Do chrztu przystąpił w stroju ratownika medycznego. “Gdy woda spływała mi po głowie, zdałem sobie sprawę, że właśnie wygrałem życie, co jest dużo cenniejsze od kolekcji medali, jakie zgromadziłem w swej sportowej karierze” – mówi 35-letni Ákos Vanek.To prawdziwy twardziel, który w jednej z najtrudniejszych dyscyplin, jaką jest triatlon, sięgnął po największe zwycięstwa, włącznie z mistrzostwem świata w 2014 roku. „Dla moich rodziców ateistów bogiem był sport, prawdziwego Boga pokazali mi przyjaciele i to oni odkryli przede mną wiarę katolicką” – wyznaje węgierski sportowiec, który obecnie jako wolontariusz jest ratownikiem medycznym w karetce niosącej pomoc chorym na koronawirusa.
Chrzest był od dawna zaplanowany w Wigilię Paschalną. Cieniem na uroczystości położyła się jednak pandemia i wdrożone przez władze Węgier zamknięcie kościołów. Franciszkanie z Budapesztu, którzy od kilku lat pomagali Ákosowi poznawać Jezusa i Kościół, nie poddali się jednak i cudem otrzymali zgodę na przeprowadzenie ceremonii w mocno okrojonym gronie – kilku księży, katechumen i świadkowie. Pomógł też protestancki pastor, czyli kolega z karetki, który wziął za niego nocny dyżur.
„Chrzest był nadzwyczajnym przeżyciem. Stojąc sam w ciemnym kościele, zobaczyłem franciszkanów wchodzących ze świecami w dłoniach, rozpraszającymi jakby mrok mego życia. Czułem się prawdziwym wybrańcem” – wyznaje Ákos Vanek. Dodaje, że myślał wówczas o swym dotychczasowym życiu i wielu sportowych sukcesach, które osiągnął. „Zrozumiałem, że otrzymuję największy z możliwych darów; że ta woda otwiera mi drogę do największego zwycięstwa, do życia wiecznego” – opowiada sportowiec, który swą zawodową karierę zakończył po 22 latach.
Triatlon, który trenował, należy do najbardziej wymagających dyscyplin, ponieważ jest kombinacją pływania, kolarstwa i biegania, a o ostatecznym wyniku decyduje też szybkość, z jaką zmienia się strój i sprzęt. „Sport nauczył mnie wytrwałości, pokory i szacunku, a to przydaje mi się w karetce i całym życiu” – podkreśla.
Do pogotowia trafił w listopadzie ubiegłego roku. Wyznaje, że pracę tę odczytuje w kategoriach powołania, jakie Bóg dał mu na kolejny etap życia. „Chciał, bym pomagał najbardziej potrzebującym i chorym, stąd moja decyzja, by jeździć teraz w karetce COVID-19” – mówi. Opowiada, że wielu jego kolegów modli się w pracy, a pacjenci są im za to wdzięczni.
„Oczywiście uważamy, by się nie zarazić, ale nie ma we mnie lęku o moje życie. Kiedy wracam po dyżurze do domu, czuję w sobie niesamowitą energię. Zdaję sobie sprawę, że jestem częścią czegoś bardzo ważnego i potrzebnego” – wyznaje. Franciszkanie podkreślają, że ten szczególny chrzest wpisał się w prośbę papieża, by otoczyć modlitwą świętych z sąsiedztwa w czasach pandemii, czyli cały personel medyczny ratujący życie i pomagający chorym na koronawirusa.
Czytaj także:
“Mycie zarażonego. Opatrywanie odleżyn. Golenie mężczyzny – pierwszy raz w życiu”. Siostry vs. koronawirus
Czytaj także:
Ksiądz Piotr w DPS-ie w Bochni: przewijam, karmię, myję, spowiadam… [rozmowa]
Czytaj także:
Bóg polecił jej rysować anioły dla chorych na koronawirusa i ich lekarzy