Z 30 przypowieści Jezusa aż 19 przedstawia kontekst ekonomiczny lub społeczny. Skoro Jezus przyrównał Królestwo Niebieskie do kupca, to czy można i czy należy z góry odrzucić tezę, że religia – a dokładniej chrześcijaństwo – ma ekonomiczną naturę?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Timothy Radcliffe OP, niegdysiejszy generał dominikanów, stwierdził w jednym z wywiadów: „Chrześcijaństwo nie ma nic wspólnego z marketingiem”. Czy rzeczywiście wiara i rynek, religia i ekonomia, ewangelizacja i marketing tworzą zbiory rozłączne, a tam, gdzie się krzyżują, dochodzi do sprzecznego z naturą religii urynkowienia wiary?
Czytaj także:
Papież Franciszek tworzy największy na świecie ruch młodych ekonomistów
Religia jest z natury rzeczy ekonomiczna
W swojej niezwykle intrygującej książce Ekonomia dobra i zła czeski ekonomista Tomáš Sedláček tak odpowiada na to pytanie: „Właściwie bez terminologii ekonomicznej najważniejsze koncepcje chrześcijaństwa nie miałyby sensu. I dlatego wydaje się, że główne przesłanie chrześcijaństwa jest łatwiej zrozumieć, gdy interpretujemy je za pomocą oryginalnego słownictwa ekonomicznego”.
Jak podkreśla Bruno Ballardini, włoski teoretyk marketingu, „Paweł z Tarsu jako pierwszy bez skrupułów użył języka handlu. Ba, to on przecież wprowadził pojęcia «zysk» i «zyskiwać» w opozycji do «strata» i «tracić»”.
Nie chodzi jednak tylko o posłużenie się słownictwem wziętym z ekonomii, a dokładniej – z handlu. Chodzi o coś więcej – o interpretację wiary w modelu ekonomicznym. Okazuje się bowiem, że zarówno sama religia, jak i wszystko, co jest z nią związane, wykazuje większe związki z ekonomią, niż się wydaje.
Rzekłbym nawet, że religia jest z natury rzeczy ekonomiczna. Co więcej, można zaryzykować tezę, że jej konkretny kształt ma związek z aktualną sytuacją makroekonomiczną.
Biznes i teologia
Francuski historyk Jean Delumeau wykazuje, że istnieje zależność między transformacją w sferze biznesu a zmianami w teologii i pobożności. Tezę tę potwierdzają według niego przemiany, jakie się dokonały u początku nowożytnych dziejów Europy.
Jak zauważa, „ubezpieczenia morskie i postęp techniczny w dziedzinie żeglugi rozwinęły się […] na Zachodzie w tym samym czasie, kiedy rozpowszechniała się nauka o usprawiedliwieniu przez wiarę, praktyka odmawiania różańca i modlitwy za dusze czyśćcowe. Czy te zbieżności są dziełem przypadku?”.
Delumeau przyjmuje za swoje stwierdzenie innego historyka, Luciena Febvre’a, według którego „człowieka nie można, nie wolno rozciąć na dwoje: tu interesy, tam wierzenia”. Przyjęcie takiego założenia każe przyjrzeć się początkom teologii zbawienia, która ujawnia się w Ewangelii, w perspektywie istniejących wówczas warunków ekonomicznych.
Czytaj także:
Franciszek: Dlaczego w Biblii mamy termin „dziesięć słów”, a nie „dziesięć przykazań”?
Handlowy sposób opowiadania Dobrej Nowiny
Sedláček przytacza badania wskazujące, że w Nowym Testamencie kwestie ekonomiczne omawiane są średnio co szesnasty werset, a w Ewangelii Łukasza nawet co siódmy. Zauważa też, że z trzydziestu przypowieści Jezusa aż dziewiętnaście przedstawia kontekst ekonomiczny lub społeczny.
Są to między innymi przypowieści o talentach, o nielitościwym dłużniku, o nieuczciwym rządcy, o pracownikach w winnicy, o perle czy o skarbie w roli. Zwłaszcza te dwie ostatnie, których bohaterowie sprzedają cały posiadany majątek, by zakupić perłę bądź skarb znaleziony w roli (Mt 13,44–46), wyrażają prawdy Królestwa Bożego na sposób handlowy.
Jezus mówi, że Królestwo Niebieskie „podobne jest do kupca (gr. emporos) poszukującego pięknych pereł” (Mt 13,45). A skoro Jezus przyrównał Królestwo Niebieskie do kupca, to czy można i czy należy z góry odrzucić tezę, że religia – a dokładniej chrześcijaństwo – ma ekonomiczną naturę?
Ewangelia czyli napiwek?
Sedláček wskazuje na jeszcze jeden ekonomiczny aspekt związany z genezą chrześcijaństwa. Otóż zauważa on, że „najważniejszy termin Nowego Testamentu, «ewangelia», początkowo oznaczał «napiwek», drobne pieniądze wręczane temu, kto przyniósł dobrą nowinę (na przykład o nieoczekiwanym zwycięstwie)”.
Znaczenie takie znajdujemy w pozabiblijnej literaturze greckiej, choćby w Odysei Homera. W jednej ze scen pieśni czternastej tytułowy bohater, ukrywając swoją tożsamość, w rozmowie z napotkanym pasterzem zapowiada swój powrót. „Wiadomość masz mi tę odwdzięczyć” (εὐαγγέλιον δέ μοι ἔστω, niech mi to będzie euangelion) – prosi swojego rozmówcę.
Mówiąc krótko: dobra wiadomość kosztuje, ma swoją wartość.
Jest to fragment książki: Ks. Andrzej Draguła, „Kościół na rynku. Eseje pastoralne”, Wydawnictwo WIĘŹ, Warszawa 2021.
Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl.
Czytaj także:
Abp Ryś: Barnaba powinien dostać Oscara za rolę drugoplanową w Biblii