separateurCreated with Sketch.

Adam Bujak przez 43 lata fotografował Karola Wojtyłę. „Był dla mnie jak ojciec” [rozmowa i zdjęcia]

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Marzena Devoud - 21.06.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Przez ponad 40 lat fotograf Adam Bujak uwieczniał życie Karola Wojtyły – najpierw jako biskupa, arcybiskupa, kardynała, a następnie jako papieża Jana Pawła II. Rozmowa z fotografem, świadkiem i przyjacielem jednego z największych papieży w historii Kościoła.

Od dnia wyboru, 16 października 1978 r., każdy krok, każde spotkanie, każdy moment jego życia był uwieczniany przez jego oficjalnego fotografa Arturo Mariego. Jednak niewiele osób wie, że także drugi fotograf, Adam Bujak, regularnie towarzyszył Karolowi Wojtyle.

Począwszy od lat 60. w Krakowie, aż do dnia śmierci 2 kwietnia 2005 r., towarzyszył on życiu młodego księdza, biskupa i papieża Polaka. Była to bardzo bliska relacja, którą można wyczuć w zdjęciach odzwierciedlających w niezwykły sposób wewnętrzną spójność osobowości św. Jana Pawła II. Oto spotkanie z Adamem Bujakiem, drugim fotografem Karola Wojtyły i autorem licznych albumów książkowych poświęconych tajemnicy wiary.

Marzena Devoud: Był pan fotografem Jana Pawła II przez ponad 40 lat. Kiedy miało miejsce wasze pierwsze spotkanie?

Adam Bujak: Jako dziecko śpiewałem w chórze w kościele pw. św. Stanisława Kostki w Krakowie – to była moja parafia. Był tam pewien młody ksiądz, zaledwie trzydziestoletni, który często odprawiał msze święte. Miałem wówczas 6 lat i nie wiedziałem, kim on był, ale byłem poruszony jego dobrocią, a zwłaszcza jego spojrzeniem. Do dziś je pamiętam. Szybko zawiązała się między nami bardzo serdeczna więź.

W jaki sposób został pan jego oficjalnym fotografem?

Formalnie nikt mnie nigdy nie mianował fotografem Karola Wojtyły. To nastąpiło zupełnie naturalnie. W latach 60. zacząłem pracować jako fotograf dla „Tygodnika Powszechnego”, tygodnika katolickiego antykomunistycznej opozycji, bardzo blisko przyszłego papieża. Było to wówczas jedyne wolne czasopismo, choć podlegało filtrowi cenzury.

W mym młodzieńczym entuzjazmie byłem przekonany, że należało dokumentować wszystko, co robił Karol Wojtyła, który dość szybko został biskupem i kardynałem.

To poprzez jego postać chciałem opowiedzieć po swojemu historię Kościoła w Polsce. Pod terrorem reżimu komunistycznego Kościół odgrywał historyczną rolę. Należało być wewnątrz Kościoła, aby odczuć tę jego niewiarygodną siłę, której ucieleśnieniem był m.in. Karol Wojtyła.

Podążałem za nim wszędzie, trzymałem się blisko niego. A on natychmiast wziął mnie pod swoje skrzydła, niczym ojciec. Przeczuwałem, że mam do czynienia z niezwykłym człowiekiem.

To znaczy?

Miał w sobie światło. Światło rzadko spotykane, które pochodziło z pewnego rodzaju ojcowskiej dobroci. Był dla mnie jak ojciec, jak ktoś bardzo bliski, członek rodziny.

Poza tym byliśmy sąsiadami: z mojego okna widziałem jego mieszkanie. Przeprowadził się na naszą ulicę w wieku 18 lat, kiedy opuścił swe rodzinne Wadowice, aby rozpocząć studia na uniwersytecie w Krakowie w 1938 r.

A 16 października 1978 r. został papieżem... Jak przeżywał pan jego wybór?

To była niezwykła, podniosła i niemożliwa do wyobrażenia chwila. W chwili ogłoszenia: Habemus Papam, kiedy zobaczyłem, jak udziela pierwszego błogosławieństwa jako papież, myślałem w całkowitym oszołomieniu, że moja rola u jego boku się zakończyła.

Stało się jednak odwrotnie. Nadal mu towarzyszyłem i pracowałem jeszcze więcej, aby udokumentować jego pontyfikat. Zresztą na początku nie mogłem się przyzwyczaić do widoku jego białej sutanny. Dla mnie był wciąż tym samym kardynałem Wojtyłą z Krakowa.

Spotkał się z nim pan wkrótce po jego wyborze?

Dwa i pół miesiąca po wyborze, w Rzymie, podczas Bożego Narodzenia – jego pierwszego Bożego Narodzenia w Watykanie... Zostałem zaproszony na wieczorne kolędowanie, polską tradycję, niezwykle bliską papieżowi. Było nas bardzo wielu: wszyscy jego krakowscy przyjaciele, a także górale. Śpiewaliśmy kolędy aż do późnego wieczora.

JOHN PAUL II and ADAM BUJAK
@Wydawnictwo Bialy Kruk
Fotograf Adam Bujak towarzyszył papieżowi przez 43 lata.

Która spośród fotografii Jana Pawła II jest dla pana osobiście najbardziej znacząca?

Tuż przed wyjazdem na konklawe, podczas którego został wybrany papieżem, zrobiłem mu zdjęcie podczas mszy świętej w sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. Jan Paweł I wówczas już nie żył. Pamiętam, że fotografowałem wszystko, co robił kard. Wojtyła.

W ten sposób się żegnaliśmy. Po jego gestach wiedziałem, że już nie powróci. Wiedział, że otrzymał bardzo wiele głosów już podczas poprzedniego konklawe. Przeczuwał, że wybór może paść na niego. W jego spojrzeniu było jednocześnie wiele smutku, wzruszenia i głębokiej ufności: był gotów. Widziałem, że był gotów.

Czy organizował pan sesje zdjęciowe, podczas których Jan Paweł II pozował dla pana?

Nie, nigdy. Za każdym razem miałem zaledwie kilka sekund na utrwalenie obrazu. Aby mi to ułatwić, zatrzymywał się na ułamek sekundy, abym mógł zrobić zdjęcie. Nikt nic nie zauważał, rozumieliśmy się bez słów. W tej sekundzie, zatrzymanej dla zrobienia zdjęcia, widziałem całą jego godność.

Miał pan z papieżem relację synowską. Jakim był człowiekiem?

Przychodzi mi na myśl kilka obrazów. W ciągu pięciu ostatnich lat jego życia często się widywaliśmy. W większości przypadków przyjeżdżałem do Rzymu z moim przyjacielem, poetą Markiem Skwarnickim. Czasem do późnego wieczora rozmawialiśmy o sztuce, a zwłaszcza o poezji.

Rozmowy na temat sztuki były dla Jana Pawła II niezwykle ważne. Ogromnie lubił poezję, szczególnie swego ulubionego poety Cypriana Norwida. Prowadziliśmy we trzech otwarte dyskusje. Miałem wrażenie, że znajduję się w towarzystwie ojca, w kręgu rodzinnym... A równocześnie szczypałem się i mówiłem sobie: siedzisz naprzeciwko Namiestnika Chrystusa i do późnej nocy recytujesz z nim wiersze!

Czy w tamtych chwilach myślał pan, że jest on świętym?

Tak, jego świętość, czy też raczej: podejście do świętości, było uderzające. Pamiętam, jak na rok przed jego śmiercią, podczas jednej z naszych kolacji w Watykanie, ten sam przyjaciel poeta, o którym wspominałem, wyszedł na chwilę z ks. Dziwiszem po książkę, w której Jan Paweł II miał mu wpisać dedykację.

Zbliżała się północ. Zostałem na chwilę sam z Janem Pawłem II. Pomogłem mu podnieść się, miał trudności z chodzeniem. Rozmawiał ze mną wówczas o Bractwie Dobrej Śmierci – świeckim stowarzyszeniu przy zgromadzeniu ojców franciszkanów, które w każdy piątek kontempluje Mękę Pańską, i do którego należę.

Powiedział mi, że czuje się gotów na przejście do Domu Ojca. Słuchając go, odczuwałem jego aurę świętości, jego bezpośrednią łączność z Bogiem, charakterystyczną dla człowieka zanurzonego w modlitwie. To było coś namacalnego, naturalnego i zarazem  nadzwyczajnego.

Nie miałem możliwości, by się z nim pożegnać, ale trzy dni przed śmiercią podyktował kilka słów skierowanych do mnie. Podziękował za modlitwy, życzył łaski radości i pokoju, których źródłem jest Chrystus Zmartwychwstały „Zwycięzca śmierci, piekła i szatana”. Dziękował mi za modlitwę, podczas gdy to ja powinienem mu dziękować za jego! To był cały Jan Paweł II.

Jakie jest ostatnie zdjęcie, które mu pan zrobił?

Sfotografowałem jego dłonie, w trumnie. Widziałem w nich wszystkie te gesty, które obserwowałem przez cały jego pontyfikat. Kiedy brał na ręce małe dzieci, kiedy grał z młodzieżą w piłkę, kiedy kierował się w stronę tłumu, godzinami przytulając ludzi. Z nim audiencje trwały bez końca. Kierował się w każdą stronę, chciał każdego spotkać, po prostu: wchodził w tłum.

Bliski ludzi, promieniujący, radosny. Nazywano go Bożym atletą. Czy jednak widział go pan płaczącego?

Tak, jeden raz w Wadowicach. Znajdował się przed obrazem Matki Bożej, miał oczy wypełnione łzami. Zrobiłem zdjęcie. Ta Maryja towarzyszyła mu od wczesnego dzieciństwa. Bardzo wcześnie stracił matkę i myślę, że ta Maryja uosabiała jego matkę.

Gdyby miał pan wybrać jedno zdjęcie symbolizujące pontyfikat Jana Pawła II?

Wybrałbym zdjęcie zrobione we wnętrzu Grobu Bożego w Jerozolimie. Za papieżem było piękne światło. Na zdjęciu dostrzegalny jest cień jego twarzy, ukrytej w dłoniach. On sam jest pogrążony w modlitwie. Jan Paweł II był przede wszystkim człowiekiem modlitwy.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.