Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
“Dziś mam nowe, cudowne życie. Dopiero teraz żyję. Przedtem byłam martwa duchowo” –mówi Beata Maciejak.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Katarzyna Szkarpetowska: W jednej z wiadomości do mnie napisałaś, że twoje nawrócenie zaczęło się od pragnienia, by przebaczyć bliskiej ci osobie.
Beata Maciejak: Tak. Przez długi czas próbowałam przebaczyć mamie brak miłości, jednak nie udawało się. Relacja była poprawna, ale to nie było przebaczenie płynące z serca. Dobry Bóg dotknął mnie łaską wiary ponad siedem lat temu. Wydarzyło się to podczas mszy św. z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie u ojców jezuitów w Łodzi.
Otrzymałam wtedy dar łez. Msza św. z modlitwą o uzdrowienie trwała dwie i pół godziny i ja przez cały ten czas płakałam. Po mszy jakaś nieznajoma kobieta podarowała mi Cudowny Medalik Matki Bożej, a wręczając go, poprosiła, bym zawsze miała go przy sobie i odmawiała codziennie, zaledwie trzy razy, modlitwę „Zdrowaś, Maryjo”.
Pomyślałam: OK, nie mam nic do stracenia. Od tego momentu rozpoczęła się moja przygoda z Maryją, która stała się dla mnie pośredniczką w drodze do Boga. Przeżyłam rekolekcje ignacjańskie, w trakcie których odbyłam spowiedź z całego życia. Teraz wiem, że to był fundament w nawróceniu. Potem ukończyłam m.in. studia podyplomowe z mariologii i z teologii na UKSW, a także przeszłam cykl szkoleń oraz międzynarodowe seminarium z hagioterapii w Zagrzebiu. Wzięłam też udział w rekolekcjach „Winnica Racheli”, dedykowanych osobom dotkniętym grzechem aborcji (także osobom pochodzącym z takich rodzin), a obecnie studiuję psychologię i psychotraumatologię – tak mnie za rękę prowadzi Maryja, moja najlepsza Mateczka.
Od korporacji do katechezy
Przed nawróceniem przez dziewiętnaście lat pracowałaś w korporacji i nagle podjęłaś pracę jako katechetka. To duża zmiana. Nie tęsknisz za tym, co było?
Pracując w korporacji na kierowniczym stanowisku, osiągałam ponadprzeciętne wyniki sprzedażowe. Odbierałam nagrody, pochwały, świetnie zarabiałam. Dzięki łasce Bożej zaczęłam jednak dostrzegać to, czego nie widziałam wcześniej. W korporacji gubiłam swoje wartości, nagminnie łamałam Boże przykazania, żyłam w grzechu i całkowitym zaślepieniu.
Nie chciałam już tak dalej funkcjonować. Były oczywiście pokusy, żeby w tej pracy zostać, m.in. ze względów materialnych. Dużo się modliłam, pytałam Boga, jaka jest Jego wola względem mnie. Wtedy pewien pallotyn, pełen Ducha Świętego, powiedział mi podczas rozmowy, że Pan Bóg wie o wszystkim, co dzieje się w moim życiu, widzi to i poukłada w swoim czasie, tylko muszę być cierpliwa. I tak się stało.
Co wydarzyło się później?
Rok później, dzięki Bożej pomocy, odeszłam z korporacji, korzystając ze zwolnień grupowych. Był to cud, ponieważ w dziale, w którym pracowałam, zwolnienia grupowe nie miały miejsca przez ostatnie dziewiętnaście lat. Jestem Bogu niezmiernie wdzięczna za ten czas, doświadczenie, ludzi, z którymi pracowałam, ale nade wszystko za ocalenie, za nawrócenie, łaskę wiary. Po zakończeniu pracy w korporacji rozeznawałam, co mam robić dalej i – tu ciekawostka – prosiłam o wstawiennictwo sługę Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego.
Wkrótce otrzymałam propozycję pracy jako katechetka w szkole podstawowej Jego imienia. Pracując w tej szkole, namacalnie odczuwałam wstawiennictwo kardynała, który dla mnie jest świętym. Wiem, że to Maryja, która czuwa nade mną, poprowadziła mnie do młodzieży. Pracując w szkole, poznałam naprawdę wspaniałych ludzi. Gdy masz Boga za pracodawcę, to nie ma znaczenia, jakie otrzymujesz wynagrodzenie. Niczego ci nie brakuje, jesteś kreatywna i szczęśliwa z owoców swojej pracy.
Dziś już za niczym na ziemi nie tęsknię. Mam nowe, cudowne życie, miłość, jakiej nie daje nikt i nic, mnóstwo nowych przyjaciół, nowe wyzwania. Dopiero teraz żyję. Przedtem byłam martwa duchowo.
Hagioterapia
Wspomniałaś, że ukończyłaś seminarium z hagioterapii. Na czym polega ta metoda pracy z drugim człowiekiem?
Ukończyłam seminarium, ale nie osiągnęłam jeszcze etapu hagioasystenta, by móc pomagać innym, stosując tę metodę. Prekursorem hagioterapii, mało jeszcze znanej w Polsce, jest ks. prof. Tomislav Ivančić – chorwacki doktor teologii, filozofii i literatury, który rozpoczął badania wymiaru egzystencjalno-duchowego człowieka, podkreślając konieczność rozwoju medycyny duchowej, niezbędnej w całościowym leczeniu człowieka. Hagioterapia to pomoc duchowa często określana jako uzdrowienie wewnętrzne, a to jest źródłem uzdrowienia fizycznego.
Od jakiegoś czasu, nie pracujesz już jako nauczyciel. Pewnego razu, będąc w Medjugorie, usłyszałaś w sercu, że Bóg stawia przed tobą kolejne nowe wyzwanie, związane właśnie z tym wyjątkowym miejscem.
Tak. Po trzech latach niełatwej pracy katechety modliłam się o rozeznanie dalszej drogi, prosiłam też o wsparcie modlitewne kapłanów. Pan Bóg słucha. Odpowiedź przyszła bardzo szybko, usłyszałam ją w sercu podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Poczułam, że Bóg zaprasza mnie do bliższej współpracy z Maryją. Że chce, bym przywodziła do Medjugorie pielgrzymów – Jej ukochane dzieci.
To było dla mnie ogromne zaskoczenie. Pytałam: Panie Boże, jak mam to zrobić? Czym? Za co? Czy na pewno dobrze słyszę? Czy to zaproszenie od Ciebie? Trochę się zaniepokoiłam. – Przecież to znów wywraca moje życie do góry nogami – myślałam w duchu. Poprosiłam więc o znaki, o potwierdzenie, że taka jest wola Boża dla mnie na teraz. I otrzymałam je.
Medjugorje – Bóg dokonuje tam cudów
Nie bałaś się, tak po ludzku, zaczynać wszystkiego od nowa?
Powiedziałam Maryi, że zrobię wszystko, co po ludzku zrobić mogę, a resztę powierzam Jej. Zaufałam Panu bezgranicznie i wiem, że się nie zawiodę. Że to przyniesie wiele dobra. Wierzę, że Bóg będzie przysyłał mi ludzi, których wiara ostygła. Którzy zgubili się w życiu, stracili z oczu Boga Ojca, popadli w grzechy, zniewolenia, stracili sens życia.
Tam, w Medjugorje, czeka na nich z uzdrowieniem Maryja. Gdyby nie wiara i pomoc czterech mężczyzn, którzy na noszach przynieśli paralityka przed oblicze Jezusa – a właściwie spuścili nosze z chorym przez dach – nie dokonałoby się Jego spotkanie z Panem i uzdrowienie. I ja też chcę przyprowadzać, przywozić do Maryi potrzebujących pomocy, pragnących spotkania z ukochaną Matką. Medjugorje nazywane jest konfesjonałem świata. Znajduje się tam ponad osiemdziesiąt konfesjonałów, spowiedzi odbywają się we wszystkich językach, tam Bóg dokonuje wielkich nawróceń i cudów w życiu człowieka.
Dostrzegasz różnicę pomiędzy szczęściem, które daje Bóg, a tym, które proponuje dzisiejszy świat?
Są trzy rzeczy, które odciągają nas od Boga: szatan, świat i pożądliwość. Zostaliśmy stworzeni z miłości i dla miłości. Tylko w Bogu możemy odnaleźć prawdziwe szczęście. Kiedy szukamy poza Nim, odczuwamy pustkę. To dlatego jest tyle samobójstw, rozwodów, cierpienia. Celem człowieka nie jest życie w świecie, bo ziemskie pielgrzymowanie – prędzej czy później – dobiegnie końca. Celem jest zbawienie i życie wieczne.
Naszą zbroją jest Jezus Chrystus, który ustanowił Sakramenty podczas ostatniej wieczerzy. Bycie w relacji z Bogiem jest wymagające. To codzienna, nieustanna praca nad sobą, ale przebywanie z Nim daje pokój serca i siłę do nieustannej walki. Gdyby człowiek uwierzył, że Bóg kocha bezwarunkowo, że realnie przebacza, nie ocenia, nie pamięta złego, ale czeka cierpliwie na każdego z nas, życie na ziemi miałoby inny wymiar.
Czytaj także:
Rzuciła pracę w korporacji, by zająć się… “spokojną kawą” [wywiad]
Czytaj także:
Z korporacji do własnego biznesu, czyli jak nauczyłam się chodzić po wodzie