Kiedy Jezus mówi o konieczności kochania Go „najbardziej”, nie ograbia nas z naszej miłości do bliskich. Wręcz przeciwnie. Spróbujmy wyobrazić sobie, że te słowa Jezusa wypowiada ktoś inny. Uczony filozof do swoich słuchaczy, polityk do swych zwolenników, lider wspólnoty do jej członków, nauczyciel do uczniów. „Jeżeli ktoś kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godny. Podobnie jeśli ktoś kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godny”.
Czytaj także:
Szok, po którym już nigdy nie powinno się być tym samym człowiekiem [komentarz do Ewangelii]
To byłyby słowa zatrważające. Tak mógłby powiedzieć (historia zna zresztą takie przypadki) tylko tyran-dyktator albo owładnięty żądzą panowania nad swymi wyznawcami guru. Słowa te odebrano by jako formę emocjonalnego szantażu i przykład psychomanipulacji.
Kiedy jednak wypowiada je Jezus, przyjmujemy to inaczej. Choć nie jest (jak sądzę) prawdą, że nie wywołują one w nas emocji. Jeśli bowiem założymy, że nie są metaforą czy figurą retoryczną związaną z charakterystycznym semickim stylem wypowiedzi, możemy poczuć się nimi dotknięci.
Jakby pozbawiani naturalnego prawa do kochania ponad wszystko tych, którzy są dla nas najdrożsi. Czy nie powinniśmy ich – w pewnym sensie – „bronić” przed odsunięciem na dalszy plan? Czy rzeczywiście musimy zadeklarować, że Jezusa kochamy „bardziej”? Przed oczami stają nam natychmiast twarze naszych bliskich, ukochanych. Czyżby Jezus był o nich zazdrosny?
Tak, Bóg jest „Bogiem zazdrosnym”. Nieraz przedstawia się na kartach Biblii tym imieniem. „Zazdrość” Boga nie jest jednak zazdrością człowieka. Jest miłością, która w trosce o ukochanych posuwa się dalej, niż można to wyrazić. Nasze analogie, którymi posługujemy się w próbach opisania Boga, są niezwykle ułomne.
Bóg jest bowiem przede wszystkim Inny. Inny od wszystkiego, co możemy o nim pomyśleć, czy powiedzieć. Najdoskonalsze nawet podobieństwa podpowiadają nam jaki On jest i jaki nie jest zarazem.
Czytaj także:
Do nieba, czyli dokąd? [komentarz do Ewangelii]
Tak jest i z Jego miłością do nas. Szukamy analogii do miłości między kochającymi się osobami (miłość ojca czy matki do dziecka), jednocześnie czując jej niedoskonałość. Zazdrosna miłość Boga do człowieka jest jednak doskonała. A tego nie potrafimy już sobie wyobrazić.
W Pierwszym Liście Apostoła Jana czytamy: „Bóg jest miłością. (…) My miłujemy, ponieważ On pierwszy nas umiłował. (…) Po tym rozpoznaliśmy miłość, że On oddał za nas swoje życie”.
W tych słowach możemy znaleźć odpowiedź na nasze rozterki. Możemy rozpoznać Jego miłość. Kiedy Jezus mówi o konieczności kochania Go „najbardziej”, nie ograbia nas z naszej miłości do bliskich. Wręcz przeciwnie.
Miłość Jezusa stawiana ponad wszystko pozwoli nam w najlepszy i najbardziej bezinteresowny sposób kochać tych, którzy są nam drodzy. Nasza miłość będzie oczyszczana z tego, co w niej jest jeszcze egoistyczne i merkantylne. Będzie stawać się podobną do Jego miłości. Nawet wtedy, gdy dotknie krzyża.
Czytaj także:
Z Nim jest prawdziwe życie, mocniejsze niż śmierć i bez lęku. On cię poprowadzi! [komentarz do Ewangelii]