separateurCreated with Sketch.

„Jezu, wiem, że jesteś kozak, skoro z takich rzeczy uzdrawiasz”. Historia nawróconego więźnia

GRZEGORZ CZERWICKI ŚWIADECTWO
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Redakcja - 20.06.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Nie wiedziałem, jak się modlić, ale zacząłem gadać z Jezusem tak, jak gadałem z kumplami z celi. Ciągle powtarzałem: „Jezu, wiem, że jesteś kozak, skoro z takich rzeczy uzdrawiasz” – wspomina Grzegorz Czerwicki.

Grzegorz Czerwicki pochodzi z Krakowa. Po 12 latach pobytu w zakładzie karnym udowadnia, że z Bogiem wszystko jest możliwe. Prowadzi warsztaty „Jak przeciwstawić się złu” i „Nie jesteś skazany” oraz rekolekcje. Pracuje w wydawnictwie RTCK, którego nakładem właśnie ukazała się jego książka „Nie jesteś skazany”. Poniżej publikujemy jej fragment.

Trafiłem na siedemnastoosobową celę. SIEDEMNASTOOSOBOWĄ. Jeden bardach, jeden bolek*. Siedemnastu chłopa. To była moja druga odsiadka. Wyrok: sześć lat. Pod celą nie mówi się o uczuciach. O rodzinie też niewiele. Chłopaki nie płaczą czy jakoś tak… Zakumplowałem się z jednym ziomkiem, graliśmy razem w Play Station. Z nim rozmawiałem o tym, o czym się nie rozmawia. O marzeniach, nadziei, o szukaniu miłości i przyjaźni. Bo coraz silniej do mnie docierało, że szukałem...

Kradłem, napadałem. Moje życie nie miało sensu

Mój wspaniały plan ogarnięcia życia po pierwszej odsiadce runął już pierwszego dnia wolności, kiedy poszedłem się upić. Niczym nie różniłem się od ogromnej większości wychodzących, którzy idą oblać wyjście na wolność. Choć snułem plany i marzenia, co zrobię, jak wyjdę, i ile się zmieni, to… prostą drogą szedłem na recydywę. Miałem znaleźć pracę, spotkać fajną kobietę i założyć rodzinę. (…)

Szło mi tak dobrze, że coraz częściej nocowałem po śmietnikach i klatkach schodowych. (Do dziś mam nawyk, że nie zamykam na klucz schowków na śmieci, gdyby ktoś potrzebował tam przenocować). W brudnych ciuchach, wiecznie na kacu, włóczyłem się bez celu. Jak mucha, która co rusz przysiada na jakimś gównie.

Wiedziałem, że moja przyszłość nie jawiła się zbyt interesująco. Prawdopodobnie albo jakieś małolaty zatłuką mnie na ulicy, albo zdechnę gdzieś w rowie, albo zaćpam się na śmierć. Na tym etapie nie było już dla mnie innych opcji. (…) Cokolwiek się działo, nie mogło być gorsze niż to, co było. Kradłem i napadałem w poczuciu całkowitego bezsensu własnego życia.

Historia nawrócenia w więzieniu

Siedziałem więc pod celą z kolegą i rozmawiałam o tym, o czym w więzieniu się nie rozmawia. Był recydywistą, miał przesiedziane dwadzieścia pięć lat. Imponował mi. Ateista. Znaleźliśmy wspólny język na temat tego, co Kościół robi źle. (…) Szukałem przyjaźni, nadziei i miłości. Kto, do cholery, nie szuka?! Któregoś dnia kolega ateista zagadał:

– Grzesiek, pamiętasz, jak opowiadałeś, jak wpadłeś w amfę? Że zaproponował ci kolega i uległeś, bo myślałeś, że coś się zmieni w twoim życiu na lepsze? Że będziesz miał pieniądze?

A zamiast zmiany przyszła ruina.

– No. A co?

– Dużo czytasz, ale ciągle tylko kryminały i przygodówki. Nie za dużo tego kryminału u ciebie w życiu?

– Hmm…

– Bo wiesz… Jest jedna ciekawa książka, w której jest to, czego szukasz. Przyjaźń, miłość i nadzieja. – Zrobił dłuższą pauzę. – Gdyby ci nie spasowała, zawsze możesz odłożyć, raczej życie bardziej ci się nie posypie, co nie?

– Dawaj, co to?

– Biblia.

Popatrzyłem na niego jak na debila.

– Ty tak serio? Jaranie z wczoraj ci nie przeszło? – parsknąłem śmiechem.

Ale on się nie śmiał.

– Czytałem trzy razy. Mnie niewiele dała, ale może tobie, jak spróbujesz? Tylko wiesz, czytaj jak ciekawą książkę historyczną, tylko tyle.

Koleś trochę w życiu przeszedł, widziałem, że tym razem nie żartował. Szanowałem typa, więc nie ciągnąłem śmiechawy z tematu.

Kupiłem Biblię za szlugi. Ubiłem interes życia!

Minęło kilka dni. Długo nad tym myślałem. Te jego słowa i sposób, w jaki to wszystko mówił, wierciły mi dziurę w głowie. Kurde, Biblia? No kurde... Biblia? BIBLIA??? Przecież pomyślą, że mi odwaliło… Ale doszedłem chyba do punktu, w którym czułem, że niewiele mam już do stracenia. Z jednej strony to było tragiczne, a drugiej… jakby dające wolność.

Któregoś więc dnia zaczepiłem zgreda, który chodził do kościoła i miał Biblię, czy da mi poczytać. Zwietrzył interes. Dobiliśmy targu, poszła za dwa szlugi. Ciekawa historyczna książka, polecona mi przez kumpla ateistę, która miała mówić o przyjaźni, nadziei i miłości, została przehandlowana za dwa szlugi. Całkiem spoko. Ubiłem interes życia. Dosłownie.

Przełamałem się i wziąłem się za czytanie. (…) Otwieram. Bohater główny: Jezus z Nazaretu. Czytam. Druga, trzecia strona... „W sumie spoko gość” – myślę. Chwilami czuję się jak w dobrej książce przygodowej. Facet pomógł to temu, to tamtemu. Jednego uzdrowił, drugiego wskrzesił. Tu rozmnożył jedzenie, a tam pogonił frajerów faryzeuszy. Przemawiał tak, że tłumy go słuchały. Zawsze wiedział, co powiedzieć i jak się zachować. Nikogo nie potępiał. Mówił o miłości tak, jak nigdzie wcześniej nie czytałem w żadnej książce. No spoko gość!  Czytałem dalej. Kolejne Ewangelie… Tak minęło wiele, wiele dni. Bardzo dużo dni.

Gadałem z Jezusem jak z kumplem z celi

(…) Nie wiedziałem, jak się modlić i czym w ogóle jest modlitwa, ale zacząłem gadać z Jezusem tak, jak gadałem z kumplami z celi. Ciągle powtarzałem: „Jezu, wiem, że jesteś kozak, skoro z takich rzeczy uzdrawiasz, ale ja też mam cały bagażnik problemów z ciemnej wycieczki. Pomożesz mi go rozpakować?”.

(…) Doszedłem do opisu męki Pańskiej. Nie mogłem uwierzyć w to, co czytałem. (…) To nie mógł być normalny człowiek, skoro twierdził, że zrobił to dla innych ludzi. Czy można aż tak bardzo kochać ludzi? Co za człowiek tak robi? Czy Jezus zrobił to dla wszystkich? Nawet dla tych najgorszych, tych nic nie wartych? Nawet… dla mnie? Wtedy zdałem sobie sprawę, że ukrzyżowano Go z dwoma bandziorami… Takimi jak ja. W godzinę swojej śmierci miał przy sobie tylko bandziorów.

I wtedy rozwaliło mnie! ROZWALIŁO MNIE. Łzy same napłynęły mi do oczu. Zrozumiałem, że ON TO ZROBIŁ DLA MNIE. Nie wiem, jak to do mnie dotarło, ale ta myśl jak błysk pojawiła się równocześnie w głowie i w sercu – i… była niezaprzeczalna. Niepodważalna. Wszechogarniająca. Jeśli coś w moim życiu do tej pory było prawdą, to właśnie to. Po prostu zrozumiałem to w tym momencie. Nie umiałam jeszcze wtedy ogarnąć wszystkich konsekwencji tego, co się działo, ale wiedziałem, że moje życie już NIGDY nie będzie takie, jak wcześniej.

*Fragment książki Grzegorza Czerwickiego, „Nie jesteś skazany”, RTCK 2020
**Tytuł, lead, skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.