Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dwóch zamaskowanych mężczyzn włamało się do ks. Arthura O'Neilla, proboszcza parafii św. Brygidy w Cabinteely na przedmieściach Dublina. Mieli nadzieję na zdobycie łatwej gotówki. Musieli jednak zadowolić się telefonem komórkowym, który i tak potem zostawili w ogrodzie przed domem duchownego.
Poznajcie historię kapłana, który bez użycia broni i kija baseballowego pokonał groźnych napastników.
Napad z bronią w ręku
Około godziny 5.00 nad ranem w niedzielę księdza Arthura obudził dźwięk alarmu. Myślał, że to przypadek. Nie słyszał, jak włamywacze weszli do domu przez małe wybite okno. Odebrał telefon od pracownika firmy ochroniarskiej i powiedział, że nic się nie stało.
Odłożył słuchawkę, odwrócił się i zobaczył za sobą mężczyznę z zamaskowaną twarzą. Trzymał on w ręku broń, która wyglądała jak karabin maszynowy. Duchowny był przestraszony i czuł, że traci panowanie nad całą sytuacją. Bandyci zaczęli wymachiwać bronią i mu grozić.
– Nalegałem, by pozwolono mi się ubrać, bo właśnie wstałem z łóżka. Zostałem zabrany na dół, gdzie znajdował się drugi napastnik. Obaj byli około dwudziestki – tłumaczy kapłan w rozmowie z dziennikarką thejournal.ie.
Ksiądz zaprasza bandytów na kazanie
Włamywacze szukali pieniędzy. Ks. O'Neill poinformował ich, że nie posiada żadnych kosztowności. Złodzieje wydawali się być groźni i sfrustrowani. Dom kapłana został splądrowany, a napastnicy nie znaleźli nic wartościowego. Czuli się rozczarowani i zdenerwowani.
– Byłem uparty, ale i oni też tacy byli – wyjaśnia ksiądz. W pewnym momencie kapłan stwierdził, że może zaproponuje im wysłuchanie kazania. I zaczął mówić to, co przygotował na niedzielną mszę. Pomyślał sobie, że być może dzięki takiemu rozwiązaniu napastnicy znudzą się i zrezygnują z dalszych zamiarów.
– Zapytałem w końcu, czy chcą pójść ze mną do kościoła, ale nie chcieli – opowiada ks. Arthur. Następnie otworzył drzwi od domu i zaprosił ich do wyjścia. Mężczyźni po chwili zastanowienia skorzystali z propozycji i opuścili plebanię. Zabrali jednak ze sobą telefon komórkowy księdza.
– Powiedziałem im, że potrzebuję telefonu, bo jestem księdzem i mam tam wiele kontaktów do potrzebujących ludzi – wyjaśnia.
Komórka w ogrodzie
Cały incydent trwał około 15 minut. Ksiądz zadzwonił na policję. Później, korzystając z telefonu stacjonarnego, wybrał numer swojej komórki. Odkrył, że urządzenie bezpiecznie leży niedaleko od plebanii. Na zewnątrz, ale w miejscu, gdzie było chronione od deszczu.
– To tylko pokazuje, że nikt nie jest całkowicie zły – mówi ksiądz O'Neill. Kilka dni po włamaniu duchowny powiedział mediom, że czuje się dobrze.
– Dzięki Bogu, wszystko jest w porządku, chociaż rzeczywiście nie było to miłe doświadczenie. Nie chciałbym przeżywać takich wydarzeń każdego dnia. Mam nadzieję, że się to więcej nie powtórzy – tłumaczy.
Korzystałam: independent.ie; thejournal.ie; catholicireland.net.