Chwilę później odejdą zgorszeni. „Twarde są te słowa, kto ich może słuchać” – powiedzą na odchodne.
Kafarnaum
Synagoga w Kafarnaum pękała w szwach. W tłumie, oprócz mieszkańców miasta, nie brakowało przybyszów zwabionych opowieściami o cudzie. Wielu spośród przybyłych widziało to niezwykłe wydarzenie na własne oczy. I nie tylko widziało.
Czytaj także:
Boże Ciało przed wojną. Zobacz, jak wyglądała procesja w Warszawie!
Poprzedniego dnia najedli się do syta, gdy Nauczyciel z Nazaretu rozdał tysiącom głodnych ludzi chleb i ryby – rozmnożony pokarm, którego wystarczyło dla wszystkich. Teraz słuchali Go z zapartym tchem. Im dłużej jednak mówił, tym bardziej stygł ich zapał.
Kiedy zrozumieją sens Jego słów, synagoga w Kafarnaum gwałtownie opustoszeje.
Głód
Wiedział, z jakimi intencjami przybyli. Sam zresztą im to oznajmił: „Szukacie Mnie nie dlatego, że zobaczyliście znaki, lecz dlatego, że najedliście się chleba do syta”.
A jednak mówił do nich. Chciał ich przekonać, że istnieje jeszcze inny głód, który w sobie noszą. Często nie będąc tego świadomymi. Głód, którego nie zaspokoi żaden pokarm, poza tym, który On może im ofiarować. Głód życia w obfitości, przekraczającego granice tego, co tu i teraz. Życia, które nie zna kresu.
Chlebem, który może ten głód zaspokoić jest On sam. Jego ciało.
Chleb
„Ja jestem chlebem żyjącym, który zstąpił z nieba. Ktokolwiek będzie jadł ten chleb, będzie żył na wieki”.
Te słowa mogły wprawiać w zakłopotanie. Co miał na myśli, porównując się do codziennego pokarmu? Czy to aluzja do manny – daru Boga, sycącej przodków w czasie drogi przez pustynię? W jaki sposób pokarm może dawać życie, które nie oprze się śmierci?
Słowa Jezusa mogły rozpalać wyobraźnię. Ale istniała granica, której nawet spragnieni chleba i cudów słuchacze Jezusa nie byli w stanie przekroczyć.
Czytaj także:
Nie lubię procesji Bożego Ciała. I co teraz?
Ciało
„Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata”. Skojarzenia musiały być szokujące. Oto stojący pośród nich człowiek mówi, że jeśli chcą żyć wiecznie, muszą jeść Jego ciało i pić Jego krew!
Chciałoby się przenieść te słowa w sferę przenośni czy symbolu. Brzmią one jednak niezwykle dosadnie i realistycznie. W kontekście rytualnych norm religii Izraela – niezwykle wręcz bulwersująco.
Zauważmy, że zarówno użyte w ewangelii greckie słowo „sarks”, jak i odpowiadające mu hebrajskie „basar” oznacza realny pokarm, po prostu – mięso. A czasownik „fagein” to coś więcej niż „spożywać”, w subtelnym znaczeniu tego słowa.
Słyszą jeszcze – co rozwiewało ewentualne wątpliwości – że to „prawdziwy pokarm” i „prawdziwy napój”. Chwilę później odejdą zgorszeni. „Twarde są te słowa, kto ich może słuchać” – powiedzą na odchodne.
Zdziwienie
Dziwimy się im. Wychowani od dziecka w eucharystycznej tradycji uznajemy za coś oczywistego, że to „Jego ciało” i „Jego krew”. Oswoiliśmy tajemnicę tajemnic…
A przecież – jak napisał Jerzy Sosnowski – „pomysł, że w kawałeczku specjalnego rodzaju pieczywa kryje się Bóg i zarazem Ktoś, kto dwa tysiące lat temu żył jako człowiek, jest wstrząsający. Pomysł, że na domiar wszystkiego można przed nim klęknąć i z nim porozmawiać, to szok, po którym już nigdy nie powinno się być tym samym człowiekiem, co przedtem”. Czy my to rozumiemy?
Czytaj także:
Skąd się wzięło Boże Ciało?