Już nie raz to miał być ostatni raz. A i tak co jakiś czas daję się wkręcać w rozmowy, które do niczego nie prowadzą. Jałowe dyskusje na argumenty. Nieuniknione wymienianie racji za relację. Zmęczony tymi nieskutecznymi strategiami, zabrałem się za testowanie nowej – prostej w nazwie, trudnej w zastosowaniu.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
O wkręceniu (się)
Co myślisz, kiedy dzieci kłócą się o kolor kubka? Jedno mówi, że kubek jest różowy, a drugie, że w kropki. Myślisz wtedy sobie, że jedno jest głupie, a drugie ma rację? Czy może dostrzegasz, że mają różny punkt widzenia? Pierwsza odpowiedź kiedyś miała większą rację bytu. Dziś warto postawić na tę drugą.
Kiedy w krzakach czaił się tygrys, sprawą życia i śmierci było uznać czyjąś rację o zagrożeniu. W niejednoznacznych i złożonych czasach potrzeba więcej namysłu, a od racji ważniejsze staje się wspólne odczytanie złożoności świata. Bo jedno jest wspólne. Dziś (tak jak kiedyś) do przetrwania potrzebujemy zgody!
Czytaj także:
Jak żyć w świecie VUCA?
Podskórnie tę potrzebę zgody czujemy. A jednak dajemy się wkręcać. Chcemy wykazać drugiej stronie błąd. Nie możemy przeżyć, że ktoś myśli inaczej od nas, że nie poznał całej prawdy, którą my przecież znamy. Może nawet wiemy, że to znów nic nie da. Ale wkręcamy się z nadzieją, że „nasza prawda” będzie górą.
O górowaniu (nad innymi)
Co ma zrobić jedno dziecko, żeby drugie uznało jego wersje kolorystyczną kubka? Jak i czy w ogóle jest w stanie je przekonać do swojej racji? Jeśli mam pogląd, to przekonanie mnie do innego przeważnie wiąże się z jakąś formą podporządkowania – górowania kogoś nad kimś.
Nikt nie lubi, by nad nim górowano. Przyznanie komuś racji zazwyczaj jest jakąś formą: przegrania, straty, upokorzenia. A następstwem tej racji wewnętrzne okopanie się i zdystansowanie do drugiej osoby. Mając rację, często tracimy relację. Ale czy naprawdę w ten sposób chcemy wygrywać rozmowy?
O zszywaniu (ludzi)
Ja już nie chcę takich wygranych. I choć czasem daję się wkręcać, czasem coś we mnie mówi, że górowanie nad innymi jest przyjemne, to widzę praktycznie zerową skuteczność tych strategii. Zerową, gdy chodzi o trwałe więzi. Dlatego zabrałem się za testowanie nowej strategii – prostej w nazwie, trudnej w zastosowaniu.
Stawiam na zszywanie rozdartej społeczności. Może się ono realizować nie tyle przez przekonywanie, co przez zrozumienie drugiej strony i uznanie, że jej racje są z jakichś powodów uzasadnione. To nie znaczy, że ja nie mam swoich racji, albo że poglądy nie mają znaczenia, lub że żadna prawda obiektywna nie istnieje.
To raczej uznanie, że ty myślisz inaczej i to jest OK. Ja natomiast myślę tak, dlatego że… I właśnie dzięki tej różnicy (różnice są dobre) można docierać do tego co naprawdę nas różni i razem wykuwać nowe pojęcia, w drodze do prawdy. Jak robić to w praktyce? O tym poniżej.
Moje taktyki
Żeby zacząć zszywać społeczeństwo, trzeba spróbować zrozumieć argumenty drugiej strony. Z pomocą przychodzi zasada:
bardziej zrozumieć niż być zrozumianym.
Następny krok to aktywne szukanie okazji, żeby tę zasadę zastosować. Moje pomysły są trzy:
1Rozmawiaj z ludźmi, którzy myślą inaczej
Szczególnie, jeśli waszej relacji nie napinają emocje. Dopytuj, co dana osoba myśli i dlaczego. Niepytany nie mów o swoich poglądach – celem niech będzie zrozumienie, o co komuś chodzi. Tylko tyle i aż tyle. Ludzie wysłuchani i zrozumieni (których nikt do niczego nie chce przekonać) odczują wielką ulgę i sympatię do ciebie.
2Szukaj różnic z tymi, co myślą jak ty
Siedzicie w jednej światopoglądowej bańce, macie wspólny fundament. Sprawdźcie, czy są rzeczy, w których się różnicie. Pogadajcie o nich na zasadzie zaciekawienia (niezacietrzewienia). Wysłuchajcie się nawzajem. Zobaczcie, co sprawia, że mimo różnic myślicie podobnie.
3Słuchaj (rozsądnych) komentatorów i publicystów z innej „opcji”
Swoje argumenty znamy dobrze. A jeszcze internet podrzuca spersonalizowane treści, które nas w nich utwierdzają. Czy naprawdę wiesz, o co właściwie chodzi drugiej stronie? Gdyby przyszło mi bronić nie swoich argumentów, to co w nich uważam za rozsądne? Posłuchaj komentatorów drugiej strony. Poszerzenie spektrum opinii nie grozi mojemu zdaniu. Nic nie może mu zaszkodzić, jeśli jest prawdziwe.
Boję się jednego
Jeśli czegoś się boję w społeczeństwie, to jego dalszej polaryzacji. Nakręcania się na przeciwne stanowiska. Skrajności poglądów. Bo żeby ustrzec się przed niebezpieczeństwem, (dziś, tak jak kiedyś) potrzebujemy najpierw zgody, a dopiero później ustalenia wspólnego zdania. Tymczasem zszywanie społeczeństwa naprawdę zaczyna się od zwykłych rozmów, zwykłych ludzi.
Czytaj także:
Skąd pochodzi motywacja? Mózg, serce, jelita, coś jeszcze innego?
Czytaj także:
Czy możemy coś zrobić, by nie raniły nas słowa innych ludzi?
Czytaj także:
5 rzeczy, które powiedziałbym początkującym ojcom