separateurCreated with Sketch.

Ks. Teodor gromadzi dziesiątki tysięcy ludzi na modlitwie online. Całe rodziny chwytają za różaniec

TEOBAŃKOLOGIA, KS. TEODOR SAWIELEWICZ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
– Staram się również, żeby nasze modlitwy były zróżnicowane i to także przyciąga. Uznam za porażkę działalność „TeoBańkologii” wtedy, gdy odciągnę ludzi o realnej wspólnoty Kościoła, by byli w niej tylko i wyłącznie wirtualnie – mówi ks. Teodor Sawielewicz.

Łukasz Kaczyński: Prowadzi ksiądz codzienne wieczorne modlitwy online za pomocą mediów społecznościowych, które gromadzą tysiące osób wierzących. Skąd bierze się ich fenomen?

Ks. Teodor Sawielewicz: Widzę kilka czynników. Myślę, że podstawą jest tutaj działanie Ducha Świętego, który gromadzi nas w przestrzeni wirtualnej i daje charyzmaty wspólnocie „TeoBańkologii”. Wiele osób zaświadcza, że podczas modlitwy płacze, odzyskuje siły lub czuje się pocieszona.

Po drugie myślę, że ludzie w czasach niepokoju i zamętu poszukują w internecie ciekawych, ambitnych, dających poczucie bezpieczeństwa i poruszających treści oraz modlitw, których brakuje im na co dzień. Staram się, by znaleźli na „TeoBańkologii” to, czego w głębi serca potrzebują.

Mam również nadzieję, że ludzi przyciąga Słowo Boże, które staram się im przedstawiać w atrakcyjny sposób, łącząc to głoszenie z pięknym śpiewem diakonii muzycznej. Liczę, że to wleje pociechę, zwłaszcza w tym trudnym czasie pandemii.

Jak to wyglądało od samego początku?

Na fanpage'u „TeoBańkologia” transmisje na żywo zaczęły się w 2017 r. Najpierw odbywały się raz na tydzień. Uczestniczyło w nich 200-500 wiernych. Przybierały formę pytań i odpowiedzi, jeszcze nie modlitwy online.

Później przeszło to w modlitwę, najpierw 10-minutową. Na początku 2020 r. podczas samej transmisji „na żywo” na kanale YouTube i fanpage'u „TeoBańkologii” modliło się już około 3 tys. osób. Wspólnie z biskupem Andrzejem Siemieniewskim rozeznaliśmy więc, że potrzeby są znacznie większe i modlitwy w rzeczywistości wirtualnej zaczęły być transmitowane codziennie.

Najszybszy przyrost zainteresowania naszą internetową modlitewną grupą nastąpił po pojawieniu się koronawirusa w Polsce. Wieczorne, wirtualne spotkania na „TeoBańkologii” przybrały formę modlitwy różańcowej o 20.30. Jest ona przeplatana rozważaniami, a potem następuje modlitwa wstawiennicza.

Te okoliczności, wspólnie z łaską Bożą i lękiem przed przyszłością oraz zamknięciem na wiosnę w domach, spowodowały, że coraz więcej osób zaczęło modlić się do Boga z nami.

Co możemy zatem powiedzieć o statystykach?

One nie są najistotniejsze, ale motywują do rozwoju i wyznaczają w pewien sposób horyzonty. Od marca 2020 roku co wieczór łączyło się z nami około 3 tysięcy nowych osób. Największą wspólnotę stworzyliśmy 2 kwietnia, kiedy w rocznicę śmierci św. Jana Pawła II podczas odśpiewania Barki o godzinie 21.37 było z nami ponad 180 tysięcy osób jednocześnie.

Z kolei do samej społeczności kanału „TeoBańkologia” przybywało w marcu i kwietniu około 10 tysięcy nowych osób dziennie! To tempo było wręcz zawrotne. Na chwilę obecną fanpage'em, Instagramem oraz kanałem YouTube jest zainteresowanych około pół miliona osób.

W szczycie transmisji po tych kilku miesiącach, na ten moment modli się z nami około 40-50 tysięcy osób. Mniej więcej drugie tyle osób modli się w retransmisji. Cieszy mnie więc bardzo, że tak wiele wiernych pozostało z nami i codziennie powierza swoje życie Maryi i Bogu poprzez modlitwę różańcową.

Co jest przyczyną tej wierności modlitwie w przestrzeni wirtualnej, którą ksiądz prowadzi? I czy nie boi się ksiądz, że te osoby pozostaną po ustaniu pandemii tylko na wirtualnej modlitwie, bez poczucia chęci pójścia do kościoła?

Wiosenne pozamykanie z powodu pandemii nauczyło nas, jak ważna jest modlitwa w rodzinach i mieszkaniach, które są domowymi kościołami. Mam nadzieję, że nasze wieczorne spotkania pomagają spojrzeć po Bożemu na swoje życie.

Bardzo cieszą świadectwa osób, które modlą się z nami różańcem całymi rodzinami, a wcześniej nie robiły tego wcale. Jako kapłan mam nadzieję, że to, co Duch Święty głosi przeze mnie w przestrzeni wirtualnej, spowoduje, że ludzie, którzy modlą się z nami, nie poprzestaną tylko na modlitwie w internecie, ale wkrótce poszukają swojego miejsca w kościele parafialnym czy konkretnej wspólnocie.

W mojej ocenie trzeba podkreślić to, że w tej grupie znajdują się osoby, które z Kościołem i wiarą nie miały nic wspólnego i dopiero te transmisje online otworzyły je ponownie na Boga. I ufajmy, że to ich pierwszy krok na drodze rozwoju duchowego i odkłamania błędnych wizji Kościoła.

Staram się również, żeby nasze modlitwy były zróżnicowane i to także przyciąga. Uznam za porażkę działalność „TeoBańkologii” wtedy, gdy odciągnę ludzi o realnej wspólnoty Kościoła, by byli w niej tylko i wyłącznie wirtualnie.

Jak sobie ksiądz radzi z taką „owczarnią”? Przyznał ksiądz w jednym ze swoich postów, że to bardzo zróżnicowana grupa odbiorców ze sprzecznymi oczekiwaniami – na przykład niektórym podobają się śpiewy, a innym nie, jedni chcą się modlić o ustanie pandemii, a drudzy wręcz przeciwnie.

Oczywiście mógłbym podejść do tego z perspektywy, że ja po prostu będę robił swoje i nie czytał hejtu. Ale to nie jest dobre rozwiązanie, bo wyklucza słuchanie ludzi. Sądzę, że trzeba mieć w tym też zdrowy dystans i dostrzec złoty środek, którzy najbardziej pomoże ludziom spotkać Boga.

Myślę, że niezmiernie istotne jest tu rozeznawanie i słuchanie głosu wspólnoty. Ale przez pryzmat Ducha Świętego i Jego natchnień w doborze dróg, które będą przynosiły jak największe owoce naszej modlitwie.

Tegoroczne święta Bożego Narodzenia są inne. Część wiernych nie pójdzie do kościoła, nie spotkamy się z bliskimi jak dotychczas, a w sercach niektórych wciąż będzie lęk. Jak ksiądz zachęca do tego, by przeżyć je – mimo wszystko – w pełni?

Tegoroczna izolacja świąteczna będzie trudnym doświadczeniem. Święta Bożego Narodzenia to czas, w którym chcemy czuć się kochani w gronie bliskich. A w tym roku na przekór mamy wiele strat. Brak bliskich, niedobór pewnych zwyczajów, niemożność pójścia do kościoła czy nawet perspektywa utraty swobody przemieszczania się.

Dlatego zachęcam, by spojrzeć bardzo przenikliwie na ubogi żłobek betlejemski. Bo Jezus też przyszedł na świat w rzeczywistości braku niemalże wszystkiego – ubogim żłobie w śmierdzącej stajni w miejscowości zabitej dechami. I sądzę, że serca wielu z nas stanowią również wielką dziurę, w której jest więcej braków i strat niż zaspokojonych potrzeb.

Trzeba zatem przyjąć cały ten niełatwy rok z pokorą. Niech nasze serca staną się ubogie jak stajenka. Gotowe na przyjście Nowonarodzonego, który ma moc dać nam życiowy pokój, obojętnie w jakiej sytuacji byśmy się nie znajdowali. Ale warunkiem tego jest brak skupiania się na brakach i odstąpienie od ulegania frustracji i użalania się nad sobą.

Bez spełnienia tego warunku serce nie będzie ubogie jak żłóbek, ale właśnie bogate w niespełnione plany, wizje i oczekiwania. Moim zdaniem zgoda na braki i dostrzeżenie, jak wiele mimo wszystko otrzymuję od Boga, to szansa, żeby jednak te święta Bożego Narodzenia naprawdę odmieniły nas wewnętrznie i by Maryja mogła w te nasze „braki” złożyć Jezusa.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.