separateurCreated with Sketch.

5 (mniej) oczywistych wniosków po “Zabawie w chowanego” braci Sekielskich

ZABAWA W CHOWANEGO, SEKIELSCY
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Sosnowska - 16.05.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
16 maja to dzień premiery filmu „Zabawa w chowanego” – kolejnej produkcji Tomasza i Marka Sekielskich poświęconej pedofilii w Kościele. Z tej wstrząsającej historii warto wyciągnąć kilka ważnych wniosków, może nie zawsze oczywistych.

16 maja to dzień premiery filmu „Zabawa w chowanego” – kolejnej produkcji Tomasza i Marka Sekielskich poświęconej pedofilii w Kościele. Z tej wstrząsającej historii warto wyciągnąć kilka ważnych wniosków, może nie zawsze oczywistych.

Dość szybko po pierwszym filmie braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” (premiera w maju 2019 roku) pojawiła się informacja, że powstanie następny dokument również traktujący o problemie przestępstw seksualnych w Kościele. „Zabawa w chowanego” to wstrząsająca historia trzech dorosłych już dziś mężczyzn, którzy padli nie tylko ofiarą księdza pedofila, ale także przysłowiowego zamiatania trudnych spraw pod dywan, z którym tak próbuje walczyć papież Franciszek.

Oto kilka wniosków, które nasuwają się po obejrzeniu filmu Sekielskich (uwaga, spoiler!):

Skrzywdzeni to osoby wierzące

Bohaterów w „Zabawie w chowanego” mamy trzech – dwóch braci z rodziny organistowskiej, która mieszkała w domu należącym do parafii, oraz mężczyznę, który był ministrantem. Każdy z nich był wierzący, blisko związany z Kościołem, czuł się jego częścią, służył mu, ufał ludziom Kościoła.

Po koszmarnych przejściach z księdzem pedofilem do dorosłego życia wiarę „doniósł” tylko jeden z nich. W filmie z ust tego właśnie bohatera pada mocne oskarżenie pod adresem biskupa, który krył duchownego przestępcę, przenosząc go z miejsca na miejsce: on w ogóle nie troszczy się o moją duszę; troszczy się tylko o to, żeby nic nie wyszło na jaw.

Nadal w Kościele osoby skrzywdzone bywają traktowane jak problem do szybkiego usunięcia, a nie jak krwawiące rany tegoż Kościoła, którymi trzeba się zająć i zaopiekować z niezwykłą uwagą i czułością. Tych, którzy nadal wierzą, trzeba otoczyć opieką duszpasterską. Także tych, którzy wiarę zagubili po doświadczeniu w Kościele krzywdy i hipokryzji, trzeba słuchać, gdy zadają najtrudniejsze pytania – może w krzyku ich samotności jest obecna tęsknota za żywym Bogiem, który ma moc uzdrowić ich serca….

Kat też potrzebuje pomocy

Ale nie tylko ofiarom należy pomóc. Sprawcy również (jeśli nie z innych powodów, to choćby dla dobra wspólnego). Ksiądz dopuszczający się seksualnych nadużyć wobec bohaterów filmu sam prawdopodobnie był molestowany, a na pewno wielokrotnie padał ofiarą przemocy – taki wniosek można wyciągnąć z jego dość jednoznacznej wypowiedzi.

Co więcej, psychologiczne problemy ze sobą tego duchownego były oczywiste dla ludzi z jego środowiska. Jednak nikt mu nie pomógł się z nimi uporać w rzeczywisty sposób, bo przecież przenosiny w inne miejsce trudno za taką pomoc uznać. Gdyby ktoś wyciągnął do niego rękę, może skrzywdzonych ludzi i cierpienia byłoby mniej.

Takiego oskarżanego księdza na pewno należy odciąć od wszelkiego kontaktu z dziećmi, aby je chronić. Jednak nie mniej ważne jest zapewnienie – choćby w trakcie procesu kanonicznego – mądrego nadzoru kogoś, kto czuwałby zarówno nad przestrzeganiem takich zakazów, jak i umiałby wskazać sprawcy odpowiednią terapię. Taką rolę w zamyśle Centrum Ochrony Dziecka mieli spełniać diecezjalni kuratorzy, którzy powinni zająć się przede wszystkim oskarżanymi duchownymi. W praktyce kuratorzy są aktywni tylko w nielicznych diecezjach i w pracy ze sprawcami jest jeszcze wiele do zrobienia.

Niemi (?) świadkowie

Najbardziej wstrząsającą dla mnie sceną z dokumentu Sekielskich jest ta, w której jeden z bohaterów spotyka się po latach z siostrą zakrystianką. Siostra od razu go rozpoznaje, wita serdecznie i czule nazywa „Andrzejkiem”.

Kiedy mężczyzna mówi wprost, że był molestowany przez tutejszego księdza, siostra zaczyna się mieszać w zeznaniach. Oczywistym jest, że ona o tym dramacie wiedziała, choć tłumaczy się, że „nie była świadkiem na sto procent”. Zasłania się też swoimi przełożonymi, mówi, że na wyjawienie tej sprawy musiałby mieć ich pozwolenie (Z jej wypowiedzi nie wynika jednak, czy kogokolwiek o tym informowała.).

Podczas tego spotkania mężczyzna zaczyna płakać i pyta: Jak można zrobić coś takiego człowiekowi, dziecku? Siostra także reaguje płaczem i zachowuje się tak, jakby dopiero teraz dotarł do niej cały dramat i krzywda „Andrzejka”.

Tu dotykamy dwóch ważnych kwestii. Jedną z nich jest formacja osób konsekrowanych do posłuszeństwa. W ogromnym uproszeniu – ono nie może być ślepe. I nawet jeśli, hipotetycznie, przełożony nakazałby milczenie takiej siostrze, ona i tak sprawę powinna zgłosić, bo tu chodzi – i to nie jest poezja – o złamane ludzkie życie. Może również dlatego papież Franciszek w najnowszym motu poprio Vos Estis Lux Mundi nakłada na wszystkich duchownych i osoby konsekrowane ścisły obowiązek informowania władz kościelnych o przestępstwie, jeśli taką wiedzę posiadają.

Drugą kwestią jest odpowiedzialność każdego z nas. Od lipca 2017 roku weszło w życie prawo, które zobowiązuje do tego każdego z nas do interwencji na rzecz pokrzywdzonego. Jak wyjaśniała na naszych łamach Ewa Kusz, „kto wejdzie w posiadanie wiarygodnej informacji o popełnieniu poważnego przestępstwa lub też o usiłowaniu popełnienia go na szkodę dzieci poniżej 15-tego roku życia, a także osób psychicznie lub fizycznie nieporadnych, jest zobowiązany zawiadomić niezwłocznie prokuraturę lub policję. Brak zawiadomienia, zgodnie ze znowelizowanym art. 240 §1 kk zagrożony jest karą pozbawienia wolności do lat 3”.

Współodpowiedzialnością za koszmar wykorzystywanej osoby jesteśmy obarczeni my wszyscy, którzy ignorujemy czy odpychamy od siebie jakieś niepokojące sygnały, bo tak jest nam wygodniej, bo wmawiamy sobie, że może przesadzamy. Tu znowu: ceną za nasze wątpliwości i miganie się od odpowiedzialności może być złamane życie dziecka, trauma, jaką będzie w sobie nosić do grobowej deski. I to oczywiście dotyczy wszystkich możliwych środowisk, nie tylko kościelnego.

Prawna taryfa ulgowa dla Kościoła?

W „Zabawie w chowanego” dość mocno jest wyakcentowany wątek rzekomych forów, jakie prokuratura daje Kościołowi – chodzi o udostępnianie kurii/biskupowi do wglądu akt procesowych księży oskarżonych o nadużycia seksualne. Prawnik występujący w dokumencie braci Sekielskich przedstawia to w taki sposób, że ten rodzaj „przysługi” daje kurii, biskupowi (i sprawcy?) możliwość manipulowania w procesie.

W tej konkretnej pokazanej w filmie historii rzeczywiście trudno mieć zaufanie do biskupa, który ewidentnie sprawę molestowania ukrywał i nie stosował właściwych procedur kanonicznych, które nakazywały mu niezwłoczne wszczęcie dochodzenia wstępnego po otrzymaniu wiarygodnej informacji o przestępstwie duchownego. Jednak od kilku kościelnych delegatów ds. ochrony dzieci i młodzieży wiem, że ta współpraca między konkretnymi diecezjami lub zakonami a prokuraturą jest często wzorcowa: obustronna, przejrzysta i bardzo owocna.

W dziesiątkach spraw ludzie Kościoła zgłosili do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, a potem często składają zeznania oraz  udostępniają organom ścigania odpowiednią dokumentację (po zniesieniu przez papieża Franciszka sekretu papieskiego w tych sprawach nie ma już żadnych przeszkód).  Ze swej strony prokurator (mający, jak by nie patrzeć, szerszy wachlarz środków śledczych) może – choć nie musi – dać wgląd w akta procesowe stronie kościelnej, która z kolei przekazuje cały zgromadzony materiał dowodowy Stolicy Apostolskiej.

Co ważne, wszystko odbywa się najczęściej pod koniec postępowania prokuratorskiego, zgodnie z prawem, które wcale nie faworyzuje Kościoła, ale dotyczy wszystkich. Taką możliwość daje art. 156 Kodeksu postępowania karnego, który w paragrafie 5. zawiera następujący przepis: „Za zgodą prokuratora akta w toku postępowania przygotowawczego mogą być w wyjątkowych wypadkach udostępnione innym osobom”.

Co jeszcze ważniejsze, dzięki współpracy między prokuraturą a stroną kościelną niejednokrotnie można uniknąć podwójnego przesłuchiwania osób skrzywdzonych, czyli choć w tym zakresie oszczędzić im kolejnego cierpienia.

Dobrze mieć tego świadomość. Bo nie chodzi o to, by ukrócić wszelką współpracę między Kościołem a prokuraturą – a taki postulat po dokumencie Sekielskich może się pojawić – tylko pilnować, by miała ona sensowny, przejrzysty i zgodny z dobrymi intencjami obu stron przebieg.

Procedury to nie wszystko

Mamy w tej chwili w Kościele naprawdę dobrze opracowane procedury postępowania wobec osób duchownych podejrzewanych o molestowanie dzieci i młodzieży. Cały czas trwają też prace nad dalszym ich udoskonaleniem, żeby ochrona małoletnich, a także dorosłych już ofiar była jeszcze bardziej „szczelna”. Ale oprócz sensownych wytycznych, co jasno pokazuje „Zabawa w chowanego”, potrzebne jest jeszcze… ich przestrzeganie. I to przestrzeganie w duchu autentycznej empatii wobec ofiar.

Mówił o tym podczas pobytu w Polsce w czerwcu ubiegłego roku abp. Charles Scicluna – człowiek papieża Franciszka od rozwiązywania najtrudniejszych przypadków pedofilii w Kościele – w nawiązaniu zresztą do pierwszego filmu braci Sekielskich: „Kieruję bardzo silne przesłanie do moich braci biskupów w Polsce: Wiem, że macie właściwe procedury, ale musicie zagwarantować wiernym, że będziecie postępować zgodnie z wytycznymi, będziecie słuchać ofiar, a procesy będą przeprowadzane”. Wydaje się, że w świetle faktów pokazanych w „Zabawie w chowanego” ten apel jest nadal bardzo aktualny.


PRYMAS WOJCIECH POLAK
Read more:
Oświadczenie Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży po „Zabawie w chowanego”


ZRANIENI W KOŚCIELE
Read more:
„Zranieni w Kościele”. Świeccy katolicy oferują pomoc dla osób dotkniętych przemocą seksualną


LIST PAPIEŻA FRANCISZKA
Read more:
List pisany dynamitem: Franciszek pisze tak, że aż boli. Jak wyjść ze skandali seksualnych?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.