Nie śmiałabym się z czyjegoś marzenia o zostaniu wielkim prezesem – dopytałabym wręcz, czym ten człowiek jeździ, w co się ubiera, co robi, jak względem niego zachowują się inni.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Marzyciel” – słowo, które rzadko kiedy uznawane bywa za komplement. Raczej kojarzy się z kimś oderwanym od rzeczywistości, kto nie wnosi niczego namacalnego do życia swojego i innych ludzi. Na drugiej szali znajduje się idealistyczny nurt, który przekonuje, że marzyciele zmieniają świat i tylko w naszych głowach istnieją bariery, by marzenia spełniać. Jak możemy się nimi opiekować, by stawały się życiodajne i wspierające?
Marzenia mówią o potrzebach
Nasze marzenia (lub ich brak) bardzo wiele mówią o nas i naszych potrzebach. Nawet ktoś, kto mawia, że marzy tylko o tym, by wstać rano, pójść do pracy i z niej wrócić – czyli mieć „normalny dzień” – nie opowiada o braku potrzeb, ale na przykład o potrzebie stabilizacji, bezpieczeństwa i sprawczości. I o życiu, w którym te potrzeby musiały być wielokrotnie naruszane, skoro teraz to właśnie one dochodzą do głosu i przysłaniają inne.
Jeśli niektórzy ludzie boją się marzyć, to najczęściej dlatego, że marzenia otwierają w nas szerokopasmowe drogi do naszych uczuć. Jeśli w życiu spotkało nas wiele trudnego, co spowodowało tak trudne emocje, że nie umieliśmy ich pomieścić ani przeżyć – wówczas możemy nieświadomie wybierać ścieżkę „nieczucia”. Czyli niezajmowania się tym, jak nam jest, by ograniczyć przykre doznania. Wraz z nimi jednak tracimy dostęp także do tych pozytywnych i szczęśliwych.
Droga do marzeń może być podobnie zamknięta, jeśli w domu, w którym wzrastaliśmy, nie było miejsca na radość, spontaniczność i własną inicjatywę. Gdzie panowało uczuciowe ubóstwo. Gdzie nikt nie pytał o potrzeby – ani dorosłych, ani dzieci. I wreszcie utrata marzeń może się wiązać z doświadczeniami dramatów i strat, którym nie udało się zapobiec. Ludzie, którzy wiele przeszli, mogą także odczuwać lęk przed marzeniami i rezygnację. „Skoro nie mam wpływu na to, co będzie, po co marzyć?”.
Puścić wodze fantazji
Marzenia to jednak obszar, w którym w całkowitej wolności możemy puszczać wodze fantazji – i dzięki obrazom, jakie powstają w naszych głowach i sercach, możemy poznawać coraz lepiej samych siebie. Są jak wewnętrzne EKG, w którego zapis warto się wczytać. Marzenia pokazują mi, co jest dla mnie ważne. Czego mi brakuje. Za czym tęsknię. Co mi służy i sprawia, że żyję bardziej w zgodzie z sobą samym. Co ładuje moje akumulatory.
Agnieszka Stein w swoim „Workbooku” dla rodziców napisała, że marzenia to potrzeby, których jeszcze nie zaspokoiliśmy. W maju, kiedy prowadziłam warsztaty dla mam, zapisałam sobie także własne marzenie: by pojechać w góry z przyjaciółmi. Poszukałam potrzeb kryjących się za tym marzeniem i znalazłam potrzebę przestrzeni (mocno nadwyrężoną podczas zamknięcia spowodowanego pandemią), ruchu, kontaktu z przyrodą i własnym ciałem, przygody, ale także kontaktu z drugim człowiekiem, wspólnoty i przynależności.
Zapisane na kartce – marzenie i potrzeby – przekładałam z miejsca na miejsce, choć ostrożnie i z czułością, by uznać w tym jednak ważny kawałek siebie. Niemożliwa wydawała mi się jego realizacja – nie było mnie w górach 17 lat. A jednak nazwanie tego marzenia sprawiło, że gdy 2 miesiące później dorastająca córka zapytała, czy mogę ją w jakieś ciekawe miejsce zabrać, wybrałam góry.
Radość z bycia tu i teraz
Świadomość naszych marzeń pomaga nam właśnie w tym: w sięganiu po rzeczy, które nas do realizacji marzeń przybliżają, wtedy, gdy pojawiają się sprzyjające okoliczności. Zaczynamy wybierać to, co nas kieruje w ich stronę.
Marzenia kompletnie „z czapy” tym bardziej potrzebują naszego zaciekawienia. Nie śmiałabym się z czyjegoś marzenia o zostaniu wielkim prezesem – dopytałabym wręcz, czym ten człowiek jeździ, w co się ubiera, co robi, jak względem niego zachowują się inni.
Zaczyna się wtedy już rozmowa nie o przyszłości, ale o potrzebie docenienia, uznania, bycia widzianym, słyszanym, szanowanym, kochanym. I można wtedy sprawdzać, co stoi na przeszkodzie, by tak się czuć. I końcem takiego oglądania marzeń będą pomysły, jak otwierać się na to docenianie, uznanie, albo jak je dawać samemu sobie, by w zwykłym życiu było go więcej. Także po to, by zawężone, wybujałe, monotematyczne marzenie nie kradło radości życia tu i teraz.
Czytaj także:
„Patrzyła tylko na rower. A nam pękły serca”. Dziadek vs. marzenie wnuczki
Czytaj także:
Zdejmij zbroję – już nie będzie ci potrzebna