Gabriela Blacha to żona, matka, artystka. W swoich utworach łączy gospel, soul, jazz, pop, latin. Śpiewa o miłości, małżeńskiej codzienności, życiu rodzinnym, ale nie tylko. Jej ostatnia płyta nosi tytuł „Jakubowy Dar”. Niedawno świętowała kolejną rocznicę ślubu i o tym jest jej nowy kawałek „1, 2, 3”, o którym – między innymi – nam opowiada.
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Czym jest dla ciebie małżeństwo?
Gabriela Blacha: Ha! Nie umiem opisać jednym słowem (śmiech). Małżeństwo jest dla mnie darem, wspólnotą, szczęściem. To relacja, która mnie buduje i rozwija, bo obok mam męża, moją miłość, przyjaciela z którym „mogę konie kraść”.
Świętujesz kolejną rocznicę ślubu – z tej okazji utwór „1, 2, 3”. Co nim przekazujesz?
Każdy kolejny rok w małżeństwie to jubileusz. Dar, który znalazłam i życzę go każdemu. Wideo zachęca do tego, by na małżeńską codzienność popatrzeć trochę inaczej. Z przymrużeniem oka, na wesoło. Chcieliśmy wywołać uśmiech widza, w kontekście tematu, który ma w naturze też wiele trudu. Ale tak rozumiem małżeństwo, że pomimo trudu, idziemy wspólnie razem. To, że rozumiemy swoje pasje i pragnienia daje nam możliwość wzajemnego wspierania się i mobilizowania do działania, przez to nawet na codzienne obowiązki „spada” trochę koloru.
Żona, matka, artystka
Komu dedykujesz piosenkę? Słuchając jej, miałam wrażenie, że to życzenia – czego i komu?
Tak, to prawda. Kieruję je do małżeństw, ale i osób, które może jeszcze szukają albo zastanawiają się nad tym krokiem. Życzę każdemu szczęścia i odwagi, by zaufać sobie i decyzjom, a potem odwagi do budowania relacji miłości. Małżeństwo to też powołanie, które wiele osób nosi w sobie. Jasne, nie każdemu jest dane. Tyle ile ludzi, tyle historii.
W piosence padają słowa „nie dzień, nie dwa, nie trzy, lecz wiele lat życzę nam i wam, razem wielu nas” – chodzi mi właśnie o tych „wielu”, bo paradoksalnie do tego, co promuje świat, widzę wartość w tym, jak wiele osób żyje razem latami, w szczęściu. Nigdy nie wiemy, ile będzie nam dane być razem, każdy dzień jest na wagę złota.
Jesteś żoną, matką, artystką. Jak pogodzić te wszystkie role?
Mam wrażenie czasem, że to dzieje się naturalnie. Jedna rola wynika z drugiej i napędza. Przenikanie to coś, co chciałam w warstwie obrazowej piosenki pokazać. Każdy pełni różne role. We wszystkim, co robimy, nie wyłączymy nagle jednej z nich. Kiedy pochłaniają mnie działania muzyczne, nadal jestem żoną i mamą, i na odwrót. Takie spojrzenie pozwala złapać dystans i inspiracje do dalszych działań na każdym polu. Wiem, że może nie będę we wszystkim doskonała. Wiem, że z zewnątrz może wyglądać to jak wariactwo. Ale z pomocą męża i rodziny realizuję różne role, spełniam je w danej chwili na 100 proc. Artyści nie są żadnym wyjątkiem, to samo dotyczy innych profesji. Dużo jest logistyki, ale ja to zawsze lubiłam, lubię, jak się dużo dzieje.
Małżeństwo i przestrzeń na swoje pasje
Przyznajesz, że wyzwaniem jest dla ciebie dzielnie siebie „na części”. Co w tym najtrudniejszego?
To prawda. Tym bardziej, od kiedy pojawił się nasz syn. Chodzi o czas i o to, że niekiedy łapię się na mylnym poczuciu, że nie jestem w pełni we wspomnianych rolach. Uczy mnie to cierpliwości. Myślę, że to naturalne. Jednocześnie wiem, że nie jestem sama. Otrzymując wsparcie od męża, cieszę się, że mogę działać.
Jak skutecznie dzielić siebie pomiędzy życiowe role, jakie codziennie mamy do spełnienia, ale tak, by nie zapomnieć o samej sobie, zatroszczyć się o siebie?
Realizując pasję (także taką, która jest zarówno pracą), satysfakcja i radość przenosi się na te pierwsze role, mamy czy żony. Ja czerpię z tego siłę. Świadomość, że jestem żoną, dodała mi odwagi, gdy zostałam mamą. Ta odwaga wręcz się podwoiła, moja kreatywność i chęć działania wzrosła. Codzienność małżeńska, rodzinna mnie inspiruje.
Z Kubą, moim mężem, chcieliśmy w małżeństwie „nie tracić siebie”, zachować przestrzeń do własnego działania. Jakoś nam się to udaje, przy wzajemnym wsparciu, że każdy może zadziałać na swoim polu czy po prostu odpocząć. Dużo rozmawiamy, znamy się długo – to pomaga w porozumiewaniu się.
Bóg – Tata, do którego zawsze można przyjść
W muzyce łączysz różne gatunki – gospel, soul, pop, jazz… Skąd ta różnorodność?
Nie lubię się ograniczać, może dlatego każdy utwór na płycie „Jakubowy Dar” jest inny. Także utwory, które teraz się pojawiają i nad którymi pracujemy z zespołem pod kątem drugiej płyty. Zamiłowaniem do muzyki gospel zaraziłam się od taty, Norberta Blachy. Sam jako muzyk, kompozytor, otaczał się najróżniejszymi stylami muzycznymi. Z mamą puszczali mi swoich muzycznych faworytów. Od dziecka uwielbiałam muzykę Stevie’go Wondera czy Raya Charlesa, TOTO i wielu wielu innych. Skończyłam szkołę muzyczną (skrzypce), więc zainteresowałam się i muzyką klasyczną Za ścianą siostra pianistka, dużo dźwięków dookoła. Potem studia na Wydziale Jazzu w Katowicach. Otwartość na różne style muzyczne jest dobra.
W piosenkach poruszasz różne tematy, śpiewasz nie tylko o małżeństwie, miłości, rodzinie, ale i o Bogu – kim dla ciebie jest?
Tatą, do którego mogę zawsze przyjść i porozmawiać.