy są dobrzy, z drugiej strony przyzwyczajenie do sytuacji krytycznych. Brak zdziwienia, reakcji stresowych oraz paniki. Jestem w stanie znieść dużo, dlatego dużo na siebie biorę. Myślę, że każdy człowiek w sytuacji bez wyjścia jest zmuszony do przystosowania się. Czyli wiesz, „jakoś to będzie”.
Masz w sobie niesamowitą siłę. W dzisiejszych czasach upiększania absolutnie wszystkiego pokazujesz swoją bliznę. Do tego mówisz, że to trofeum!
Jestem przekonana, że w osobach po przejściach jest pewna siła, której inni nie mają. Uważam też, że żyjąc na krawędzi, człowiek cieszy się milion razy bardziej z życia. Ale trzeba liczyć się z tym, że również milion razy mocniej odczuwa smutek. Ale jest to cena warta życia.
Myślę, że jestem po to, aby dać ludziom siłę do pokazywania naokoło (a co!) swoich kompleksów i traktowania ich jak trofeum. Ja tę siłę przelewam na muzykę, ale każdy z was może znaleźć swoje ujście.
I mam nadzieję, że jeszcze niejednokrotnie zobaczę, jak inne dziecko pomaga temu z problemami, kompleksami iść przez plażę i nie bać się blizny, garba, za dużej ilości tłuszczyku tu czy tam itd. Edukujmy nasze dzieci, jak kochać!
Dziś świętujemy Dzień Kobiet. Podobno siła jest kobietą.
Siła jest kobietą, bo kto jest wciąż zmuszony tyle brać na barki, mimo postępu na świecie? Ciągle każda z nas ma przed sobą ciężkie decyzje, wiele z nas przechodzi życiowe dramaty. Czujemy mocniej, potrzebujemy miłości, akceptacji, usłyszenia naszego wołania i wreszcie najważniejszego – szacunku. Ale każdy z nas, bez względu na płeć, pochodzenie, wiarę, orientację, ścieżkę życia, zasługuje na szacunek i miłość. Dusza nie ma koloru, zapachu, ceny i metki – tak samo mężczyzna, jak i kobieta, bez względu na WSZYSTKO, na nie zasługują. Bycie dla siebie miłym ma TYLKO pozytywne skutki i myślę, że moja sytuacja życiowa jest tego przykładem – bezinteresowna pomoc, bycie wrażliwym i miłym nie jest oznaką słabości (pamiętając jednocześnie o asertywności i swoich potrzebach na co dzień). Człowiek człowiekowi jest przecież potrzebny.
„Obiecałam sobie pomagać ludziom”
Co myślałaś sobie rok temu – 24 lutego 2020 r., kiedy leżałaś obolała po dziewiętnastej, tej najkosztowniejszej operacji?
Myśli krążyły wokół radości i bólu, który ją przerywał. Moje życie zostało uratowane, ale kosztem nieprzespanych nocy i silnych, narkotycznych leków. Zdawałam sobie też sprawę, że osiągnięcie tego celu wiąże się z kolejnymi latami pracy po operacji i wieloma wyrzeczeniami. Ale wiem, że to było warte wszystkiego!
A jaki był najpoważniejszy kryzys?
Najpoważniejszy kryzys w moim życiu to był początek poszukiwań lekarza, który da radę mnie uratować. Każdy kręcił nosem i odsyłał z kwitkiem. W Polsce znalazłam wieku dobrych specjalistów, ale nikt nie chciał podjąć się operacji poprawkowej po innym „specjaliście”. W życiu nie wierzyłam, że ktokolwiek mógłby chcieć mi zrobić krzywdę, byłam trochę idealistką i dużo z tej cechy mi zostało. Jednak złamany pręt rażący narządy i z każdym dniem zagrażający mojemu życiu był początkiem lawiny załamań, a teraz chęci ochrony innych przed przeżywaniem tego samego. Obiecałam sobie pomagać ludziom, aby nie trafili na specjalistów, którzy mogą doprowadzić do takiego stanu jak mój. Nikomu nie życzę takiego strachu i ciągłej niewiadomej w głowie.
No i pomagasz jak mało kto!
Staram się (śmiech).
„On mnie słucha i mnie zna”
Pewnie dlatego, że sama też spotkałaś w swoim życiu bezinteresowne anioły.
Tak! Jednak moim największym problemem jest to, że ciągle wydaje mi się, że jestem ludziom coś winna. Moja przyjaciółka – psycholog – sporo mi na ten temat tłumaczy, ale okazuje się, że nie tyko ja to mam. Karolina, która miała operację kilka miesięcy temu, boryka się z tym samym.
Masz niesamowicie dużo pozytywnej energii. Co pomaga ci w trudnych chwilach?
Modlitwa i ludzie. Nie uważam się za osobę super zaangażowaną w życie Kościoła i rozumiejącą wszystko według jego zasad. Mam dużo swoich spostrzeżeń i „ale”. Jednak kiedy się modlę, to dzieją się rzeczy, których nie mogę odepchnąć. Chociaż nie da się ich wyjaśnić niczym namacalnym. To pewien stan, którzy rozumieją ludzie zakochani i nikt inny. Jestem osobą narwaną, która w sytuacjach kryzysowych musi mieć odpowiedź NA JUŻ. I właśnie takie odpowiedzi dostaję za każdym razem, kiedy się modlę. Choć tego nie rozumiem – wszystko mi mówi, że On mnie słucha i mnie zna, więc działa od razu. Moja modlitwa to raczej luźna i szczera rozmowa. Tylko ktoś, kto z Nim rozmawia, wie, o co biega.
Czytaj także:
William Prestigiacomo, finalista „The Voice of Poland” o muzyce, Bogu i rodzinie
Czytaj także:
Zwycięzca „The Voice Kids”: Lubię się modlić i kocham śpiewać