Nie byłoby kultowego jaskiniowca ze Skaliska, Freda Flinstone’a w polskim wydaniu, gdyby nie talent Włodzimierza Bednarskiego. Udzielił głosu takim postaciom, jak Pan Sowa z „Kubusia Puchatka”, Dżepetto z „Pinokia” czy Zeus z „Herkulesa”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Och ten Fred. O drugiej rano wchodzi na palcach do domu, nadeptuje kotu na ogon, upuszcza kule do kręgli i budzi całą rodzinę”. To cały Fred – operator brontokoparki, a prywatnie mąż Wilmy i miłośnik kręgli. Nie byłoby kultowego jaskiniowca z miejscowości Skalisko, czyli Freda Flinstone’a w polskim wydaniu, gdyby nie talent aktorski Włodzimierza Bednarskiego. Jego radosne „Yaba daba doo” przeszło już do historii sztuki filmowej i… sztuki codzienności.
Włodzimierz Bednarski – król polskiego dubbingu
Dla króla polskiego dubbingu rola Freda była odrębną historią. Dwa lata przebywania w otoczeniu, jak mawiał, upartego i może niezbyt mądrego, acz sympatycznego bohatera – wiązały się z pracą nawet w czterech różnych studiach dubbingowych dziennie. „Byłem z nim tak zżyty, że nawet jak wychodziłem skonany po pracy, nie było to trudnością”– wspominał Freda, któremu nadal nie tylko głos, ale i osobowość.
Pracę w dubbingu traktował poważnie, nie różnicując jej od innych zadań aktorskich. „Tak jak teatr, jak film, tak dubbing musi być tak samo traktowany serio” – mawiał. Z radością wspominał udane role.
Pan Sowa z „Kubusia Puchatka”
„Nie do wiary! Ktoś przykleił do szyby Prosiaczka. No i Puchatka” – dziwi się wyrwany ze snu Pan Sowa, rozprawiając nad losem współbraci. „Sowa to poważna praca” – wspominał Bednarski, akcentując „nagrywanie ekskluzywne”, jako że Sowa był „samą mądrością”. „Wyżywałem się w tym, że byłem mądrzejszy od nich. Jak było coś nie tak, to przychodzili do Sowy” – wspominał.
Nie tylko Pan Sowa z kolejnych odsłon „Kubusia Puchatka”, ale i Dżepetto z „Pinokia” poszukujący piątego zawodnika w „Kosmicznym meczu”, książę Ighorn w „Gumisiach oraz setki innych postaci mówiły jego głosem. Leciał jak rakieta z „Brygadą RR”, świadom, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy.
Przeniesiony z zawodowej witryny donośny głos Włodzimierza dawał o sobie znać na niwie prywatnej, więc czasami przypisywano aktorowi opinię tego „który tak wrzeszczy”.
Nie pamiętał pierwszych realizacji w dubbingu, do którego trafił kilka lat po ukończeniu Warszawskiej Szkoły Teatralnej u progu lat ’60 ubiegłego wieku. Ale w pamięci pozostała odpowiedzialność za swoich bohaterów i tytaniczna praca:
Jeżeli się podejmujesz tego i chcesz być aktorem dubbingowym – to przede wszystkim musisz trenować dykcję, codziennie musisz trenować głos, bo musisz być zrozumiany i słyszalny.
Zeus z „Herkulesa”
„Miarą prawdziwego bohaterstwa nie jest siła mięśni, ale siła serca” – to Zeus z „Herkulesa”. „Starałem się zawsze uprawdopodobnić, że to ja jestem, że to ja tak mówię, ja tak się zachowuję” – mówił. Tym razem chodziło o dostojeństwo, a jednocześnie nadanie ludzkiego wymiaru mitycznej postaci.
„Została uczłowieczona, więc trzeba jej było dodać prawdę ludzką, żeby nie była zbyt monumentalna” – wspominał. W jego opinii to była właśnie największa trudność.
Czytaj także:
102-letni Kirk Douglas. Jaka jest jego recepta na szczęście?
Tryton z „Małej syrenki”
„Ustaliłem jasne zasady i wszyscy w królestwie wiedzą, że żądam, aby je respektowano” – król Tryton z „Małej syrenki” jest bezwzględny i stanowczy. „Chyba ktoś inny go grał, jakoś tak się stało, że już Syrenki były nagrywane, gdy nagle mówią, żebym ja zagrał Trytona. Tak mnie z biegu wzięli, bez castingu; po prostu wszedłem i zacząłem tego Trytona robić. I bardzo mnie to bawiło” – wspominał, dodając, że uwielbia kreskówki.
„O ile znam Sissi, wiem, że wolałaby jazdę konną” – który ojciec potrafi drobiazgowo opowiedzieć o fascynacjach swoich dzieci? Genialny ojciec z „Księżniczki Sissi”! I Ojciec Czas w kultowych „Smerfach”. „Czułem się jak ojciec” – wspominał pracę przy animacjach, również dlatego, że bardzo polubili się z aktorką, grającą jego córkę. A wiadomo, w przyjaznym otoczeniu pracuje się bardziej komfortowo.
Także, kiedy trzeba zagrać negatywnych bohaterów. „Każdy aktor powie, że negatywnych bohaterów gra się najlepiej, bo są to najciekawsze postaci” – mówił o Alladynie, akcentując, że dla aktora postaci pozytywne są często nudne, a te negatywne dają więcej możliwości. Zwłaszcza że w Alladynie miał dodatkowe zadanie: „Śpiewałem i bardzo lubiłem śpiewać” – wspominał pracę z partnerującą mu w tej kreskówce Katarzyną Skrzynecką.
„Łap gołębia” i inne pieśni
„Czasem ciężka praca, a kiedy indziej zabawa – lecz zawsze za swoje złe występki został ukarany” – mówił o swoim bohaterze w Dustaedly i Muttley. „Łap gołębia, łap gołębia, łap gołębia” – tę piosenkę w wykonaniu pana Włodzimierza Bednarskiego nuciliśmy jeszcze długo po zakończeniu emisji kreskówki.
W pamięci pozostaną też kreacje teatralne i filmowe: Ryszarda III, Zygmunta II Augusta na deskach teatralnych i ponad 40 filmowych, w tym wielu w produkcjach Barei.
Choć karierę zawodową zakończył siedem lat temu, jego głos nadal nam towarzyszy. I dalej będzie, choć aktora nie ma już z nami. Odszedł 12 czerwca 2020, ale za sprawą setek ról, pozostanie z nami na zawsze. Non omnis moriar!
*W tekście wykorzystano fragmenty wywiadów z W. Bednarskim na portalu „Widzę głosy”
Czytaj także:
Facebook jest pełen bajkowych postaci – sprawdź, którą jesteś!
Czytaj także:
“Chata” mocno przypomina bajkę. To zaleta czy wada?