Duszpasterz, u którego spowiadali się i żołnierze Wehrmachtu, i powstańcy warszawscy. Oto przejmujące świadectwo księdza, który mierzy się z tragicznym dylematem: walczyć, zabijać czy pozostać wiernym Ewangelii?
Ks. Jan Zieja: pacyfista i duszpasterz żołnierzy
Biograf ojca Jana musi w tym miejscu postawić pytanie być może najtrudniejsze z tych, które wiążą się z jego naukami. Przez kilka wojennych lat on – integralny pacyfista, wyznający pogląd, że piąte z przykazań danych Mojżeszowi na górze Synaj: „Nie będziesz zabijał!”, obowiązuje absolutnie – był czołowym, być może najważniejszym, duszpasterzem Polskiego Państwa Podziemnego.
Czytaj także:
„Ks. Zieja miał ogromną siłę”. Wywiad z reżyserem filmu
Szare Szeregi były ostrzem miecza konspiracji; sztab Komendy Głównej Armii Krajowej stanowił jej mózg. Wierni nieformalnej wojennej parafii księdza Ziei szykowali się do walki zbrojnej i ją podejmowali. Zabijali albo wydawali rozkazy do zabijania.
Jak pogodzić wyrzeczenie się przemocy z obroną przed śmiertelnym zagrożeniem wspólnoty lub choćby tylko pojedynczej osoby ludzkiej? Oto podstawowy dylemat pacyfizmu, nie tylko chrześcijańskiego.
Borykał się z nim Lew Tołstoj, borykał Mahatma Gandhi, borykał Dietrich Bonhoeffer. Ten ostatni – luteranin – zginął z ręki hitlerowców, podobnie jak Bruder Paulus, tak bliski księżom Ziei i Wyszyńskiemu, katolik ksiądz Max Josef Metzger (notabene, wydaje się dziwnym paradoksem, że jego nazwisko po niemiecku znaczy „rzeźnik”).
Żołnierze Wehrmachtu i powstańcy warszawscy
Ja także o to pytałem. – Przecież przychodzili do księdza młodzi idealiści z Szarych Szeregów: przed akcjami, gdy szli zabijać, i wracali z krwią wroga na rękach. Nie tylko oni. Przychodzili Poleszucy, którzy strzelali do Niemców w trzydziestym dziewiątym. Spowiadali się u księdza żołnierze Wehrmachtu. Potem powstańcy warszawscy.
– Przychodzą do mnie ludzie, z czym przychodzą – odpowiedział ojciec Jan. – Mam obowiązek im służyć w sprawach ich sumień. Więc i ja posługiwałem, nie tylko w trzydziestym dziewiątym, ale też potem, w Szarych Szeregach i Powstaniu Warszawskim.
Byli to dla mnie ludzie, którzy przychodzili ze swoimi sprawami, jakie mieli z Bogiem, a ja im towarzyszyłem na tyle, na ile potrzebowali tego, o czym mówiłem. Na ile oni sami tego sięgali…
Wśród żołnierzy Szarych Szeregów spotkałem wielu takich, którzy żyli w męce. Nie wiedzieli, jak wybrać, ale wybierali walkę.
Jak zwalczać zło
– Proszę księdza, czy mogli wybrać inaczej? – mówiłem wtedy. – Jak w warunkach walki o zwyczajne, fizyczne przetrwanie swoje, najbliższych, całego narodu mieli w praktyce zastosować słowa Chrystusa:
„A ja wam powiadam, żebyście nie sprzeciwiali się złemu, ale jeśli kto cię uderzy w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugiego” (Mt 5, 39; por. Łk 6, 29)?
Ksiądz Zieja nie odpowiedział na to pytanie od razu. Szukał przez chwilę w swoim archiwum i wręczył mi tekst konferencji wygłoszonych w Wielkim Poście 1944 roku dla Służb Pomocniczych Komendy Głównej Armii Krajowej. Przytaczam ten sam fragment, który cytowany był w Życiu Ewangelią:
To, co litery podają, wymaga nieraz wyjaśnienia i bywało wyjaśniane w innych miejscach, na różny sposób. „Nie sprzeciwiaj się złu” przełożone na nasz język jest najradykalniejszym, najostrzejszym sprzeciwem złu.
Bo my, ludzie z tego świata, z miłości dobra próbujemy zło zwalczać, ale tak je zwalczamy jak jacyś dzicy mieszkańcy puszczy, że gdzie w zło uderzamy – wyrasta nowe zło i gromadzi się, i wlecze za nami, nasza walka ze złem nowe zło wywołuje, nowe zło rodzi i nie ma temu końca – i ciągle się nam zdaje, że aby zwalczać zło, trzeba koniecznie użyć zła, choćby jeszcze ten raz ostatni na zło złem odpowiedzieć, złem zabić zło.
Tylko dziś, tylko w ten jeden dzień, jeden rok, a potem zło się skończy, będzie już królestwo dobra. A skutek jest ten, że tak zwalczając zło, ciągle to zło rozsiewamy i końca nie ma. Straszna to pokusa taka walka ze złem. Chrystus, tylko On nauczył nas, jak mu się naprawdę skutecznie przeciwstawiać. Nauczył nas, że gdzie jest zło, tam trzeba przeciwstawiać mu najczystsze dobro. Uczył, że w naszej postawie, w ustosunkowaniu się do zła, nie może być najmniejszej przymieszki zła.
Wytrwanie w tej postawie najczystszego dobra – oto nasza walka ze złem. Jeśli złu przeciwstawimy zło, tak „udry na udry” – to jest to drażnienie i wywoływanie zła, a nie niszczenie zła. Zło ginie i niszczeje tam, gdzie zachodzi czyste dobro. To ideał, do którego każe nam Chrystus dążyć.
I oto dziś wyznać musimy w pokorze: – Chryste, my tego nie umiemy, nie mieliśmy dość odwagi, aby Tobie zaufać. Zdawało nam się i ciągle nam się zdaje, że jeszcze ten raz trzeba zła użyć, żeby było dobro. Przez całe wieki nie byliśmy Ci wierni, nie z Twego ducha czerpaliśmy.
Co pomogło, że się nazywamy chrześcijanami, że mamy się za sługi Twoje, Boże, gdy ciągle jeszcze są w nas i naokoło nas dzieje puszczy, pełne dzikości, że te rzeczy wloką się z nami aż przed ołtarze Twoje: pycha, próżność, ciasnota i marność władają, kierują nami.
Nie umiemy Cię, Chryste, wyznać czystym czynem, dobrym, ale nosimy w sobie pragnienie tego. Spodziewamy się, że kiedyś Duch Twój wzbudzi takich waleczników, że broń ich będzie jasna, bez żadnej przymieszki mroku i zła.
Czytaj także:
„Zieja”. Ten film to nie jest rocznicowa laurka
Nie budzić nienawiści
– Nie umiemy inaczej, nie umiemy! – mówił ksiądz Zieja z rozpaczą głosie, przeczytawszy mi powyższy fragment. – Nie umiemy inaczej. Przebacz nam, Chryste! I oni mówili mi: „Czujemy, że do czegoś innego trzeba dążyć”. AK-owcy, powstańcy, to byli tacy żołnierze.
– Wskazywał im ksiądz pewien ideał moralny Ale gdyby któryś z nich przyszedł z konkretnym pytaniem, jak ma postąpić? – nie dawałem za wygraną. – Z pytaniem podobnym do tego, z którym ksiądz zwrócił się do biskupa Łozińskiego krótko przed jego śmiercią…
– Z takimi pytaniami nie przychodzili – odpowiedział. – Mówili o swoich wątpliwościach czy trudnościach, tak głęboko, jak one w n i c h, a nie w e m n i e, sięgały. Na to im odpowiadałem. Nigdy, przez cały ten czas, nie budziłem uczuć nienawiści.
Mówiłem co najwyżej o miłości ojczyzny, a później, jeśli następowała spowiedź, towarzyszyłem męce tego i owego człowieka.
Słowa Chrystusa
– Jak tam dokładnie było, nawet nie pamiętam, w każdym przypadku mogło być inaczej, zależnie od tego, co sumienie przyniosło, do czego ono już było zdolne. Rozumiałem doskonale słowa Chrystusa skierowane do apostołów:
„Jeszcze mam wiele wam powiedzieć, ale teraz znieść nie możecie. Lecz gdy przyjdzie Duch prawdy, Duch Pocieszyciel, nauczy was wszelkiej prawdy […]” (J 16, 12–13).
Rozumiałem, że Chrystus, nauczając, liczył się z tym, co słuchacze mogą przyjąć, a czego jeszcze nie mogą. Towarzyszyła mi ta myśl i pomagała pełnić moją służbę.
A oto, w jaki sposób ojciec Jan komentował ów fragment Ewangelii Janowej podczas wielkopostnych rekolekcji 1944 roku:
[…] słowa Chrystusa pozwalają nam przypuszczać, że plan Boży co do naszej postawy moralnej jest taki, że niektóre sprawy muszą w nas dojrzewać, kształtować się, dojrzewać w braciach naszych, aż doprowadzone będą do pełności, do całkowitego pójścia za wezwaniem Chrystusa.
Chrześcijanin i wojna
– Czy jednak chrześcijanin, który chce pozostać wierny Ewangelii aż do ostatecznych konsekwencji, może skutecznie działać w warunkach wojny lub konfliktu politycznego? – pytałem dalej. – Chrystus wyraźnie żąda naśladowania Go – odpowiedział.
– A zatem, działając w warunkach niedoskonałego świata, chrześcijanin stoi wobec tragicznego dylematu: albo wyrzec się Ewangelii, podejmując walkę z użyciem przemocy, albo skazać się po prostu na klęskę?
– Każdy człowiek musi tutaj wybierać za siebie. Nikt nie może mu dyktować, on sam musi podjąć decyzję. Chrystus mówi: „kto może pojąć, niech pojmuje”. Wzywał nas i wyraźnie wskazywał drogę, jaką sam szedł. Chce, abyśmy nią szli. Dla mnie – ja tak przyjąłem – jest to droga wyrzeczenia się przemocy, wierności temu boskiemu przykazaniu „Nie będziesz zabijał” jako „Nie zabijaj nigdy nikogo”.
Ewangelia i walka
– We mnie tak to stanęło, ale widzę, że u innych – u biskupa Łozińskiego na przykład, który jest kandydatem na ołtarze – ta sprawa inaczej wyglądała. Muszę uszanować sumienie każdego. Każdy odpowiada za siebie, tak samo jak ja.
Kiedy się bierze Ewangelię i wszystko zestawi razem, nie tylko jedno zdanie czy jakieś powiedzenie, zostaje właśnie to: ty odpowiadasz i on odpowiada. Ty inaczej, on też inaczej, ale wszyscy odpowiadamy przed Chrystusem, jak Go zrozumieliśmy.
Przytoczyłem tak obszerny fragment wywiadu rzeki sprzed 35 lat, bo chyba najlepiej obrazuje poglądy ojca Jana na tragiczny dylemat: walczyć czy pozostać wiernym Ewangelii? Pomyliłby się jednak ten, kto sądziłby, że podczas wojny był on jakimś doktrynerskim pacyfistą czy nihilistą pozbawionym patriotyzmu. Podzielał uczucia całego narodu: gniew wobec najeźdźcy i przekonanie, że powinien on zostać ukarany.
25 listopada 2020 roku swoją premierę w Wydawnictwie Znak ma książka Jacka Moskwy „Niewygodny prorok. Ks. Jan Zieja. Biografia”. Tu publikujemy jej fragmenty. Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl.
Czytaj także:
„Wojna sprawiedliwa”? Franciszek: Tej idei już nie popieramy