Może trzeba było globalnej pandemii, żeby moje życie i oczekiwania nabrały odpowiedniej perspektywy.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W skali od 1 do 10 mój poziom złości jest właśnie bliski 11. Nie jestem osobą, która często się wkurza. I tak naprawdę w ostatnich dniach nie poznaję ani samej siebie, ani tych uczuć, kiedy jedynym kolorem, jaki widzę, jest czerwony (w przeciwieństwie do mojego ulubionego różu). To jest naprawdę frustrujące i wysysa dobro ze wszystkiego, co mnie otacza.
Przyczyn tego gniewu jest wiele, ale gdybym miała wyodrębnić jedną szczególną rzecz, powiedziałabym, że to brak kontaktu z rodziną. Dzięki COVID-19 minął już cały rok, odkąd ich widziałam. Rodzice, 6 z 7 rodzeństwa, 19 z 22 siostrzenic i siostrzeńców… Nie poznałam jeszcze nawet mojej najmłodszej siostrzenicy, która urodziła się zeszłego lata – a nic nie może się równać przecież przebywaniu z noworodkiem.
Kiedy mówię, że uwielbiam moją rodzinę, to nie do końca to opisuję. Kocham ich i cenię. Są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Wspierali mnie w niektórych ohydnych momentach mojego życia. Ukształtowali mnie na osobę, którą jestem dzisiaj.
Czy jeszcze się zobaczymy?
Ale w głębi mojego umysłu pojawiają się paniczne myśli. Mój tata zbliża się do 79. roku życia. Chociaż cieszy się całkiem niezłym zdrowiem i niedługo otrzyma szczepionkę (dziękuję wam, naukowcy na całym świecie!), martwię się, że coś może mu się stać. Albo mojej nieco młodszej mamie (choć ona żyje na owocach i warzywach, więc uważamy za oczywiste, że będzie żyła wiecznie).
Rozglądam się po moim domu, patrzę na wszystkie prace, które moi rodzice wykonali tu rok temu i serce mnie boli. Co, jeśli już nigdy ich nie zobaczę? Co, jeśli już nigdy nie otrzymam od mojego taty jednego z jego ogromnych, uspokajających uścisków? Te uczucia czasem mnie ogarniają – gdy jestem w trakcie gotowania, gdy próbuję pomóc synowi w fizyce, a nawet gdy jestem pochłonięta filmem.
Postanawiam wykorzystać COVID
Niepokój, niepewność, frustracja i zmęczenie COVID-em gotują się we mnie, przesuwając mnie wyżej na skali złości. Ale wtedy irytuję się na siebie, bo nie chcę być zła. Postanowiłam więc, że nie pozwolę, by COVID mnie złościł. Zamiast tego wykorzystam tę paskudną pandemię, by docenić to, co dla mnie najważniejsze – moją rodzinę. Nawet jeśli będzie się to odbywać za pomocą nie zawsze ostrych rozmów wideo, będę wdzięczna za każde słowo, każdy żart, każdą pogawędkę o zakupach w supermarkecie – za radość i pocieszenie, jakie mi przynoszą.
Jedynym wyzwaniem, jakie przewiduję, jest to, że kiedy gniew się rozproszy, poczuję się winna. Codziennie rozmawiam z członkami rodziny. Jestem naprawdę przez nich kochana i tęsknią za mną – o czym codziennie przypomina mi moja mama. Biorąc pod uwagę, że tak wiele osób straciło bliskich, czuję się źle, narzekając, że nie mogę się przytulić.
Ale może trzeba było globalnej pandemii, żeby moje życie i oczekiwania nabrały odpowiedniej perspektywy. Bardziej niż kiedykolwiek doceniam kruchość życia. Jestem zdumiona, że relacja rodzic-dziecko może się pogłębiać, nawet na odległość i nawet w miarę starzenia się. A wszystko, co zawsze było mi drogie, jest o wiele cenniejsze, niż zdawałam sobie sprawę. I to jest coś, co należy świętować.
A mówiąc o świętowaniu… Przyjęcie, które będziemy mieli, kiedy w końcu się zjednoczymy, będzie warte całej złości i frustracji z ostatnich wielu miesięcy. Na razie trzymam się mocno mądrych słów króla Salomona, o których moja mama przypomina mi bez końca: To także przeminie.
Czytaj także:
Pacjent z COVID-19 zmarł z różańcem w dłoni. Jego list do rodziny wyciska łzy
Czytaj także:
Ta irlandzka rodzina zachwyca miliony ludzi muzycznym talentem! [wideo]